Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 28 lutego 2011

Maciej Nowak

Ten rodzaj zidiocenia opisany przez Mcieja Nwaka nazwałbym balcerowaniem, lub hausnerowaniem.
Wszystko ma załatwiać rynek. To co nie rynkowe z natury.... także -rynek.
Dogmatycznie myślący opamiętajcie się życie ma trochę więcej wymiarów.
I jeszcze jedno-życie nie kieruje się prawami mechaniki! A to znaczy,że nie można przenosić mechanicznie tego co działa np. w USA na teren Polski.

Klasa średnia 2

Klasa średnia  powstała gdy proste cywilizacyjne mozliwości znalazły się w zasięgu większości
-ludzkiej  populacji.
 Okres, który minął ( wpływ  kina pozostał.)- zbiegł się z upowszechnieniem demokratycznego  kina.
Wtedy klasa średnia objęła
50-70% populacji państw Zachodnich.

Wkroczyliśmy  w rzeczywistość telewizyjną, która pozwala na identyfikowanie się klasy średniej  z tym co ogląda
i  w kolejnym kroku -  za sprawą interaktywności Internetu. 

Czujemy swoją przynależność do klasy średniej wtedy gdy kupujemy - jak wszyscy- nowy model telewizora i choćby stary samochód i mamy ciepłą wodę w łazience. Czujemy się nieszczęśliwi gdy jesteśmy tego pozbawieni.
Większość z nas korzysta z publicznej służby zdrowia, na którą narzeka, jeżeli bardzo chce to ma dostęp do wykształcenia, korzysta z publicznej ochrony prawnej (kiepska ale jest) i policyjnej,  możemy jeśli chcemy uczestniczyć w teatrze politycznym, który obiecuje, że mamy wpływ na zmianę rzeczywistości na lepszą, a na starość powinniśmy mieć emerytury. To są współczesne standardy. To są wyznaczniki przynależności do klasy średniej-do wyobrażonej większości .
Zapominamy, że  w czasie historycznym  możliwości cywilizacyjne były dostępne dla zbiorowości NIELICZNYCH ,
dominujących,  pasożytujących i twórczych.
Wiekszość nie liczyła się, żyła poza cywilizacją.
Świadomość tego co się należy większości
- jak psu buda - to coś nowego. Jest ona konfrontowana z rzeczywistością.

W krajach  najbogatszych  bywa różnie - teraz średnia spadła poniżej  połowy- w krach biednych natomiast
świadomość i rzeczywistość rozeszły się w sposób nienośny.
Aspirującym do klasy średniej trudno się z tym  pogodzić.

Powstają napięcia między świadomością, aspiracjami,  a rzeczywistością.

niedziela, 27 lutego 2011

Dlaczego klasa średnia?

Jesteśmy  równi.
Jesteśmy klasą średnią.  Ale okazuje się, że nie bardzo.
Zanurzeni w  środowisku: wirtualnym (telewizja, komórki,interaktywny Internet, Facebook), demokratycznym...
W nim- wszyscy czują się  są  równymi.
A jeśli nie, to z własnej winy.
Wszystko jakby stoi otworem, niby wszystko zależy od ciebie. Telewizja pokazuje błyskawiczne kariery ludzi, którzy  z niczego dostali się na szczyty: medialny, polityczny,  bo... potrafili się  się zaprezentować.

W nowoczesności  możliwości produkcyjne zaczęły rosnąć szybciej niż podstawowe  potrzeby cywilizacyjne.
Teraz, fabryką świata  są Chiny,  jutro fabryka świata mogą  być Indie, Meksyk, Brazylia, Turcja. Ogarnijmy to wyobraźnią. Ogarnijmy  wyobraźnią skutki. Ile tego będzie! I jeśli się nie postaramy będzie także morze biedy, wykluczenia,  ile narośnie złości u tych, których aspiracje zostały rozbudzone i nie spełnione.

Wkroczyliśmy  w świat nadmiaru. Po raz pierwszy w historii. Dawne podziały klasowe miały charakter piramidy z wielką, liczną, odciętą  od wyższych pięter piramidy podstawą, pozbawioną praw,  i górą, w której zachodziły procesy cywilizacyjne i rozwojowe. Cywilizacja zasilana, utrzymywana, przez podklasę.
Podstawa -siła robocza musiała być   trzymana w  mocnych ryzach    religią, odcięciem  od wiedzy, siłą.
Jeszcze nie dawno, pokoleniowo, stosunki pan -służba- w  Polsce, Rosji,  w przedwojennych  polskich filmach, lub starych rosyjskich dramatach-  pokazują, że  niektórzy ludzie byli jakby mniej ludźmi.
Jeszcze nie dawno, wtedy gdy rzeczywistość już się  radykalnie zmieniła padała kwestia:
"gentlemen nie pracuje". Teraz nie jest to norma pozytywna- wątpliwe wyróżnienie.


 Nie było w historii    na większą skalę sytuacji, aby dla wszystkich starczało.  Konieczne nierówności uzasadnienie niedoborami i ówczesnym stanem techniki. Teraz jest inaczej! Mamy inną rzeczywistość.

Logicznym jest, że klasa średnia powinna rosnąć, a tymczasem maleje.
To absurd! Niedobory w świecie nadmiaru i wirtualnej równości.
Nie da się  utrzymać rozbieżności między stanem świadomości, a inną niż ona rzeczywistością.
Gdy wszystko jest na wyciągnięcie ręki  a okazuje się, że nie bardzo.
Stąd biorą się wstrząsy, które dokonują się teraz i będą dokonywać w przyszłości.

sobota, 26 lutego 2011

Sytuacja niedoboru

Kapitalizm  neoliberalny upadnie pod własnym ciężarem
z tego samego powodu, dla którego upadł komunizm.
Dlatego, że jest ustrojem niedoboru (?!). Jak tamten.
W komunizmie nie można było "nic" dostać.
Z powodu permanentnych niedoborów.

Pod panowaniem wciskającej się  gdzie się da ideologii rynkowej popadamy znowu w sytuacje niedoborów,  dotykających  klasę średnią i  wspólnotę jaka jest Państwo lub Rejon (Europa).


W  świecie nieokiełznanej konsumpcji
...........klasa średnia przestaje się powiększać(!?),
nie realizuje swoich aspiracji,  deklasuje się,
degradowana  śmieciowymi pensjami.

Jednocześnie możliwości produkcyjne  gospodarki światowej
 wydają się być ograniczone jedynie barierą surowcową.
Która zresztą jest barierą ruchomą. W nieodległej przyszłości  kłopoty energetyczne i materiałowe
powinny przejść do przeszłości.
 Oby tylko do tego czasu równowaga gospodarcza ( społeczna) była zachowana.

Warunkiem zachowania  równowagi
 będzie  odrzucenie neoliberalizmu,
który w najbliższej przyszłości z jego hulaj dusza rynkami finansowymi dążącymi do nierównowagi(Soros)
będzie tę równowagę targał światowymi   kryzysami.

Okropny neoliberalny kapitalizm: co to jest?
-Zawłaszczył coś co nie jest jego-Państwo.
 Które na skutek braku pieniędzy
przy stale obniżanych podatkach, straciło możliwości uprawiania polityki innej niż przepychanki partyjne.

Neoliberalizm  filozofii Thatcher negując   istnienie społeczeństwa, zanegował potrzeby społeczne, wykraczające poza ramy rynkowe.
Niedobory są bardzo rewolucyjne.
Na dodatek mają miejsce w gospodarce nadmiaru.
Tego na dłuższą metę nie da się utrzymać.

piątek, 25 lutego 2011

Robert Jacob Alexander, Baron Skidelsky

  powiedział, w  niedawnej Wyborczej, że  tak jak kiedyś napisał książkę o końcu komunizmu, to teraz powinien napisać  książkę o końcu  kapitalizmu.
 Nie on pierwszy wieszczy koniec kapitalizmu. 
Kapitalizm jako ustrój polityczny upadnie.
Kapitalizm natomiast jako system rynkowy jest niezagrożony. 
Mylenie tych dwóch pojęć wprowadza sporo bałaganu. Uniemożliwia racjonalne  myślenie. Powadzi do takiego pata:  komunizm nam się nie podoba, kapitalizm nam się nie podoba! 
To co wam się, u licha , podoba. 
Jednak również  Skidelski stawiając w ten sposób sprawę 
wpisuje się w ten ułomny język. Jego ograniczenia  uniemożliwiają 
sformułowanie sensownego poglądu o tym.

Moda na pojęcia

Trochę zwierzeń, ale  mało osobistych, bo ten blog nie jest osobistym pamiętnikiem, a jeśli już, to specyficznym.
Pojęcia jak ubrania: wygodne , mniej wygodne,
jak moda sezonują się.
Krzysztof mi radzi:  "nie pisz lud" , "bo to archaiczne i arystokratyczne". Jeszcze nie dawno tak!
Teraz jakby (nie tylko u mnie) to pojecie zrobiło się wygodne i częściej używane.
Sporo czasu temu w miejscach , w których najczęściej padało słowo    "rynek" używałem słowa "kapitalizm", potem zauważyłem, że inni zaczynają  również używać je  w podobnych miejscach.
Kapitalizm..... tu, na pierwszym plan wysuwa się   człowiek.
W znaczeniu słowa"rynek" na pierwszym -mechanizm.
Wygląda  mi na to, że teraz wygodniejsze mi , w użyciu, będzie  słowo- "rynek" . Zobaczymy.

czwartek, 24 lutego 2011

Rozpad paradygmatu neoliberalnego

Platforma skręciła w lewo, bo musiała, bo Tusk i Rostowski są inteligentni  i otwarci na tyle, że zdolni do pragmatycznych korekt. Nie mogą  pogrążać się z budżetem. Neoliberalne założenia w zderzeniu z rzeczywistością coraz częściej rozpadają się.

