Szukaj na tym blogu

niedziela, 31 marca 2013

-internet rzeczy.

urządzenia  będą się wzajemnie komunikować
bez pośrednictwa człowieka. 
nasz stosunek do przedmiotów 
w niedalekiej przyszłości zmieni się 
...rzeczy będą miały możliwości komunikowania i
 będą mogły działać poza kontrolą; zyskają jakąś autonomię

Nam też może się zdarzyć


Ten tekst to to niezbędne odoniesienie do każdej istotnej dyskusji o świecie i Europie

Ivan Krastev: Ponieważ bardzo trudno jest wytworzyć solidarność z ludźmi spoza własnej rodziny czy własnego „plemienia” – faworyzowanie bliskiej sobie grupy to bardzo silna tendencja. Dobrze obrazował to pewien eksperyment przeprowadzony w USA. Sprawdzono zachowania konsumentów, którzy mieli do wyboru dwa sklepy w identycznej odległości, w których sprzedawano towary tego samego typu, przy czym ich ceny różniły się nieznacznie – w nieco tańszym sklepie sprzedawał człowiek z innej grupy etnicznej niż kupujący. Klasyczna teoria ekonomiczna, zgodnie z założeniem homo economicusa sugerowałaby, że w konkurencji wygra człowiek sprzedający taniej ten sam produkt. Okazało się jednak, że skłonność do ludzi z tej samej grupy etnicznej jest dużo silniejsza – konsumenci z niezwykłą regularnością wybierali ten sklep, w którym mogli swobodnie rozmawiać ze sprzedawcą w swoim języku. Na podobnej zasadzie możemy się przyjrzeć rodzinie – na ile możemy ją „powiększyć”. 

Dziś zabawa w bycie na lewicy bądź prawicy trwa tylko do końca kampanii wyborczej. Kiedy dana partia dochodzi do władzy, przestaje mówić o dobrej bądź złej polityce. Przekaz nie brzmi: cięcia są dobrym posunięciem politycznym i wierzymy, że pomogą. Mówi się raczej: jakkolwiek by były bolesne, cięcia to jedyny wybór, po prostu nie ma innej drogi. Chcecie wybrać naszych przeciwników? Proszę bardzo, ale jak wygrają, zrobią to samo co my. A kiedy mowa o „jedynym możliwym” wyborze, kończy się debata
Mitterrand zaczął swoje rządy od pakietu dość radykalnych, lewicowych reform, włącznie z polityką nacjonalizacji – dopiero niepowodzenie zmusiło go do obrania odwrotnego kierunku. Hollande nawet nie spróbował, co świetnie pokazuje, jak bardzo retoryczna, a jak mało praktyczna jest opowieść o alternatywnej polityce. Problem lewicy w Europie i w USA – sytuacja w Ameryce Łacińskiej to osobna sprawa – polega na tym, że nie bardzo wie, co mogłaby wyborcom zaoferować. Agenda nacjonalizacji w zasadzie nie działa, a biznes niczego się nie boi, bo nawet gwałtowne protesty społeczne nie prowadzą do zmiany polityki gospodarczej.

a to całość jego ocen:http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/ue/20130331/krastev-walka-o-przejrzystosc-zabija-demokracje

sobota, 30 marca 2013

"dobre to -co nieskrajane".


-(...)dobrze, łatwo, by było, gdyba było -jak mówisz: "dobre to -co nieskrajane".
 Średnie to są dobre w statystyce. W życiu tak nie jest.
To równie nieskuteczny wytrych jak tamte.
Zdaje Ci się, że znalazłeś nową -jedynie słuszna drogę,
gdyby to było takie proste!
Rzecz w tym, że w ekonomii wszyscy maja racje,
ale nie jednocześnie!
- Co do Japonii to chyba przesadzasz, nie wydaje się żeby było z nimi tak źle.
Skidelsky mówi, że finanse są zagrożone nie z powodu długu,ale złego  bilansu handlu zagranicznego.
Wewnątrz kraju  jeśli  masz dobry bilans możesz sobie na wiele pozwolić.
Dobry bilans handlu świadczy o wydajnej gospodarce itd.
Pasuje do Grecji i Południa Europy gdzie wydajność i bilanse walnęły, a wygląda, jakby to była wina długu.

