„Jest tylko jeden kraj tak głupi by sprzedać swój przemysł energetyczny. To Wielka Brytania” –
Po prywatyzacji sektora energetycznego w Wielkiej Brytanii ceny prądu dla Brytyjczyków są wyższe, niż we Francji, gdzie wciąż działa państwowy monopol –
Sprywatyzowany brytyjski przemysł energetyczny częściowo
należy do firmy Electricité de France ... Znaczącą rolę odgrywa także producent elektrowni atomowych Areva.
Większościowym udziałowcem obu tych firm jest rząd Francji.
W praktyce więc doszło do częściowej renacjonalizacji, z tym że
rząd brytyjski zastąpił rząd francuski.
Pomimo że Wielka Brytania otworzyła swój rynek energetyczny
inne kraje tego nie zrobiły.
W efekcie – twierdzi autor – kraj zamiast stać się centrum światowych koncernów energetycznych stał się prowincją w której energię dostarczają firmy z innych krajów.
Po prywatyzacji sektora energetycznego w Wielkiej Brytanii ceny prądu dla Brytyjczyków są wyższe, niż we Francji, gdzie wciąż działa państwowy monopol –
Sprywatyzowany brytyjski przemysł energetyczny częściowo
należy do firmy Electricité de France ... Znaczącą rolę odgrywa także producent elektrowni atomowych Areva.
Większościowym udziałowcem obu tych firm jest rząd Francji.
W praktyce więc doszło do częściowej renacjonalizacji, z tym że
rząd brytyjski zastąpił rząd francuski.
Pomimo że Wielka Brytania otworzyła swój rynek energetyczny
inne kraje tego nie zrobiły.
W efekcie – twierdzi autor – kraj zamiast stać się centrum światowych koncernów energetycznych stał się prowincją w której energię dostarczają firmy z innych krajów.
W 1984 r. sprywatyzowano telekomunikację, w 1986 r. dostawę gazu, w 1987 r. lotniska, w 1989 r. wodociągi (pociągi i rynek energetyczny poszły pod młotek w latach 90.) W Wielkiej Brytanii wyobrażano sobie, że ich kraj staje się w ten sposób podobny do USA, gdzie – jak sądzono – wszystko jest dostarczane przez prywatne spółki. Była to tylko częściowa prawda. Littlechild wiedział o tym, jednak sądził, że Amerykanie popełnili błąd nie pozwalając działać w pełni wolnemu rynkowi.
Ostatecznie w Wielkiej Brytanii wprowadzono ograniczenie na wzrost cen prądu.
Mogły one rosnąć jednie o inflacje minus wskaźnik „X”, który określano co pięć lat.
W praktyce miały więc realnie maleć.
Wydawałoby się, że to dobry pomysł, jednak po latach państwowego zarządzania
firmy energetyczne miały olbrzymie możliwości cięcia kosztów i nie musiały korzyści z tych cięć przekazywać klientom w postaci niższych cen. Zamiast tego wypłacano je w postaci dywidendy akcjonariuszom. Littlechild uważał, że to dobrze, bo wysokie zyski zachęcą nowe firmy do wchodzenia na rynek, a to będzie z korzyścią dla klienta. Tak się jednak nie stało.