      Kierunek skrajnie na prawo został  mocno ustanowiony. Dalsze zmiany  wymagałyby zanegowania przez Platformę dotychczasowej retoryki-  przy braku alternatywnej  w istniejącej przestrzeni publicznej.


        Wyczerpały się zasoby zgromadzone w PRL-u.  Prywatyzacja wytworzonego wtedy majątku zapychała dotychczas dziury budżetowe,  pozwalała obniżać podatki. Wyeksploatowano elektrownie zbudowane w PRL-u. Rządy nie wydawały pieniędzy na inwestycje odtworzeniowe, lecz  przejadały pieniądze z prywatyzacji. Jak długo można? Teraz trzeba wydać ogromne -na system energetyczny, który się sypie. Państwo tych pieniędzy nie ma. Elektrownie zbuduje prywatny kapitał-ceny energii poszybują w górę. Wpłynie to na przyhamowanie rozwoju  i obciąży gospodarstwa domowe.

 - Reforma służby zdrowia. Postępująca zapaść. Leczona  robieniem zamieszania- wokół niej. Jej finansowanie  w liczbach względnych, to mniej więcej połowa tego co  wydają kraje rozwinięte. Lekarstwem na brak pieniędzy ma być prywatyzacja. Podążanie   w ślady przedobamowskiego systemu praktykowanego w USA i podobnie fatalnie działającego w Szwajcarii. Przypominam przy dwukrotnie niższym finansowaniu! Nie dajemy sobie żadnych szans. Nie wiem na ile jest to świadome działanie? A na ile wynika z   łatwego, wygodnego, bo zwalniającego  decydentów z odpowiedzialności, dogmatu:  "prywatne was uzdrowi".
 Zmiana systemu istniejącego   na taki który nigdzie się nie sprawdził. Działanie obłędne.
-Reforma szkolnictwa wyższego
Potraktowana identyczne jak wyżej. Przy nieporównywalnie niższych nakładach na naukę niż  w państwach rozwiniętych i aspirujących do bycia nowoczesnymi. Zmiana dla zmiany, bez możliwości naprawy(brak pieniędzy) dotychczasowego niewydolnego systemu - pogarsza, a nie polepsza sytuacje! Głębokie reformy  wywołują bałagan i wymagają zaangażowania dodatkowych pieniędzy na przeorganizowanie systemu i na jego późniejsze funkcjonowanie.
Tymczasem rząd tych pieniędzy nie chce dać, bo ich nie ma, a nie ma dlatego,że zamiast maksymalizować podatki
-obniża je.
Tak więc to co nazywa się reformą służby zdrowia i  szkolnictwa wyższego, to jest para drogo produkowana i  wypuszczana w gwizdek.

 Dopóki nie odrzucimy błędnych założeń   neoliberalizmu
 dopóty  będziemy pozbawiać się  politycznych możliwości.

Dlaczego inwestujemy w emerytury  w sferze publicznej, a nie prywatnej i to nam nie przeszkadza, ale już podatków nie traktujemy jako koniecznego inwestowania w przyszłość?

Trzeba zatem mówić:  o państwie jako wspólnocie
-o podatkach   jako czymś  niezbędnym
 dla budowy  dobra wspólnego,
-a  nie jak ich  unikać.
 O tym także
- jak obciążenia podatkowe rozkładać.

Dopóki nie zdejmiemy  z tych pojęć odium  anatemy,
 dopóty polityka będzie kręciła się bezsilnie wokół pozorów.

Dlatego  kryterium lewicowości dzisiaj sprowadza się do tego
jaki  aspirująca do niej partia
ma stosunek do podatków.
Według tego kryterium SLD jest koniem trojańskim prawicy, a nie partią lewicową.
Ci, którzy widzą lewicowość w PIS-ie nie wiedzą o czym mówią.
Jedni i drudzy poczytują sobie za tytuł do chwały: obniżenie płatków.
Bo co znaczą deklaracje jeżeli brak mocy wykonawczej. Wówczas zaczynają się ruchy pozorujące działanie,
maskujące partykularne interesy.
A świat w makro skali i w naszej lokalnej  uwikłany w neoliberalizm  jeśli nie jest w stanie odejść od niego na drodze  namysłu intelektualnego, to będzie
wielokrotnie zderzał się z rzeczywistością.

środa, 23 lutego 2011

Problem Rosatiego

ma już  wieloletnią tradycję. Ciągnie się od słynnego, i najgłupszego z możliwych, zdania Margaret Thatcher:
"Nie ma społeczeństwa są tylko kobiety i mężczyźni".
To oznacza oczywiście, w  "solidnej" niekonsekwencji (szczególnie w ustach Brytyjki), zanegowanie istoty  tego czym jest państwo.

W wymianie zdań, w sprawie OFE, z Grabowskim Rosati mówi- to nie nasze zadłużenie, to zadłużenie państwa.
Neoliberałowie od mamy Thatcher maja potężne problemy ze zrozumieniem: czym  jest państwo,
  na różnych piętrach swoich neoliberalnych rozumowań.
Rosati, ekonomista, obeznany z finansami, człowiek bywały i jeszcze młody, a jakby nie rozumiał, że  jeśli (jego zdaniem) państwo to zło konieczne (dla byłego ministra tego państwa),
 to jednak w dłuższej perspektywie jego kondycja  i kondycja funduszy inwestycyjnych muszą iść w parze. Zadłużając i  szkodząc państwu, szkodzi się także funduszom i  ich klientom.

Oczywiście zanegowanie społeczeństwa- samoistnego bytu, bez którego nie mógłby istnieć człowiek przekłada się  na stosunek do państwa, bo przecież to one ucieleśnia, albo powinno ucieleśniać społeczeństwo.
I tu zaczynają się te neoliberalne fiki miki:
biurokracja państwowa, etatyzm-słowem -klątwa faraona.
Wszystko co ludzkie, celowo skonstruowane, pozostawione same sobie degraduje się. Biurokracja ta niedobra, to naturalny stan rzeczy. Zaniedbane, bo nie sprzątane mieszkanie też.  Tymczasem może  i powinna być wartością dodaną- często nie jest. Zależy, od tego jak się przyłożymy, od tradycji, kultury, mądrości społeczeństwa.
Ciekawostka:  Libijczyk, wczoraj, w   telewizorze mówi, że ludzie w Libii chcą obalić reżim.-Nieprawda powiada-oni  chcą reżimu(!?),  chcą obalić panujący tam bałagan i nie mogą znieść braku instytucji państwowych. Z  pochwała reżimu nie przesadzajmy , ale wypowiedź była znamienna.

wtorek, 22 lutego 2011

Kanon

ponadto 
lewica powinna  określić klarownie: swój stosunek,  wnioski i zamierzenia,  wobec  głośnych  wydarzeń, które ostatnio miały miejsce, ujawniając zapaść instytucji państwowych.

Śmierć  posłanki Barbary Blidy, Katastrofa Smoleńska, korupcja w  Kościelnej Komisji Majątkowej.
Ustosunkowanie się do tych wydarzeń określi , czy władza jest jej potrzebna po to, aby zrealizować określone cele, czy po to aby  jakoś miło, nie narażając się,  funkcjonować w obrębie establishmentu.
Bo nie mamy tu do czynienia ze zjawiskami incydentalnymi, lecz z poważnymi niedomaganiami instytucji państwowych w obszarze: "trąd w pałacu sprawiedliwości",  bałagan w siłach  zbrojnych i korupcja na styku państwo-kościół.
Wszystkie te wydarzenia są dotychczas,  zamiatane pod dywan.
 Świadczy to o tym, że wytworzył się trwały  establishmentowy  układ władzy dla  władzy,  którego imperatywem nie jest jakość funkcjonowania instytucji państwowych.
           - Smoleńsk (siły zbrojne)
 a przedtem przedtem wypadek CASY upublicznił bałagan w  siłach zbrojnych.
 Próby   podzielenia się   winą z Rosją (wg ostatniego zasłyszanego: ,,nie będzie Ruski nas pouczał,,),  to jedna z możliwych prób zamącenia i zamiecenia sprawy pod dywan i pozostawienia stanu rzeczy bez zmian. Podobne  zachowanie, to  tani, nie wymagający pracy i umiejętności  sposób na zbicie kapitału politycznego.
 Jak się zachowa Platforma, to dopiero się okaże. SLD pozostaje w tej sprawie na poziomie wzajemnych przepychanek politycznych, w ramach establishmentu,  w którym w końcu nic się tak na prawdę  nie chce ruszać, bo wszyscy są swoi. Jest tak bez względu na barwy polityczne. PJN lekko złapała wiatr -sensu tej sprawy -w żagle, ale podtapia ją pozostawanie w obrębie, w końcu wyuczonej retoryki :" Lech wielkim prezydentem był".
             - Śmierć Barbary Blidy
(funkcjonowanie polskiego systemu  prawnego)
-unaoczniła  jego działanie i  upolitycznienie   ( niewydolność tej instytucji pokazuje też równie spektakularne  zamieszanie wokół śmierci Olewnika ).
Śmierć   niewinnej  Blidy, preparowane zarzuty (jak wykazało śledztwo) okoliczności  zdarzenia,  konsekwencje. To wszystko jest :  "trądem w pałacu sprawiedliwości".
 Śmierć nastąpiła w wyniku zaszczucia człowieka  lub w wyniku szamotaniny. Późniejsze intensywne zacieranie śladów w celu uchronienia kilku odpowiedzialnych za tą śmierć osób deprawuje nasz system sprawiedliwości  jako taki, który dopuszcza podobne zachowania.
                              -Komisja Majątkowa
(stosunki państwo-kościół).
 Układ korupcyjny,  którego działania nie zauważały, przez wiele lat,  organa państwowe, włączając w to CBA specjalnie powołane do tropienia korupcji i układów.
To pokazuje jak bardzo  nasze instytucje państwowe są upolitycznione- widzą tylko to co chcą widzieć, ze swojej politycznej perspektywy, a nie kierują się dobrem państwa.
Platforma z powodów sobie znanych, zamiotła tę sprawę pod dywan. SLD również nie okazał się znaczącą przeszkodą , która by nie pozwoliła umrzeć tej sprawie.
Zasadniczo zabrzmiał  w tej sprawie głos Karola Modzelewskiego,
ale był to głos, jak często  się u nas zdarza, który nie znalazł   politycznego i medialnego echa.