?

http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/nauka/20130330/zywnosc-organiczna-nie-jest-zdrowsza

Komu wolno polemizować z noblistą


Pytanie: 
komu wolno polemizować z noblistą?
Czy z noblistą możne polemizować tylko noblista,
czy wystarczy tytuł od profesora, absolwenta kierunku, eksperta?

Einstein, który zakwestionował pojęcia Newtona 
nie był nawet profesorem podstawówki, 
wtedy nie był też 
tym Einsteinem
- tylko skromnym urzędnikiem.
(przy okazji, autorem najkrótszej i najtreściwszej wypowiedzi: E=mc2).

Czy Krugman uzasadnił  sens pompowania pieniądza do banków,
które ciągle nie wiedzą co posiadają i chowają je do skarpety
albo wypychają na rynki finansowe, a nie na rynki towarowe?

piątek, 29 marca 2013

Zwolennicy okręgów jednomandatowych

 twierdzą, że pozwolą one odpartyjnić sejm,
 gdyż dzięki nim będą mogły kandydować osoby spoza list partyjnych. 
 w Wielkiej Brytanii można kandydować bez konieczności 
bycia członkiem jakiegokolwiek komitetu wyborczego....
ilu jest obecnie niezależnych parlamentarzystów w Izbie Gmin, 
która liczy sobie 650 miejsc. 
Są to trzy osoby. 
W 2001 r. był tylko jeden niezależny parlamentarzysta. I to jest odpartyjnienie?

Wykorzystanie demokracji



miliarderzy wykorzystujący demokrację na prywatny użytek 
... wielcy bankierzy zawłaszczający  gospodarkę.

czwartek, 28 marca 2013

Ekonomia nie jest nauką, Skidelsky



Nikt tak ostro, bezlitośnie nie zdefiniował  czym ekonomia nie jest:
"ekonomia nie jest nauką(!).
 Ekonomia jest wysoce polityczna. Jej retoryczna siła wynika tylko z tego, że
używa języka nauki.
Kiedy potrzebuje pan opinii, pyta pan profesora ekonomii
i on dostarcza wykresów, statystyk i tym podobnych rzeczy.
To sprawia, że jego wypowiedzi brzmią pewnie (!).
- Bo
ekonomia nie jest nauką,
w której wiedza się kumuluje..

- państwo jest nieefektywne z punktu widzenia ekonomistów,
bo wiele z tego, co produkuje państwo, jest niemierzalne.
-i robi też rzeczy, którymi prywatne przedsiębiorstwa nigdy się nie zajmą.
...gdyby prywatne przedsiębiorstwa budowały linie kolejowe,
robiłyby to bardziej efektywnie niż rządy.
Ale nie budują.

wtorek, 26 marca 2013

Paradoksy -Kazimierz Łaski

W Austrii, ale w Polsce zapewne też, serwisy informacyjne w radiu czy telewizji podają regularnie indeksy kursów giełdowych.
 Po co? 
Przecież osoby realnie nimi zainteresowane, gracze giełdowi i inwestorzy finansowi, bez trudu znajdą do nich dostęp. 
Tymczasem wywołuje się wśród opinii publicznej wrażenie 
nieproporcjonalne do realiów wagi tych informacji...

..zadłużenie państw
to nie jest zadłużenie potomka arystokratycznej rodziny,
który przepuszcza majątek w karty!
Jeśli państwo zwiększa dług po to,
żeby wypłacić np. zasiłki dla bezrobotnych czy emerytury lub budować szkoły czy szpitale, to jest to działanie nie tylko pożyteczne, ale wręcz niezbędne.

Choć Brytyjczycy mają silną, poważną walutę
i są niewątpliwie wypłacalni, premier Cameron ogłosił,
że jego priorytetem jest uzdrowienie finansów publicznych,
w efekcie czego jego kraj pogrążył się ponownie w kryzysie,

Statystyki za ostatnie dwieście kilkadziesiąt lat pokazują
że w historii mieliśmy bardzo nieliczne okresy,
w których nie było długu publicznego.

