Kiedy wróciłem do Polski w 2000 roku, miałem wrażenie, że
USA, z których przybywam, to Dziad,
a Polska to jakaś budząca się do życia, rozpędzająca się młoda siła.
To był inny kraj - niesłychanie dynamiczny, ale też jeszcze utopiony w problemach transformacji. Ludzie regularnie jeździli PKP za łapówkę, drogówka częściej brała w łapę niż nie. Teraz to niewyobrażalne. Ale ceną tej stabilizacji jest
powrót jakiejś upiornej formy patriotyzmu.
Znika patriotyzm Sendlerowej, Edelmana czy Kuronia na rzecz
patriotyzmu pełnego nienawiści, patriotyzmu mściwego Wildsteina i Rymkiewicza.
Pewnie jest część kraju gotowa porzucić Dziadowską nudę,
rocznicowo-sentymentalne rytuały na rzecz żywotności,
a część chce nas wiecznie już uwięzić w tych rytuałach.
USA, z których przybywam, to Dziad,
a Polska to jakaś budząca się do życia, rozpędzająca się młoda siła.
To był inny kraj - niesłychanie dynamiczny, ale też jeszcze utopiony w problemach transformacji. Ludzie regularnie jeździli PKP za łapówkę, drogówka częściej brała w łapę niż nie. Teraz to niewyobrażalne. Ale ceną tej stabilizacji jest
powrót jakiejś upiornej formy patriotyzmu.
Znika patriotyzm Sendlerowej, Edelmana czy Kuronia na rzecz
patriotyzmu pełnego nienawiści, patriotyzmu mściwego Wildsteina i Rymkiewicza.
Pewnie jest część kraju gotowa porzucić Dziadowską nudę,
rocznicowo-sentymentalne rytuały na rzecz żywotności,
a część chce nas wiecznie już uwięzić w tych rytuałach.