Problemy powyższe nie eksploatowane przez parlamentarna lewicę, leżące odłogiem podejmują inni:
Palikot, PJN, PIS i PO. I w ten sposób otwierają sobie polityczną szansę na poszerzenie ( o dziwo!) swojego elektoratu.

Załóżmy, co nie jest wykluczone, że Tusk chciałby wrócić do podatków z przed kilku lat.
Pragmatycy z jego obozu mogli by dojść do jakże logicznego wniosku, że  jest to najlepszy sposób aby wyjść z kłopotów, nie mając noża na gardle.
Nie mając znikąd poparcia nie będzie mógł tego zrobić!
Czy z nami leci pilot? Jaka partia powinna optować za podniesieniem podatków od bogatych, i obniżenia dla biednych?

Napieralski o podatkach

To my  zlikwidowaliśmy trzeci próg podatkowy.
 To nasza zasługa!
-Czy wrócić do trzeciego progu i składki rentowej?
-Milczenie.
-Moje poglądy dotyczące podatków są  inne -niż Leszka Millera- podatek liniowy.
Dla każdego z nas jest miejsce w partii lewicowej.
Więc są  jakby mało  inne... Jak u  Leszka Millera.
Albo, lewicowa partia nie ma poglądów!
Ma poglądy  sprzeczne.
 - Nie ustalone
dla  podstawowej w socjaldemokracji umowy:
możliwości dokonywania  redystrybucji w te dziedziny, które rynek omija łukiem.

Skuteczne zarządzanie w sferze społecznej.
-  Żadne! Gdy państwo nie ma pieniędzy.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Piotr Kuczyński o podatkach

Powrócić do tych z przed kilku lat.
Pod koniec tekstu.


"Należy na 2-3 lata wrócić do starej składki rentowej i starych stawek podatku PIT. W tym czasie zorientować się, w którym kierunku pójdzie gospodarka i zaproponować sensowne reformy. Taki odwrót, w połączeniu z propozycjami rządowymi zmian systemu emerytalnego, dałby około 60 miliardów złotych rocznie. W połączeniu z możliwymi do przeprowadzenia szybkimi zmianami w wydatkach umożliwiłoby to zejście poniżej 3 procent deficytu już w przyszłym roku. "

niedziela, 20 lutego 2011

Andrzej Sopoćko o podatkach

Podatk
"....za mało było państwa w finansowaniu społecznego rozwoju tam, gdzie gospodarka oparta na wolnym rynku jest nieskuteczna...."


"....wbrew oczekiwaniom zarówno liberałów, jak i zwolenników mocnej pozycji państwa w gospodarce nie udało się określić ani ujemnej, ani dodatniej korelacji między rozwojem a wielkością obciążeń fiskalnych. Chyba dlatego, że społeczne środki można wydawać rozsądnie lub nie. Ponadto niektórym lepiej udaje się zapanować nad biurokracją, innym gorzej, wreszcie potrzeby zewnętrznego wspierania przedsiębiorstw i obywateli nie są jednakowe dla każdego kraju. Nie należy więc ścigać się o wysokie miejsce po którejś stronie - tzn. krajów najwięcej czy najmniej wydających z budżetu. Gospodarczy silnik nie pracuje tym lepiej, im więcej rządząca ręka wleje w niego oleju, jednak gdy wleje za mało, silnik się zaciera. Zarówno oleju, jak i wydatków musi być dokładnie tyle, ile potrzebuje ten właśnie silnik....."


"Potrzebna jest reforma podatkowa, 
... Powinna jednak być skierowana do tych,
 którzy są w stanie je unieść.
 Przede wszystkim więc ku najbogatszemu decylowi (10%),
 który - jak się okazuje - jest niezwykle wydajny podatkowo.
Przynosił on bowiem w 2008 r. ponad jedną trzecią wszystkich wpływów podatkowych
 (dane Ministerstwa Finansów)."

sobota, 19 lutego 2011

Sierakowski o podatkach

Sierakowski określił  socjaldemokratyczny kanon.


"Partia lewicowa powinna proponować cofnięcie pisowskiej obniżki składki rentowej, powrót do trzech progów podatkowych, uszczelnienie prawa o samozatrudnieniu, żeby nie wypychało milionów ludzi z systemu ubezpieczeń społecznych, a innym umożliwiało unikanie płacenia podatków. Powinna mieć także swój pomysł na zwiększenie aktywności zawodowej Polaków. Wówczas moglibyśmy mówić o socjaldemokratycznej odpowiedzi na zmniejszenie deficytu finansów publicznych i nierówności społecznych.,"

czwartek, 17 lutego 2011

Ouality In Everything We Do

 Ernst & Young
"Jakie są państwa potrzeby biznesowe?"
-U nas możecie otrzymać wszystko co chcecie.
-Możemy zdublować i opracować każdy rządowy temat.
Wszystko można potraktować jako biznes.
-Tylko u nas. Niedrogo, za kilka, kilkanaście milionów baksów.
Wy w tym czasie będziecie mogli zajmować się swoimi gierkami, zabawami politycznymi, już my wszystko zrobimy.
-Dla Was sława reformatorów. 


A więc- Ministerstwa zlecają.
-Gdybym w wyborach głosował na Platformę, to teraz  bym się zastanawiał :
na kogo  głosowałem  
-na politykę, czy na Ernst & Young.
Czy to ważne kto opracowuje założenia reformy: ministerstwo działające w oparciu o wytyczne polityki państwa, czy firma konsultingową działająca w oparciu o zasady biznesowe?


Kłopot z  neoliberalizmem w polityce jest taki,że zawłaszcza ją po to: aby nie było w polityce polityki.Dlań, polityka  powinna być zredukowana do tworzenia warunków dogodnych dla...biznesu -nie dla społeczeństwa.Bo przecież, jak wiadomo: "dla społeczeństwa jest dobre to co jest dobre dla biznesu", a więc hulaj dusza! 
W oparciu o tę zasadę, nie koniecznie trzeba się ze społeczeństwem liczyć (chyba,że wtedy gdy staje się zagrożeniem).
    Gdy biznes osiąga to czego się domagał-politykę wobec niego  konkurencyjną -odrzuca w imię wolności,i ceduje to co z niej pozostało  do oczywiście biznesowych agencji konsultingowych.


Idea   uniwersytetu otwartego, niezależnego
musi iść wtedy w zapomnienie.



środa, 16 lutego 2011

System określa jego cel systemowy

Każdy system działa zgodnie ze swoim celem systemowym,
 wokół którego jest tworzony.
-Jeśli naukę zorganizujemy wokół biznesu, to będzie służyła biznesowi.
-Jeżeli naukę zorganizujemy w system służący  rozwojowi  społecznemu,
 wówczas będzie służyła  społeczeństwu.
Tak jest, i tak być musi.
-Jeśli tak jednak  nie jest,
to  tylko w tym wypadku
-jeśli postawimy znak równości
między interesem biznesu i interesem społecznym.

Czasami wydaje się systemy  społeczne ( pozornie) nie podlegają powyższej zasadzie.
Wynika to z tego, że   cale altruistyczne ulegają erozji, pod wpływem dominujących interesów.
Interesy   stają się  realnymi  siłami. Tworzy się mechanika społeczna, w której sile trzeba przeciwstawić siłę.
Cóż, świat zbyt długo nie może pozostawać w stanie  doskonałym.
Ale to nie jest powód aby tworzyć systemy, które nie mają w swojej konstrukcji celu, które je  określają,
gdyż wtedy nie ma szans na osiągnięcie  stanu pożądanego.
Przypadek w takich sytuacjach  jest praktycznie  nieprawdopodobny.

Szanuję

dwóch ludzi wywodzących się z  wielomilionowej Solidarności:
jednego za reprezentowaną przez niego  klasę,
drugiego za mądrość.