..rachunek

Jeśli dochód narodowy
przy pełnym zatrudnieniu wynosi 100,
a stopa oszczędzania – 1/4.
Wówczas poziom inwestycji prywatnych
powinien się równać 25 jednostkom.
Jeśli jednak w rzeczywistości wynoszą one tylko 20,
to biorąc pod uwagę mnożnik inwestycyjny
dochód wyniesie zaledwie 80.
Powstaje luka,
przekładająca się na 20 procent bezrobotnych.

...państwo suwerenne,

to znaczy takie, które posiada własny bank centralny i własną walutę,
samo może określać stopy procentowe swoich skryptów dłużnych.
Mam oczywiście na myśli zadłużenie w walucie krajowej,
nie obcej.
...
...zadłużenie w walutach obcych
wtedy ma sens,
gdy wymaga tego bilans płatniczy, nie zaś deficyt budżetowy.


...obecnie w bankach leżą miliardy euro
i nikt z nich nie korzysta, konsumenci i firmy nie biorą kredytów,
zaś banki nie udzielają kredytów zbyt chętnie.

...inflacja
nastąpiła by wtedy, kiedy
przy wysokim stopniu wykorzystaniu zdolności produkcyjnych
i niskim bezrobociu nastąpiłby
dalszy wzrost zapotrzebowania na kredyty.
– realną groźbą jest deflacja,
nie inflacja.

Jeżeli kraj zużywa więcej środków niż produkuje,
to inny
musi zużywać mniej niż wytwarza
– i tak właśnie dzieje się w przypadku Niemiec.

....konkurencyjnośc gospodarki, warunek przystąpienia do Euro

(warunek , który powinniśmy sobie sami postawić)
samo przyjęcie wspólnej waluty nie tylko nie rozwiązuje tego problemu, ale
może go nawet istotnie utrudnić.

W okresach przyzwoitego tempa wzrostu PKB w Polsce
deficyt bieżących obrotów płatniczych przekracza 4 procent.
Wejście do sfery euro,
jak wykazuje doświadczenie innych krajów,
tendencję tę pogłębia.

Konieczne jest zmniejszenie zależności rozwoju kraju
od stałego dopływu kapitału zagranicznego
przed przystąpieniem do Unii Walutowej,
a nie potem.
Wymaga to nie tylko kontroli nad wzrostem jednostkowych koszów robocizny, ale
forsowania produkcji proeksportowej oraz
produkcji zastępującej towary importowane.

....polityka, która umozliwi przystąpienie do strefy
Bez elementów polityki przemysłowej
popierających innowacyjność
jest to zadanie trudne do osiągnięcia.

... selekcji i priorytetu takich
zagranicznych inwestycji bezpośrednich,
które przyczyniają się do poprawy
bieżącego bilansu płatniczego,
nie zaś do jego pogorszenia.
obniżenie deficytu budżetowego poniżej 3 procent
przy deficycie obrotów bieżących rzędu ponad 4 procent
stworzy poważne napięcia
(także dla sektora prywatnego gospodarki). 
Kazimierz Łaski