Bob Herbert z „New York Times”

Bauman cytuje:
-"......co ...... z demokracją u nas,  w USA.
Ona już niemal leży na deskach. ......... grozi nam że, staniemy się demokracją li tylko z nazwy. "

i dalej:
-".....instrumenty realnej władzy zostały prawie całkowicie zawłaszczone przez elity finansowe i korporacyjne. Nie ma znaczenia, czego oczekują zwykli ludzie. Politycy tańczą, jak im bogaci zagrają… Nie słychać biednych, pogrążonych w totalnej depresji. Jeśli chodzi o ich siłę przebicia, to w zasadzie mogliby nie istnieć."

                                               A  jaka jest  nasza demokracja?
-W końcu wzór dla Łukaszenki .

wtorek, 15 lutego 2011

Nowe idzie

Wchodzimy w erę ludów aspirujących do klasy średniej!
Idąc za autorem (Smoleński z Krytyki), a nawet dalej.
Wydaje się, że   Egipt i nie tylko południe,
 również  taka odmienność jak: prawicowy bunt  Orbana w postsocjalistycznym kraju Europy,
to te same zjawisko
-aspirującej klasy średniej do suwerenności,  w sytuacji gdy te aspiracje  są nierealizowane.
W epoce Twittera  i   nieograniczonych technicznych możliwości (także  produkcji  żywności) skończyło się  trzymanie ludzi poniżej ich oczekiwań, rozbudzanych codziennie już także przez  interaktywne media.

Zjawisko -powszechne- dotyczące zarówno państw biednych jak bogatych.
W innym świetle trzeba spojrzeć na przyczyny kryzysu na rynku nieruchomości w USA.
Klasa średnia zaczęła się kurczyć, i to w najbogatszym kraju świata.
Żeby utrzymać społeczeństwo, wielką  kiedyś  klasę średnią w ryzach, trzeba było stworzyć coś dla odwrócenia uwagi-  ideologie i możliwości. W postaci: każda rodzina amerykańska we własnym domu oraz możliwość zadłużania się aby wyrównać spadające dochody.

A więc to dopiero początek! Zjawisko, które będzie się ujawniało w różnych  egzotycznych ale także jak najbardziej bliskich nam miejscach globu ( wolałbym mówić planety)

poniedziałek, 14 lutego 2011

Racjonalizm i polityka

Kinga Dunin poruszyła ważny temat. Wart pociągnięcia, a nie skwitowania nawet obszernego (zwłaszcza po debacie publicznej w związku z OFE, w której wielu się pogubiło, a jednak niektórzy  zaczynają coś rozumieć; w jakiejś mierze dotyczy to także katastrofy smoleńskiej).
Czym jest tak zwana debata- kto ma w niej brać udział itp. I jak się to przekłada na realną politykę.
Z tym wszystkim jesteśmy trochę na etapie przedszkola, a co najwyżej naiwnej panienki.
Argumentacja to jedno, a interesy i polityka to drugie.
Rzecz chyba w tym, że gadać na temat powinni fachowcy ale publicznie. Coś w rodzaju amerykańskiego sądu z jego rolą ławy przysięgłych.
A więc tematy fachowe w rekach fachowców  ale przy otwartej kurtynie, i po to aby przekonywać lud do swych racji, który pozostaje suwerenem.
Tyle,że z tymi fachowcami to u nas nie tęgo, a lekceważenie ludu leży w odruchach władzy (KP nie jest  bardziej demokratyczna).
Zły przykład dał nam Balcerowicz, zachowujący się przez lata jak wielki kapłan, strażnik tajemnicy, niedostępny dla ludu ponad ludem. To, że teraz został zmuszony do polemiki i zrejterował przed Rostowskim to znak czasu

niedziela, 13 lutego 2011

Wspólnoty w XXI wieku

Cz. I   Suwerenność,
 Możliwości uprawiania  suwerennej polityki, zapewniają wspólnoty dające się regulować.
Dotychczas  były to państwa narodowe (teraz już nie), które  utraciły możliwości regulacyjne, a za tym  suwerenność gospodarczą.
Większość państw narodowych praktycznie straciła ją, na rzecz rynków finansowych.
Na nic nawet zdrowe finanse, które nie chronią przed   przeprowadzonym znienacka atakiem. Podobno Irlandia miała całkiem niezłe, również Hiszpania, a najlepszym przykładem są Niemcy, jak zawsze prowadzące konserwatywni, ostrożni, solidni, a jednak nie udało im się uniknąć poważnych kłopotów,  od których uwolnił  ich  dopiero nienasycony rynek chiński.
Państwa mogą być w każdej chwili zaatakowane przez kapitał  spekulacyjny (jeżeli ,,spekulacyjny,, ci się nie podoba ,to zmień na międzynarodowy) i pogrążyć się  w chaosie gospodarczym.
Te zaś, które na oko dobrze się  mają, muszą swoją (przecież z definicji narodową) politykę, prowadzić  tak aby  międzynarodowe rynki finansowe były z niej zadowolone( a więc polityka robi się już mniej narodowa) bo  jeśli nie, to..............
Cz II. Interregnum
A więc sytuacja jest następująca. Zglobalizowało nam się prawie wszystko, ale nie zglobalizowało  się to co najważniejsze-możliwość wpływania na rzeczywistość, którą zapewniały państwa narodowe.
To prawda, że protekcjonizm to, także zarzewie  wojen  ale tych kilka największych wspólnot, które stać na samodzielne stanowienie o sobie zamkną się w sobie jeśli staną wobec takiej konieczności. Co wówczas z Europą, która  nie nadąży? Lepiej żeby Europa na tyle się zintegrowała aby pozostawić sobie otwartą możliwość ewentualnego protekcjonizmu. Przy czym  nawet nie chodzi tu  o konkurencję z innymi  wielkimi wspólnotami -chodzi  o możliwości stawienia czoła  rynkom  finansowym
Żyjemy  w  interregnum od państwa narodowego do wspólnoty planetarnej .
Ale ten drugi limes wydaje się być dość odległy, bo wymagałby powołania rządu światowego.
Znane naszemu doświadczeniu:
 liczne, suwerenne, państwa narodowe,
 lokalnie zrównoważone i  regulowane,  politycznie sterowalne
- to przebrzmiała forma ustrojowa.

Nowoczesność buduje coraz potężniejsze silniki do wehikułu, który ma przestarzałe zawieszenie, kiepskie hamulce  i zawodny  układ kierowniczy. Na dodatek  chcemy nim jeździć po wyboistych drogach.

sobota, 12 lutego 2011

Jeżeli nie ma interesów zbiorowych, klasowych, to  hulaj dusza zanegujmy   interesy partykularne, indywidualne.
Jeżeli nie ma tych pierwszych , to równie sensownie- nie ma tych drugich.

Suwerenność i Europa

Krzyśkowi w odpowiedzi.
Mówimy o suwerenności.
Merkel (Sarkoziemu , Cameronowi) wydaje się,
 że  może utrzymać suwerenność  państwa
(stowarzyszonego w luźny organizm z Europą),
 na powierzchni  zglobalizowanej gospodarki,
gdy będzie   mieć innowacyjną gospodarkę.
Myli (mylą się) się!
Chiny, jeśli utrzymają tempo rozwoju ( i demograficzna równowagę), zanim się inni zorientują, technologicznie
 dogonią niemiecką  (europejską) technikę,
 a wtedy obecne ożywienie gospodarcze  Niemiec siądzie.

 Powstanie konieczność- jeszcze mocniejszego zaciskania pasa.
 I olbrzymi  postęp dokonany w ciągu ostatniego ćwierćwiecza
-okupiony obniżeniem poziomu życia obywateli- okaże się daremny.

Wniosek, nawet Niemiec nie stać na suwerenność!
(Z ich wspaniała gospodarką, inżynieryjną -technologią  i eksportem.) 

Jednoczenie organizmu europejskiego jest zatem koniecznością i warunkiem zachowania suwerenności każdego z wchodzących w jej skład państw. 
Wnika to ze skali, właściwej  dla dwudziestego pierwszego wieku.
Przestrzeń, czas, powiązania  gospodarcze, wielkości rynków, zostały pod koniec ubiegłego wieku  przeskalowane. I tylko kilka państw na świecie stać na samodzielny byt. Pozostałe są zmuszone do szukania powiązań wykraczających  poza dotychczasowe wspólnoty  państwowe.  

Dopiero po dokonaniu odpowiednio głębokiej integracji Europę będzie stać na zapewnienie swoim obywatelom  przyzwoitego poziomu życia. Tak to paradoks, aby zachować suwerenność , trzeba ją stracić w sposób kontrolowany na rzecz większych niż dotychczasowe wspólnot.

Mówisz, że to może wywołać wojnę. Niebezpieczeństwo wojny z wielu powodów raczej się przybliża niż oddala, gdyż wszelkie ,,ruchy,, w skali planety  prowadzą do mniej lub bardziej głębokich nierównowag.

I to jeszcze jeden dobry powód dla jednoczenia Europy.
 Bo większy może  więcej.


piątek, 11 lutego 2011

Naczelny Newsweeka

Rzadko przeglądam zaległy papier prasowy, ale zdarzyło się.
I co widzę!
Redaktor naczelny, ,, Newsweeka,,(z 16.01 br) Wojciech Maziarski  zachowuje się głupio.
I nie chodzi tu o epitetowanie ale o logikę.
Chodzi o, kontrowersje czy konwersje: rynek  i talenty.
Czy rynek pomaga, czy szkodzi   talentom?
Maziarski mówi, że ludzie utalentowani świetnie sobie radzą na rynku.