poniedziałek, 25 marca 2013

Skidelsky który jak rzadko kto sensownie gada

[Daje kilka dobrych odpowiedzi]
Jestem podobno „oficjalnym przedstawicielem Johna Maynarda Keynesa na ziemi” (śmiech).
I jakie instrukcje dostaje pan od szefa? Co Keynes miałby nam dziś do zaproponowania, gdyby nie to, że zmarł w roku 1946?
Myślę, że pozwoliłby długom publicznym rosnąć...
...bo „w długim okresie i tak wszyscy będziemy martwi”.
To faktycznie jeden z najbardziej znanych cytatów z Keynesa. Ale wbrew temu, co sugerują jego adwersarze, to zdanie nie jest wcale koronnym dowodem na jego cynizm. Mówiąc, że „w długim okresie wszyscy będziemy martwi”, polemizował z liberałami spod znaku Hayeka i Misesa. Oni uważają, że jak jest kryzys, to trzeba zacisnąć zęby. I nie martwić się aż tak bardzo o to, co będzie się działo w ciągu najbliższych pięciu, sześciu lat, bo należy skoncentrować się na długoterminowych korzyściach z kuracji.
I co jest złego w takim stawianiu sprawy?
Liberałowie mówią np., że nie ma co załamywać rąk nad cięciami budżetowymi, bo przecież dzięki nim gospodarka stanie się bardziej efektywna, a budżet zaoszczędzi. A Keynes zapytałby, w imię jakich racji długoterminowe konsekwencje mają być tak dalece ważniejsze od krótkiego okresu?
Trzymając się przykładu z cięciami. Liberałowie nie ukrywają, że przyniosą one nieuchronny wzrost bezrobocia, ale ich zdaniem po kilku latach ci ludzie znajdą przecież pracę gdzie indziej. Na dodatek w zdrowszej i bardziej stabilnej gospodarce.
I tu leży właśnie fundamentalny błąd. Bo to tak jakby powiedzieć komuś, kto ma trzydzieści lat i znajduje się w najpiękniejszym okresie swojego życia, szuka mieszkania, znalazł życiowego partnera albo właśnie urodziły mu się dzieci: zabieram ci pracę, ale poczekaj dziesięć lat! Jak dojdziesz do czterdziestki, to gwarantuję ci, że dostaniesz lepszą robotę niż ta, którą miałeś. Przecież to bzdura. To właśnie miał na myśli Keynes, szydząc z tych, którzy powtarzają, że liczy się jedynie długa perspektywa. Ale Keynes mówił coś jeszcze.
Co takiego?
Nie tylko twierdził, że nie ma niczego złego w koncentrowaniu się na krótkim okresie. Uważał, że poprawa położenia milionów pracowników tu i teraz automatycznie przełoży się na ich lepsze jutro. I odwrotnie, bo jeżeli składamy na ołtarzu reform całe pokolenie, wcale nie gotujemy lepszej przyszłości ani jemu, ani jego dzieciom. Proszę sobie wyobrazić, że ma pan 20 lat i marzy o byciu prawnikiem, dziennikarzem albo ekonomistą. I przychodzi do pana liberał i mówi: „Niestety, czasy są trudne, jest kryzys i jesteśmy w trakcie wielkich oszczędności. Proszę wrócić za 10 lat, a wtedy na pewno będzie lepiej. A w międzyczasie mamy dla pana bardzo atrakcyjną posadę zamiatacza ulic”. Czy sądzi pan, że za 10 lat taka osoba będzie mogła nadal realizować marzenie i zostanie dobrze opłacanym specjalistą? Oczywiście, że nie! Pracując przez 10 lat poniżej swoich oczekiwań i możliwości prawdopodobnie porzuci po drodze większość ambicji i aspiracji. To realne zagrożenie stojące dziś przed całym pokoleniem młodych Europejczyków, wśród których bezrobocie sięga 50 proc. A wielkie oszczędzanie, które trwa w Europie od kilku lat, tylko to położenie pogarsza.
Wróćmy do podstawowego pytania: jaką alternatywę proponują keynesiści?
Bardzo podobną do tej, którą Keynes proponował w latach 30. Liberałowie, jak Friedrich August von Hayek, mówili, że trzeba czekać na to, aż rynek w końcu wróci do stanu równowagi. Tymczasem Keynes zdał sobie sprawę, że gospodarka nie potrafi podnosić się po wielkich kryzysach w sposób naturalny. A już na pewno nie robi tego szybko. Ktoś musi jej pomóc. Kto to ma zrobić? Oczywiście ludzie! W końcu to nie jacyś wszechmocni bogowie doprowadzili do kryzysu, lecz właśnie ludzie tworzący gospodarkę. A skoro to my sami wpędziliśmy się w kłopoty, to teraz sami powinniśmy sobie pomóc. W końcu jesteśmy istotami myślącymi, nierzadko wręcz wyrafinowanymi. Dlaczego na polu ekonomii mielibyśmy się zachowywać jak barbarzyńcy?
Ludzie, czyli w praktyce rząd? Skąd pomysł, że rząd zrobi coś lepiej niż rynek?
Bo to twór wymyślony po to, by poruszać się w kategoriach szerszych niż egoistyczne dobro jednostki.
Pachnie socjalizmem. Zwłaszcza czytelnikowi z kraju, który doświadczył ręcznego sterowania gospodarką na własnej skórze.
Często zarzuca się Keynesowi, że był zakamuflowanym socjalistą. To nieprawda. On był zwolennikiem gospodarki kapitalistycznej, gdzie wszystko opiera się na dużym, żywotnym sektorze prywatnym. Problem tylko w tym, że w czasie kryzysu sektor prywatny przestaje wykonywać swoje funkcje w sposób normalny i płynny. Albo z powodu braku kapitału, albo dlatego, że się przestraszył i potrzebuje czasu, żeby ochłonąć i wrócić do gry. Wtedy do gry wchodzi rząd. I w sposób zupełnie świadomy inwestuje w gospodarkę tyle, ile inwestowałyby firmy prywatne, które akurat z powodu kryzysu nie są w stanie tego zrobić. Więc nie chodzi o to, że rząd miesza się do czegokolwiek. On przejmuje na pewien czas kluczową rolę w gospodarczym krwiobiegu. Nie pozwala, by gospodarka się zawaliła.
Różnica pomiędzy kryzysem 2008 roku a wielką depresją lat 30. polega na tym, że dziś rządy mają na karku potężne długi.
Nie zmienia to faktu, że dziś nie ruszymy z miejsca bez nowej rządowej interwencji, a więc robionej pomimo wysokiego zadłużenia, bo to jedyny sposób na jego zredukowanie.
Bierzmy więcej długów, żeby zlikwidować zadłużenie. Czy to nie obłęd?
To faktycznie sprzeczne z intuicją, ale tylko na pierwszy rzut oka. Wie to każdy biznesmen. Proszę spytać człowieka przedsiębiorczego, jak się rozkręca interes. Oczywiście odpowie, że w większości przypadków trzeba zacząć od pożyczenia pieniędzy. Bo prawie każdy rozwój jest na kredyt, a spłaca się go z rozwijającej się działalności gospodarczej. Z biznesowej ekspansji.
Zwolennicy oszczędności porównują to raczej do zarządzania domowym budżetem. Według zasady, że nikt nie może wydawać więcej, niż sam zarabia.
To sedno nieporozumienia. Bo pojedynczy człowiek ma faktycznie ograniczone możliwości zwiększania swojego dochodu, musi więc ograniczyć wydatki. Ale rząd znajduje się w diametralnie odmiennej sytuacji, bo on sam określa swoje dochody, a tym dochodem jest rozmiar gospodarki narodowej. Dlatego oszczędzanie nie sprawi, że rząd spłaci swoje zobowiązania, bo oszczędzanie zmniejsza PKB, a to przecież ze zwiększenia PKB spłacamy zadłużenie publiczne.
Cały czas mówi pan, że od lat 30. w gospodarce zmieniło się niewiele. Ale co z lekcją z lat 80., gdy keynesizm po kilku dekadach intelektualnej dominacji w całym zachodnim świecie dotarł do granic swoich możliwości? Gdy wyczerpaniu uległy zasoby wzrostu, a dalsze pompowanie pieniędzy w gospodarkę doprowadziło do wysokiej inflacji.
Wzrost cen jest sporym wyzwaniem dla każdego keynesisty. Inflacja jest ceną, jaką płacimy za wysoki stan zatrudnienia. Zwolennicy Keynesa są zdania, że i bezrobocie, i spadek wartości pieniądza są niedogodnościami dla społeczeństwa. I każda z tych plag – jeżeli wymknie się spod kontroli – może być bardzo niebezpieczna. Należy pamiętać jeszcze o nieprzewidzianych czynnikach zewnętrznych. Takim szokiem dla Zachodu był w latach 70. kryzys naftowy. Był on związany nie tyle z Keynesem czy państwowym interwencjonizmem, ile z kwestią geopolityczną i technologiczną, a więc z dziedzinami dosyć odległymi od tego, czym jest sedno keynesizmu. Tak czy owak w wyniku szoku paliwowego bezrobocie na Zachodzie zaczęło rosnąć, a rządy zaczęły zbyt wiele wydawać. W tym sensie przedawkowały lekarstwo, jakie Keynes im zapisał.
To skąd pomysł, by wracać do keynesowskiego lekarstwa teraz?
Bo dziś mamy rok 2013, a nie lata 70. Nie mamy za sobą 20 lat prawie pełnego zatrudnienia, a inflacja nie rośnie w dramatyczny sposób. I to pomimo sytuacji, że amerykański Fed czy Europejski Bank Centralny drukują pieniądze jak szalone! To znak, że gospodarka łaknie pieniędzy. I że keynesowski fiskalny zastrzyk byłby właśnie bardzo na miejscu.