A może, jedni sobie radzą, a inni nie.
 Na to nie trzeba badań statystycznych. Wystarczy przez chwile pomyśleć.
 Czy taka banalna myśl  przekracza możliwości pojmowania naczelnego Newsweeka? To po pierwsze.

A po drugie. Rynek  stara się maksymalizować korzyści. A więc wtedy gdy coś ( w sferze nauki lub sztuki) nie da się przekuć bezpośrednio na korzyści wypada z gry rynkowej.  Logiczne, czy nie?

A po trzecie. Czy Pan Maziarski nigdy nie słyszał  o najbardziej przełomowych wynalazkach i najwspanialszych  osiągnięciach artystycznych, które naprawdę nie miały nic wspólnego z rynkiem?

A po czwarte, ile powstało niezwykłych artefaktów tworzących nasza cywilizacje, tylko dla tego, że ich powstanie wynikało z finansowania związanego z obronnością, a wiec z czymś co nie jest rynkowe.

Pytanie, co  było powodem, podobnie bezsensownej wypowiedzi, bo przecież Wojciech Maziarski nie jest idiotą, tylko redaktorem naczelnym Newsweeka?

Demokracja i socjalizm

Zwróciłbym uwagę na samo pojęcie demokracji,
które jest pojemne bardziej niż nam się wydaje.
Zasady demokracji konsekwentnie stosowane są w istocie socjalizmem.

Wystarczy przestrzegać
 i domagać się przestrzegania zasady równości szans.

Czy można mówić o demokracji,
 w której nie ma równości szans?

Domagać się stosowania!
W zgodzie z tym co jest uznane, głoszone,
... i nie przestrzegane.

czwartek, 10 lutego 2011

Zgoda,  chciał nie chciał, istnieją istniały i, będą istnieć sprzeczne interesy zbiorowe ( albo klasowe).
Zgadnij, jak   najczęściej ten dylemat jest rozwiązywany
-na korzyść zbiorowości demokratycznej
czy partykularnej? Dysponującej największą siłą przebicia
lub największymi  pieniędzmi.

Reforma jako totem

Eliza  dziennikarska z Superstacji
 nie lubi tego czego ja nie lubię:   strumienia świadomości, wtedy gdy trzeba uzasadniać,  a lubi to, co lubię: dobrze uargumentowane wywody.
Nie zawsze jest jednak miło,  gdy się tak wydaje, a pozory mogą zastępować rzeczywistość
Wracam do debaty panów B:
Balcerowicza i Bieleckiego Jana Krzysztofa.
Rzeczywiście u jednego mamy argumentacje:
 ,,punkt po punkcie,, , u drugiego wygląda to, jak strumień świadomości.
Ale, to tylko powierzchnia, forma, bo argumentacja,,punkt po punkcie,, okazuje się sofistyką (jakby odnowienie gatunku) punkt po punkcie, zręcznie ukrywającą brak logiki.
Bo najpierw  Elizo logiczna trzeba sobie  odpowiedzieć: czy OFE ma czy nie ma sensu. Na to pytanie odpowiada niżej Piotr Kuczyński, kot, Adam Leszczyński w Gazecie wyborczej i JKB.
Wtedy łatwiej dostrzec na czym polegają  mankamenty rozumowania Balcerowicza, dlaczego musiał uciec się do sofistyki, aby utrzymać coś, co nie jest do utrzymania. I powyjmować punkt po punkcie  jego sofistykę.
Natomiast to, co wygląda, na taki sobie, strumień świadomości,  niesie kilka  myśli cennych! Perełek.
Doceń, co nie łatwe, niby coś najprostszego, tytuł :
,, Mądry Polak po reformie,, .

Reforma, w Polsce jest totemem .
Zróbmy reformę, rząd zwleka z reformami, trzy (czy cztery) wielkie reformy (tamten premier nasłuchał się zaklęć  i wydalił ich aż cztery-poronione), Tusk nie przeprowadził reform itd. itp.
Reforma w takim totemicznym ujęciu to jednorazowy akt, jednorazowy wysiłek:  legislacyjny i wdrożeniowy.
Coś w rodzaju cudu, olśnienia. Poprzedzonego oczywiście, jakimś wysiłkiem, pokonaniem oporu: prezydenta, koalicjanta itp. ale zawsze jakimś uświęceniem przekroczenia granicy od  gorszego do lepszego świata. Po czym trzeba zastygnąć w zachwycie, uwielbieniu nad tym  czego  nie można  ruszać, aby nie popsuć.
Jest to nad wyraz polskie, niespotykane u  innych,  i w innych sferach życia, a co najgorsze
z góry skazane na niepowodzenie.

A jak być powinno? Jeżeli ktokolwiek zetknął się z projektowaniem, to wie ile nieudanych przymiarek musi powstać zanim wyjdzie z tego zadowalający projekt ( to może nie najcelniejszy przykład, bo każda reforma  powinna być takim projektem  po wszelkich możliwych przymiarkach, ale nie jest, bo ma zwykle  zostawiony zbyt szeroki margines niewiadomego- z nadzieją, że jakoś to będzie, jakoś  się samo dostosuje).
Reformy przypominają odległą dość dziedzinę- jaką jest nauka.
Podstawowym wyposażeniem  człowieka uprawiającego naukę jest kosz na śmieci, w którym ląduje  sto pomysłów, projektów by osiągnąć zadowalający rezultat, który potem, po wielu czasem latach jest weryfikowany pozytywnie w praktyce.
Jeszcze lepszy  przykład, to uruchamianie produkcji przedmiotu. Projekt, potem  prototyp, badania prototypu i wdrażanie do produkcji.
Inny najlepszy- z rolnictwa.
Wybór, selekcja, pielęgnacja. Jak by nie podchodzić do tego zawsze mamy do czynienia z procesami,
a nie aktami jednorazowymi.
A więc jeśli mamy reformę emerytalną, to monitorujmy ją,
jeśli nie działa zadowalająco, zmieniajmy lub odstępujmy od niej.
To prawidłowe, normalne ba konieczne, mimo, że będzie budzić zastrzeżenia tych ( lub ich lobbystów), których interesy zostały naruszone.

środa, 9 lutego 2011

Suwerenność polityki

Warunkiem silnego państwa   jest  stan jego kasy (Jarosław te kasę mocno ogołocił obcinając podatki, Miller też). Niby nic odkrywczego. Lecz wnioski już ciekawsze.
Państwo powinno osiągnąć zdolność do ściągania najwyższych możliwie podatków, tak aby nie krzywdzić obywateli , nie hamować rozwoju i mieć największą kasę, która pozwoli mu na prowadzenie polityki.
Zobacz, jaką kasę i jakie mozliwości  w związku z tym  mają Chiny!

O państwie i blogu

Państwo  i jego funkcje  jako emanacja wspólnoty stanowi stały przedmiot zainteresowań prezentowany na tym blogu. O nim jest w postach starych i na pewno nie raz jeszcze  w przyszłych .
Przepraszam, ale w związku z tym trzeba się wczytać w bloga. Jeżeli tego nie znajdziesz czego szukasz proszę o  krytyczne uwagi.

blog kota: Balcerowicz w polemice i dogmatyzmie

Zamieszczam bardzo ważny kawałek  wypowiedzi Piotra Kuczyńskiego
blog kota: Balcerowicz w polemice i dogmatyzmie