Jest jeszcze jedna rzecz, która w keynesizmie przeraża. To przekonanie, że jego ekonomiczne pomysły są bardzo podatne na nadużycia. Jak się zorientować, czy polityk, obiecując państwową interwencję z pieniędzy podatników, realizuje najlepiej pojęty interes ogółu, czy też działa pod dyktando np. koncernów?
Ale przecież politycy zawsze obiecują więcej niż są w stanie zrealizować. Nieważne, czy są keynesistami, czy liberałami. Taka jest natura demokracji. W takiej sytuacji przydają się różnego rodzaju narzędzia ograniczające poziom zadłużenia i bilansowania budżetu.
A jednak. Czyli hamulce antyzadłużeniowe podobają się nawet keynesistom?
Nie należy zapominać, że Keynes był zdecydowanym zwolennikiem budżetu, który w dłuższym okresie dąży do równowagi. I nie boi się zaciągać długu, kiedy to konieczne, ale jednocześnie realizować budżetową nadwyżkę w czasach koniunktury. O tym często się zapomina. Poza tym jest zasadnicza różnica, które wydatki budżetowe się równoważy. Nie powinno się finansować służby cywilnej z pożyczonych pieniędzy. Ona dostarcza pewne usługi społeczeństwu, więc społeczeństwo powinno być gotowe za te usługi płacić poprzez podatki. Tak samo ubezpieczenia społeczne czy emerytury, bo one nie generują żadnego nowego bezpośredniego przychodu. Te części budżetu zawsze powinny być zbilansowane. Co roku.
A co z takimi dobrami publicznymi, jak na przykład szpitale?
Tu można rozważyć podwyższanie jakości usług z długu publicznego. Bo ten sektor ma już możliwość generowania dodatkowego przychodu albo w postaci częściowych opłat, albo poprawy stanu zdrowia swoich obywateli. Dzięki czemu państwo będzie de facto płaciło mniej na ich leczenie. Bo ono jest w branży medycznej zawsze droższe od zapobiegania. Inny podobny przykład to szkolnictwo.
A dziedziny, które mogą być bez wahania finansowane z długu publicznego?
Bez wątpienia transport. Takie projekty, jak budowa nowych połączeń, które amortyzują się niemal natychmiast. Przynoszą zyski z biletów, podnoszą mobilność społeczeństwa i biznesu. Ten sam argument odnosi się do dróg, które moim zdaniem też powinny być płatne. Obie te dziedziny wydatków budżetowych nie muszą koniecznie być równoważone co roku. Tu powinno się zaciągać pożyczki na sensowne inwestycje. Próba bilansowania takich wydatków mogłaby nastąpić w perspektywie np. 10-letniej.
Łatwo panu wychwalać rolę państwa w gospodarce. Mieszka pan w Wielkiej Brytanii, gdzie rząd i administracja należą do najbardziej wydajnych i dobrze zorganizowanych. W naszej części Europy państwo działa dużo słabiej. To naturalne, że trudniej mu zaufać.
Zgoda, że państwo zawsze może być lepsze. Ale wszystkie kraje Zachodu zaczynały z niskiego poziomu kapitału społecznego, miały brutalnych władców uciskających obywateli w imię realizacji własnego interesu. Nie wydaje mi się, by tłumaczenie się niską jakością administracji było dobrym argumentem na rzecz tego, by nasze życie w całości oddać pod but wolnego rynku. Powiem nawet, że rząd musi interweniować w gospodarkę. Politycy i urzędnicy, mimo swoich wielu przywar, muszą działać. Bo inaczej będzie dużo gorzej.
Co to znaczy?
Znów kłania się lekcja z Wielkiego Kryzysu. Keynes był zdania, że gdy z gospodarką jest naprawdę źle, władze muszą działać. W skrajnych przypadkach nawet płacąc ludziom za wykonywanie prac mało produktywnych. Niech już nawet jedni kopią doły, by inni je zasypywali. Byle tylko otrzymywali za to wynagrodzenie i nie przestali wydawać, bo jeśli przestaną, to gospodarka stanie, a gdy stanie, to będzie jeszcze gorzej. Najpierw upada gospodarka, potem rząd, a później nieuchronnie demokracja. Proszę zwrócić uwagę, że USA i Wielka Brytania, które w latach 30. i 40. poszły za radą Keynesa, ocaliły swoją demokrację. A Niemcy skończyli z Hitlerem.
Błagam. Czy zawsze przy tego typu okazjach musi się pojawiać Hitler?
Też wolałbym, żeby go nie było. Rządy Republiki Weimarskiej mogły sięgnąć po rozwiązania keynesowskie, ale wolały zaciskać pasa i wierzyć – jak Hayek – że w długim okresie gospodarka wróci do normy. Cięły wydatki wzorowo, że nawet Angela Merkel czy MFW byłyby z nich dziś bardzo dumne. Tyle że ludzie tego nie wytrzymali. I do władzy doszedł Hitler. A największym paradoksem całej sytuacji było to, że on faktycznie uleczył niemiecką gospodarkę. I to bynajmniej nie za pomocą metod liberalnych.
Raczej keynesowskich...
No właśnie, ale to były metody keynesowskie wprowadzane terrorem. Niemcy mogli mieć to samo wcześniej bez Hitlera i bez osunięcia się w autorytaryzm. Tak jak Rooseveltowskie Stany Zjednoczone. Najgorsze jest to, że dziś jesteśmy w Europie w bardzo podobnej sytuacji jak w latach 30.
Bez przesady!
A jednak. Weźmy partię komika Beppe Grillo, która przychodzi znikąd i zgarnia 25 proc. głosów w wyborach parlamentarnych we Włoszech. Dosłownie znikąd. W ciągu kilku miesięcy. Sam Grillo nie jest raczej groźny i prawdopodobnie nie ma sensownego programu politycznego, ale jego sukces pokazuje, że ludzie nie akceptują tego, co się dzieje, a jednocześnie nie widzą atrakcyjnej alternatywy. To jest dopiero etap pierwszy. Po nim w sposób nieuchronny przyjdzie kolejny i wtedy może pojawić się jakiś ekstremista z realną alternatywą. I to już będzie dużo bardziej niebezpieczne.
No dobrze. A czy Keynes i jego współcześni akolici mają nam do zaproponowania coś jeszcze poza koniecznością państwowej interwencji w gospodarkę?
Podejrzewam, że sukces i wzięcie teorii Keynesa polega właśnie na tym, że keynesianizm jest nie tylko szkołą ekonomiczną. To program wychodzący poza tradycyjnie rozumianą gospodarkę. Keynes opisywał, jak poruszać się w świecie pieniądza, sam zresztą umiał pieniądze zarabiać, np. dzięki trafnym giełdowym inwestycjom. Ale jednocześnie w jego systemie zawsze bardzo wyraźnie pobrzmiewa pytanie „po co my to wszystko robimy?”. Tego często brakuje u liberałów. Niektórzy z nich mówią, że „chciwość jest dobra”, bo pobudza do działania i aktywności. Keynes uważał podobnie. Pisał o „miłości do pieniądza” i nie uważał jej za nic złego.
Na czym więc polega różnica między nimi?
Na tym, że Keynes wiedział, że miłość do pieniądza jest usprawiedliwiona tylko do momentu, w którym pieniądze zapewniają dobre życie, a dobre życie nie czyni ludzi bogatszymi. Ono sprawia, że stają się lepsi, dlatego jedynym usprawiedliwionym celem dążeń ekonomicznych jest stworzenie etycznie lepszego świata. I tu drogi Keynesa i jego liberalnych przeciwników się rozchodzą. Bo liberałowie uważają, że ciągle trzeba zarabiać i produkować więcej. Tymczasem Keynes mówi, że społeczeństwo dojdzie w końcu do momentu, gdy dobrobyt będzie wystarczający.
Czyli kiedy?
To moment, w którym ludzie będą mogli pracować mniej, a większa część ich życiowej aktywności zostanie wreszcie skierowana na inne tory niż wykonywanie zadań przynoszących finansową korzyść. Na sztukę, naukę, hobby. Na to wszystko, co naprawdę sprawia nam przyjemność. To nie będzie tylko dekadenckie marnotrawstwo. Przeciwnie. Doprowadzi do nowego fantastycznego pomnożenia kapitału ludzkiego i uczyni większość z nas szczęśliwszy. Przeniesie ludzkość na nowy cywilizacyjny wymiar. Uciekniemy z tego kołowrotka, w którym ludzkość znajdowała się przez wiele tysięcy lat, gdy zdobywanie pożywienia i praca definiowały to, kim jesteśmy. Świat, w którym żyjemy, ciągle jest zdefiniowany przez pracę. Zainteresowania musimy realizować w czasie wolnym. Muszą one rywalizować z odpoczynkiem i fizyczną regeneracją. Proszę porównać czas pracy dziś i 50 lat temu. Mimo wielkich zysków w produktywności wciąż pracujemy mniej więcej tyle samo, co wtedy. Gdy mamy pracować mniej, wpadamy w panikę. Może rozmawianie o Keynesie przekona nas, że nie jest to perspektywa taka znowu straszna. W końcu pisał o tym już w 1930 r. w książce „Ekonomiczne perspektywy dla naszych wnuków”.