- Krzysztof Pilawski: Od ponad 20 lat państwo pozbywa się odpowiedzialności za kolejne sfery życia: gospodarkę, usługi, pracę, służbę zdrowia, oświatę. W 1999 r. państwo przeniosło część odpowiedzialności za emerytury do prywatnych Otwartych Funduszy Emerytalnych. Teraz rząd chce odebrać OFE większość składek i przekazać je państwowemu Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych. To przeczy dotychczasowej logice przemian. Skąd ta zmiana?
- Piotr Kuczyński: Przez ponad dziesięć lat obowiązywania systemu emerytalnego nikt nie interesował się, jak on działa. Mam na myśli zarówno zwykłych Polaków – przyszłych emerytów, jak i władze. Dopiero gdy deficyt finansów publicznych wzrósł do ośmiu procent, rządzący zaczęli gorączkowo poszukiwać przyczyn takiego stanu rzeczy. Nagle odkryli coś, co od dawna było wiadome: aby przekazać pieniądze do OFE, państwo musi się zadłużyć.
- Nie wszyscy rozumieją związek między działalnością OFE a zadłużaniem się państwa.
- To dosyć prosty mechanizm. Płacimy składki – np. w 2009 r. było ich w sumie 70 miliardów złotych. Całkowite zobowiązania wobec emerytów wyniosły wówczas 104 miliardy. Gdyby wszystkie składki pozostawały w ZUS, państwo musiałoby dołożyć do wypłacenia emerytur 34 miliardy. Ale ponieważ z tych 70 miliardów około 20 poszło do OFE, to budżet dopłacił 20 miliardów więcej. 
- Tak się dzieje, bo choć miliony pracujących płacą co miesiąc składkę emerytalną, państwo nie ma żadnych odłożonych pieniędzy na emerytury...
- Oczywiście, ZUS realizuje system repartycyjny, w którym na wypłacane emerytury składają się wszyscy aktualnie pracujący. Wracając do zadłużenia generowanego przez OFE: żeby zapłacić funduszom, państwo musi sprzedać obligacje, które wymagają obsługi - płacenia odsetek. Za same odsetki od obligacji, których emisja była związana z uregulowaniem należności wobec OFE, państwo w ciągu 11 lat istnienia funduszy zapłaciło ponad 60 miliardów złotych. Na tym jeszcze nie koniec – OFE przeznaczają 60 proc. uzyskanej kwoty na zakup od państwa obligacji. To wynik ustawowego zapisu, który ogranicza funduszom możliwość inwestowania w akcje. Ten mechanizm przypomina węża, który zjada własny ogon: bez sensu zwiększa zadłużenie państwa i deficyt finansów publicznych. 
- Reforma emerytalna nie miała sensu? 
- Stary system emerytalny był nie do utrzymania, bo stopa zastąpienia - wielkość uzyskanej emerytury w stosunku do średniego wynagrodzenia – była za wysoka w stosunku do możliwości finansowych państwa. Ktoś zarabiający 10 tysięcy złotych, musiałby otrzymać 6 tysięcy emerytury. OFE wprowadzono, by zmniejszyć stopę zastąpienia z 60 do ok. 40 proc. 
- Przekonywano nas, że reforma jest nie po to, by emeryci mieli mniej, lecz by opływali w dostatku, wylegując się pod palmami. 
- To miało odwrócić uwagę od prawdziwych celów. Chciano uniknąć afery politycznej, którą musiałaby wywołać informacja o tak dużej redukcji stopy zastąpienia. To się udało, bo rok 1999 był idealny dla wprowadzenia systemu kapitałowego – indeksy giełdowe szalały, ich załamanie nastąpiło dopiero w 2001 r. gdy pękła tzw. bańka internetowa powstała w wyniku przeszacowania wartości branży informatycznej. Reforma, choć niezbędna, od początku była źle skonstruowana. Nie tylko z powodu zadłużania państwa, ale także napędzania pieniędzy grupie firm, które absolutnie na to nie zasługiwały. Jestem pewien, że kilkunastu specjalistów, zgromadzonych w jednym miejscu, wykonałoby pracę, którą wykonuje 14 funduszy emerytalnych, przy tym za drobny ułamek kwoty, którą przeznaczają na swoje utrzymanie OFE. Jednak sam, gdy wprowadzano reformę, nie byłem taki mądry. Zresztą sądzę, że autorzy reformy działali w dobrej wierze – nie chcieli szkodzić państwu i kosztem państwa udzielać szczodrej pomocy prywatnemu biznesowi. Była w nich prawdziwa wiara w to, że choć stopa zastąpienia w ZUS ulegnie zmniejszeniu, to po częściowym urynkowienia systemu emerytalnego prywatne OFE będą ze sobą konkurowały, co znakomicie wpłynie na efektywność inwestowanych składek i wysokość przyszłych emerytur. Dziś wiemy, że tak się nie stało. 
- Jak wytłumaczyć fakt, że kierowany przez liberałów rząd forsuje etatystyczne, jak go się nazywa, rozwiązanie?
- To prawda, że premier Donald Tusk i grupa jego współpracowników wywodzi się z Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Oni nadal uważają, że na ogół prywatne jest lepsze od państwowego. Ale nie są doktrynerami, którzy twierdzą, że prywatne zawsze jest lepsze. 
Mamy w Polsce grono takich doktrynerów, wśród nich jednego bardzo znanego, który nie może pogodzić się z rządowym projektem zmian w systemie emerytalnym. Dostrzegam w ekipie Donalda Tuska pragmatyzm, mam wrażenie, że tą cechą jej członków zaraził Jan Krzysztof Bielecki. Podeszli do sprawy OFE w sposób praktyczny. Uznali, że system jest chory, generuje dług, deficyt budżetowy, w dodatku fundusze nie wypracowują zysków, o jakich pierwotnie marzono. Przy tym istnieje spore ryzyko giełdowe, więc coś trzeba z tym zrobić. Oni to wszystko zrozumieli i to dobrze o nich świadczy.
- Czy to pragmatyzm nakazuje rządowi przekonywać społeczeństwo, że państwowy ZUS lepiej zadba o składki niż prywatne OFE ?
- Każde wyliczenie, że emerytura z ZUS lub OFE będzie korzystniejsza, uważam za nadużycie. To kwestia założenia. Jeśli przyjmę, że przez najbliższe 20 lat indeksy giełdowe będą rosły 20 proc. rocznie, to na papierze emerytury z OFE będą wyższe. Jeśli natomiast przyjmę, że indeksy będą co roku spadały o 3 proc., to wyższe – w wyliczeniu - okażą się emerytury z ZUS. Nie ma mądrego, który przepowiedziałby jak będą się zachowywały indeksy w odległej przyszłości. Zwolennicy systemu kapitałowego powtarzają jak mantrę: w długim terminie akcje zawsze zyskują. Nie zawsze tak jest. Mogę to łatwo udowodnić na przykładzie giełdy nowojorskiej, która ma trochę więcej lat niż warszawska. Poza tym znaleźliśmy się obecnie w obliczu jakiegoś przełomu, takim okresie interregnum: jeden ład gospodarczy się wali, a drugi jeszcze się nie pojawił. W tym interregnum będziemy mieli do czynienia z dzikimi, niemożliwymi do przewidzenia ruchami indeksów. W najbliższym roku-dwóch indeksy mogą mocno wzrosnąć, by zaraz potem zawalić się. Emerytur nie powinno się wystawiać na takie ryzyko.
- Wrócę jednak do rządu. Z punktu widzenia zwykłego obywatela jest jakaś sprzeczność w tym, że rząd, który całkiem niedawno zachęcał go do kupna akcji PZU, Tauronu, samej giełdy, obecnie przekonuje, iż operujące na giełdzie OFE zarobią mniej niż ZUS. 
- To prawda, że przekaz nie jest spójny. Ale Ministerstwo Skarbu Państwa miało racje, że te wielkie prywatyzacje, które pan wymienił, w krótkim terminie dadzą zysk. 
- Tauron nie dał.
- Dał, trzeba było tylko poczekać kilka miesięcy. 
- Utrzymanie niskiego deficytu pozostaje od dwóch dekad priorytetem każdego rządu. Konstytucja zakazuje podejmowania działań, które doprowadziłyby do przekroczenia 60-procentowego progu deficytu długu publicznego. Dlaczego zatem mamy coraz większą dziurę w budżecie? 
- Deficyt finansów publicznych bierze się z tego, że wiecej niż 70 proc. wydatków budżetu stanowią wydatki sztywne. Sztywne, bo nie można ich zmienić bez zmiany umowy społecznej. Myślę tu o zrównaniu wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, podniesieniu wieku emerytalnego, reformie emerytur mundurowych, KRUS. To wszystko trudne sprawy, które należy mądrze rozwiązać. Nie da się tego zrobić natychmiast. Co wyjdzie z samego podwyższenia wieku emerytalnego, skoro obecnie jedynie co trzecia osoba powyżej 55 roku życia ma pracę? Nieprzygotowane wydłużenie okresu pracy wpędziłoby budżet w jeszcze większe tarapaty – wzrost bezrobocia pomnożyłby pieniądze wydawane na zasiłki. A jakie byłyby konsekwencje społeczne podobnych rozwiązań? 
- Tych konsekwencji bardzo obawiał się Leszek Balcerowicz, który na początku lat 90. uruchomił wielki system łatwych rent i wcześniejszych emerytur, generujących deficyt budżetowy. Teraz każe wszystkim patrzyć na licznik długu, który powiesił w Warszawie.
- Pan to widzi, ja to widzę, ale generalnie ta informacja nie przebiła się do opinii społecznej. 
Profesor Balcerowicz też już chyba sam nie pamięta, że w obawie przed buntem wprowadził łatwe renty i emerytury, jest ojcem tego systemu. Teraz domaga się, by to wszystko bezzwłocznie zlikwidować. Nie słyszałem, by wspomniał coś o własnej odpowiedzialności. Zgadzam się z oceną prof. Tadeusza Kowalika, że neoliberalna transformacja wcale nie była jedyną drogą przemian gospodarczych. Wciąż jesteśmy zakładnikami sposobu myślenia Leszka Balcerowicza: ciąć, ciąć, ciąć! Należy to zmienić. Nie rezygnując z cięć, aby zmniejszyć deficyt finansów publicznych, trzeba także zadbać o wzrost wpływów do budżetu. Zwiększeniu składek emerytalnych sprzyjałoby ograniczenie samozatrudnienia, bo ono w dużej mierze jest wymuszone. Przez to składki emerytalne są niższe, a ludzie nie mają wielu świadczeń, choćby urlopu. Należałoby uderzyć w szarą strefę, ograniczyć ucieczki do rajów finansowych. Trzeba koniecznie wrócić do starej składki rentowej i starego PIT. 
- To za rządów PiS zmniejszono składkę rentową i obniżono PIT, zrezygnowano z najwyższego progu podatkowego. 
- Platforma Obywatelska także podniosła wtedy ręce za tymi rozwiązaniami. Obniżenie składki i PIT zabierze w tym roku 40 miliardów złotych, przy dziurze finansów publicznych wynoszącej sto miliardów. Gdybyśmy mieli te 40 miliardów i 20 miliardów wynikających z projektowanej zmiany systemu emerytalnego, deficyt finansów wyniósłby nie 8, a jedynie 3 procent. 
- Czy przeniesienie składki emerytalnej do ZUS na długo powstrzyma narastanie deficytu budżetowego? 
- Myślę, że jeśli ta zmiana się dokona, to nie przekroczymy niebezpiecznego progu zadłużenia w tym i pewnie w przyszłym roku. Ale już po wyborach parlamentarnych rząd zabierze się za nasze kieszenie – przejdzie do reform bardziej bolesnych. Będzie musiał zmniejszyć deficyt także dlatego, że jest naciskany ze wszystkich stron. Komisja Europejska przysłała niedawno list, w którym wymaga przedstawienia do stycznia przyszłego roku działań, jakie zamierzają podjąć władze, by zredukować deficyt finansów publicznych do 3 procent w 2012 roku. Jeśli rynki finansowe, wielcy spekulanci giełdowi zobaczą, że nic nie robimy z zadłużeniem, to mogą się na nas rzucić jak na Portugalię i Hiszpanię. 
- W jaki sposób? 
- Charakter giełd w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat zmienił się z inwestycyjnego na, posłużę się określeniem Josepha Stiglitza, kasynowy. Jeśli jakiś kraj odstaje niekorzystnie od innych z powodu deficytu finansów publicznych, zadłużenia państwa czy zadłużenia prywatnego, to grozi mu atak ze strony graczy na rynkach finansowych. Jeden z nich może kupić np. za 10 miliardów dolarów instrumenty CDS (Credit Default Swap), które są ubezpieczeniem od bankructwa dłużnika. W ten sposób zwiększy popyt na CDS, a to doprowadzi do podrożenia ubezpieczenia od bankructwa Polski. Rynek to zacznie obserwować, pojawią się nowi kupcy umów CDS, które dzięki temu będą nadal drożały, sprzyjając narastaniu atmosfery napięcia wokół Polski. Pojawią się wątpliwości: może w tej Polsce rzeczywiście jest coś nie tak. Podsycać je mogą wszelkie złe informacje gospodarcze, w tym dotyczące deficytu finansów publicznych i zadłużenia. Właściciele polskich akcji i obligacji będą się zastanawiać, czy nie powinni się ich pozbyć, wstrzymają się z kupnem nowych. Indeksy na warszawskiej giełdzie musiałyby pójść w dół, spadłaby cena polskich obligacji i wzrosła ich rentowność, a to oznaczałoby zwiększenie kosztu obsługi długu. Mechanizm by się nakręcał – CDS-y byłyby coraz droższe, obligacje coraz tańsze. I Polska byłaby załatwiona, jak Grecja, Portugalia, Hiszpania. Rządowi nie pozostawałoby nic innego, jak prosić Komisję Europejską i Międzynarodowy Fundusz Walutowy o wielomilionową pomoc, która może zostać udzielona na drakońskich warunkach: zamrożenia płac, obniżenia emerytur.
- Przecież państwa wpompowały niedawno setki miliardów dolarów i euro, pomagając sektorowi finansowemu w wyjściu z tarapatów. Powinny uniemożliwić mu podobne operacje. Dlaczego do tej pory nie ukrócono dyktatu kapitału spekulacyjnego?
- To mnie bardzo martwi. Mamy próby reform systemu bankowego poprzez tzw. Bazyleę 3, a także reformy w USA, ale niewiele w nich treści. Poza tym te okrojone zmiany mają wchodzić dopiero od 2016 r., gdy – jestem głęboko przekonany – będziemy już po kolejnym kryzysie. Brak skutecznych ograniczeń dla rynków finansowych wynika pewnie z siły ich perswazji, lobbingu. Gdy świat się walił, podejście władz zmieniło się momentalnie z neoliberalnego na keynesowskie– państwa uruchomiły pomoc dla sektora finansowego i przemysłu. Dokonała się wielka rewizja poglądów. Wpompowane pieniądze doprowadziły nie tylko do uspokojenia rynków finansowych, ale także ostudziły zapał polityków do dokonania zmian. Sądzę, że gdyby to się nadal waliło, zostałyby wprowadzone zmiany ograniczające spekulacyjne operacje rynków finansowych. 
- Za mało się zawaliło?
- Na to wygląda. A skoro mechanizm nie uległ zmianie, to czeka nas następne, większe niż ostatnie, zawalenie.
- Sprzyja temu fakt, że rynki finansowe, dzięki prawie zerowym stopom procentowym, mają wciąż dostęp do bardzo taniego pieniądza i swobodę w tworzeniu nowych baniek...
- Absolutnie tak. Nadal będą budowane bańki spekulacyjne i na tym wielu bardzo dużo zarobi. A potem, jak zwykle, skończy się pęknięciem - i to z wielkim hukiem. Bańki tworzą się w różnych branżach. To nie OPEC, lecz fundusze inwestycyjne ponoszą główną odpowiedzialność za wzrost cen ropy. Podobnie jest z miedzią, srebrem, towarami rolnymi. Nawet zboże jest dla funduszy przedmiotem spekulacji. Upadła stara ekonomia, zgodnie z którą cenę kształtuje popyt i podaż. Teraz cenę ustalają fundusze inwestycyjne, a popyt i podaż się do nich dostosowują. Dla mnie ten system, w którym rządzą rynki finansowe, jest chory. Zgadzam się z poglądem Simona Johnsona wyrażonym w 2009 r. w artykule „The Quiet Coupe” na łamach „Atlantic Monthly”, że nic się nie zmieni, dopóki nie zmieni się elit. 
Choć z drugiej strony bardzo się tej zmiany obawiam.
- PiS chciał zmienić elity. 
- Jarosław Kaczyński, cokolwiek by mówił, jest członkiem elit. To kierowana przez niego partia wprowadziła klasycznie neoliberalne rozwiązania - płaski podatek PIT, niską składkę rentową, niewyobrażalne w innych państwach zwolnienie spadku od podatku. 
- Kto zatem może zmienić elity? 
- Obawiam się, że autorytarna populistyczna prawica, której siła w Europie rośnie. To jej najłatwiej skanalizować wielkie niezadowolenie społeczne wywołane cięciami wydatków socjalnych, wynagrodzeń I emerytur. Węgrzy wynieśli do władzy polityka, którego wszyscy się boją. To zły sygnał. Prawicowi populiści mogą zagrozić Unii Europejskiej. 
- Jak zabezpieczyć się przed tymi klęskami? 
- Podejmując bolesne reformy, należy pomyśleć także o zmianach uwzględniających interesy uboższej części społeczeństwa. Z tego punktu widzenia podniesienie stawki VAT nie było dobrym pomysłem. Wystarczy zajrzeć do koszyka człowieka zamożnego i ubogiego, a potem policzyć, jaki odsetek stanowi w nim podwyżka VAT. Okaże się, że tę zmianę znacznie dotkliwiej odczuli biedni niż bogaci. Nie rozumiem niedawnego postulatu Leszka Millera, by obniżyć podatki dla przedsiębiorców, bo jeśli im będzie lepiej, to poprawi się wszystkim. Nieprawda. Należy przywrócić najwyższą stawkę podatku, a także odciąć transfery z budżetu dla zamożnych obywateli poprzez adresowanie pomocy socjalnej i ulg podatkowych do tych, którzy ich rzeczywiście potrzebują. Po co bogatemu becikowe? Nie wolno ulec pomysłom Leszka Balcerowicza, który chce, by OFE żyły sobie nadal jak pączki w maśle, za to proponuje np. obniżenie zasiłku chorobowego z 80 do 60 proc. wysokości wynagrodzenia. Podobne rozwiązania prowokowałaby niepokoje i protesty, wpychałaby obywateli w ramiona skrajnych prawicowych populistów. 

wtorek, 8 lutego 2011

Prywatyzacja usług publicznych w Anglii

-,,Rodzice i nauczyciele muszą działać w obrębie mechanizmów rynkowych wprowadzonych przez rząd. Tak wygląda neoliberalny ideał. Wszystko jest podporządkowane logice konkurencji, racjonalizacji i indywidualizacji odpowiedzialności, która służy produkowaniu zorientowanych na własne korzyści konsumentów.,,

-,,Rząd próbuje przedstawiać konkretne problemy społeczne jako problemy jednostek i w ten sposób pozbyć się odpowiedzialności za efekty neoliberalnej polityki. ,,

-,,Dyskurs neoliberalny zmienił rozumienie edukacji – z publicznego dobra stała się towarem. Co więcej, wpłynęło to również na tożsamość rodziców i nauczycieli definiowanych od tej pory jako racjonalne, egoistyczne, konkurujące ze sobą jednostki.,,

-,,Rząd, a szczególnie Partia Konserwatywna, mocno wspiera ideę rynku jako mechanizmu regulującego usługi publiczne.,,

poniedziałek, 7 lutego 2011

Rynek i najnowsze technologie

Z jednej strony, rynek  współczesny, podażowy, nastawiony jest na nowe gadżety, ciągłe nowości stylistyczne i drobne udoskonalenia, lub wchodzi na nowe technologiczne obszary, ale tylko takie, które nie zagrażają rentowności.
Z drugiej
 -mówiąc o rynku jako najlepszym instrumencie rozwoju zapominamy o tym,
 że rynek nie regulowany,  samowolny,
 będzie rugował te technologie, które będą zagrożeniem jego   zysków.
Ile nowoczesnych technologii pchających rozwój do przodu,  oszczędzających surowce i środowisko,  nie może przejść od fazy prototypu do fazy produkcji masowej, tylko z tego powodu, że  są  przez rynek trzymane w  stanie zamrożenia.
Nie wyobrażacie sobie ile z tego powodu czeka na premierę produkcji masowej, niezwykłych i niezwykle ważnych dla współczesności, prototypów i technologii zmieniających gruntownie nasz świat.
Już dawno po ulicach powinny jeździć samochody elektryczne. Powinniśmy żyć w świecie nadmiaru energii, a nie jej niedoboru. Materialność i duchowość  świata zrodzona poza rynkiem uczyniłaby świat jeśli nie lepszym to na pewno ciekawszym.
Nie byłoby  lądowania na  księżycu gdyby decyzja miała zależeć od rynku. Ba, nie byłoby całego przemysłu związanego z kosmosem, choćby  rynkowego GPS-u.
Zatem rozsądnym jest aby poza rynkiem istniała strefa gospodarki   kierująca się innymi celami niż rentowność.
 Strefa dysponująca potężnymi środkami.
-Powiesz, że ludzie  w swoich decyzjach nie kontrolowanych przez rynek  mylą się, urzędnicy biurokratyzują itp. -Odpowiem, że masz racje, ale w sferze nie rynkowej, on będzie się mylił w 100%.
A więc o czym mówimy?

Rynek powinien być wolny w ramach narzuconych  przez politykę.
Jednak wara rynkowi od decydującego głosu, o tym :  jakie   powinny być ramy jego działania ( co udało się Chińczykom).
Przy pomocy odpowiednich regulacji polityka jest w stanie doprowadzić do zagospodarowywania tych technologii, które, akurat teraz, są nieopłacalne.
Ciągle trzeba sobie odpowiadać na pytanie: nos dla tabakiery, czy tabakiera dla nosa.

Modernizacja bije lewicę

Lewica zagapiła się, dała się zepchnąć do narożnika, zatracić swoją tożsamość.
Tymczasem rzeczywistość stała się lewicowa. Przechylenie na prawo, jako zagrożenie, staje się widoczne dla niektórych na prawo,  ale nie dla Leszka Millera i SLD ( w tej chwili to dzieci we mgle, pozbawione punktów orientacyjnych chcący się dostosowywać się  do rzeczywistości już minionej, a nie do aktualnej).
Rzeczywistość gdy znajduje się w NIE-równowadze ( jeśli to nie jasne -patrz posty  wcześniejsze i przyszłe na ten temat, to pojęcie będzie w tym  blogu  często używane)),  albo przepada, albo osiąga  nowy stan równowagi.
Super  prawicowcy z platformy:  Rostowski od Balcerowicza,
Tusk od KLD, zaczynają coś rozumieć mimo naturalnego oporu ze strony swojego elektoratu i niełatwego uwalniania się z objęć własnej retoryki.
A Miller... pieprzy swoje! A Napieralski wstawia go na listę. Opamiętaj się człowieku.
Przed innymi JKBielecki  zrozumiał , że świat znalazł się w  przechyle, że  będzie nabierał wody przez burty.
 Inni  zwalczają go teraz, z prawa i lewa.
Ot, masz Michalski swoją modernizację.

-Czy można już wierzyć Tuskowi?
-Nie można. Szaleństwo komercjalizacji wszystkiego nie zniknie od razu, bez dodatkowego wzmocnienia (które nie przyjdzie od  tego SLD). Nie zniknie samo-to długi proces .
Platforma,  z rozpędu,   urynkawia szpitale (szaleństwo),  teatry (Strzępka), edukacje, naukę(Modzelewski).
W  nierynkowych z natury dziedzinach pozostaje na pozycjach neoliberalnych. Robiąc coś na kształt ideologicznej  rewolucji kulturalnej (Chińskiej).
W gospodarce natomiast- zaczyna dostrzegać nieracjonalność rynku, wymuszoną brakiem jego równowag (OFE, prywatyzacja racjonalna, a nie obciążona w imię ideologii (Balcerowicz) szkodliwością, zmiana priorytetów, a może powrót do podatków z  przed kilku lat).
-Czy więc   Tuska popierać?
 -Tak trzeba, popierać, wtedy gdy trzeba, a nie durnie zwalczać, tam gdzie zachowuje się pragmatycznie -zgodnie z trendem modernizacyjnym i lewicowym!
-Może dojść do takiego paradoksu, że JKB, Rostowski i Tusk będą chcieli przywrócić  te wyższe podatki,
a  SLD będzie przeciw, albo zgłupieje.

-Świat broniąc się przed brakiem równowagi  zaczyna odchodzić
 (i będzie musiał coraz bardziej odchodzić) od paradygmatu neoliberalnego.

-SLD
 chwali się zmniejszaniem PIT-u i  wiernością (?!)  ideom neoliberalizmu.
I ..... nikogo to już  nie dziwi.
Jest lewicą?
Dla której niedobre są ,, podatki  socjaldemokratyczne,,,
a dobre podatki neoliberalne.
Ta, która w praktyce sprzeciwia się  redystrybucji
i stawia się w roli lobbysty  prawicy
a lewicowość, prawie że, ogranicza do  nazwy.

niedziela, 6 lutego 2011

C.D. praxis

Mamy (teraz)  dwóch  znawców gospodarki z prawdziwego zdarzenia:
Piotra Kuczyńskiego i JKBieleckiego.
Wbrew pozorom dwóch, to obfitość. Jeszcze niedawno nie mieliśmy żadnego.
Z rzeczywistości międzynarodowej dołącza Soros (rynki finansowe nie dążą do równowagi).
Wszyscy oni wywodzą się z praxis. I są najprzenikliwsi i najlepsi.
Wydawałoby się, że przeczę sobie (temu poniżej), bo taki Balcerowicz, to czysta abstrakcja.
Ale żeby powiedzieć  jak  Kuczyński (ekonomia dotychczasowa skończyła się, bo zasady podaży i popytu na rynkach finansowych nie działają),  to trzeba dokonać nie byle jakiego skoku w świat abstrakcji!
.

sobota, 5 lutego 2011

-jeszcze, re. Spokojnemu,

Rzeczywistość każdy widzi inaczej
( zapominamy- w konfliktach małżeńskich)

To, czym różni  realną, od niezbyt realnej,
jest takie jej widzenie, które prowadzi
do  trwalszej równowagi  społecznej.

O... więcej abstrakcji w humanistyce

 (,,Czytając Marksa 2-Praxis,, w Krytyce)
W tej kwestii warto sięgnąć do  dialektyki.
Podejść do rzeczywistości   dwoma przeciwstawnymi  ścieżkami.
- Odrzucić praktykę na rzecz abstrakcji  w momencie konstruowania rzeczywistości.
 -Odrzucić abstrakcje na rzecz praktyki, gdy poddajemy ją weryfikacji.
Nasza nowoczesna, ludzka rzeczywistość tak bardzo teraz się skomplikowała, że żadna praktyka nie da sobie z nią rady, żaden praktyk , żaden ekspert.
Jesteśmy w  sytuacji  w jakiej znalazła się fizyka w dwudziestym wieku, która przeniosła się z  praktyki w świat abstrakcji, w stopniu dotychczas niespotykanym. Lecz zawsze była poddawaną weryfikacji.
I raz za razem odrzucaną, modyfikowaną, gdy okazywało się, że to coś nie działa ( jak OFE, jak neoliberalizm, jak prywatne szpitale)

Gdy powiesz: humanistyka, to nie nauka ścisła, odpowiem, że to nie ma znaczenia.
Bo liczy się stopień komplikacji, który bez super abstrakcji  nie nie jest do opanowania. Bo dopiero trud abstrakcji pozwali nam uprościć świat na tyle, aby dało się go uporządkować, i w ten sposób uczynić go ludzkim.

Einstein, urzędnik patentowy, bez  badań laboratoryjnych, siłą abstrakcji, siła wyobraźni, jako bardzo młody urzędnik, któremu nie dano katedry na uniwersytecie, ani nawet posady nauczyciela,  stworzył teorię,
która  zdeterminowała XX wiek.
Teoria, która  dopiero po czasie została zweryfikowana pozytywnie przy pomocy doświadczenia.


Peter Ware Higgs wymyślił coś,,, bozon oczywiście  Higgsa,,, konstrukcję czysto abstrakcyjną, który  ma porządkować, upraszczać bałagan wśród cząstek elementarnych.
 Minęło już ponad czterdzieści lat odkąd fizycy próbują zweryfikować  istnienie tej cząstki i traktują to zadanie jako priorytet decydujący o tym czy znana dotychczas fizyka da się uprościć, czy  zrobi się jeszcze większy bałagan. Tak bałagan!


Bez abstrakcji najwyższego rzędu nie da się uporządkować świata, w którym żyjemy.


Nie obędzie się bez   przebudowy nauk humanistycznych, czyniąc je bardziej abstrakcyjnymi.
Teraz skupiają się na faktach, widząc drzewa,  nie widzą lasu.