niedziela, 24 marca 2013

E=mc2


-A propos długich tekstów: długi to dobry (!), poważny, fachowy itd.
To konserwatywne  podejście.
Jesteśmy w innej, internetowej rzeczywistości.
-Jeśli piszesz książkę/artykuł, to musisz zamykać wszystkie wątki, które mogą
wydać się niejednoznaczne, bo po wydrukowaniu nic nie poprawisz.
-Tu ( w internecie)nie musisz, bo masz wszystko "on line".
-Jeśli piszesz doktorat, to musi być zawiłe i długie;
kluczyć, zacierać ślady,
aby ukryć, że nie ma  nic do powiedzenia.
-Na Forum nie masz wierszówki!
-W innym miejscu często zamieszczam obce teksty, wyciskając z nich treść.
Trudno uwierzy ile tam jest wody zanim dogrzebie się do ciekawszej myśli.
ps. Dorota te instalacje, percoś tam, docenisz na wystawie sztuki współczesnej, zrozumiesz że,
jest po to aby mieć ją(zauważać wokół siebie)  na co dzień , a nie od  wielkiego dzwonu.


czwartek, 21 marca 2013

Bardzo mętne pojęcie


-socjalizm
Jeżeli mnie czasami czytasz, to konsekwentnie trzymam, że wprowadza więcej szkody niż pożytku.
Ciekawsze jest skoncentrowanie się na  aideologicznych mechanizmach (np.Jack, Hermes,Kosto).
-Lecz,
kapitalizm był  (pojecie w końcu  używane, teraz, w duchu  marksistowskim) jako fakt -od zawsze.
Gdy technika umożliwiła  na
dominacje w dziewiętnastym wieku,  teraz
 jest również (pojęciem zużytym historycznie)
 -do wycofania z obiegu.
Ps.
Jeśli chodzi o Krytykę, to oni też nie bardzo wiedzą gdzie trawa rośnie. Ale więcej robią niż inni.
Mają kilku dobrych autorów.
Więc moim zdaniem należy im dobrze życzyć.

Warto przeczytać

http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/ekonomia/20130227/czy-unia-monetarna-bez-politycznej-skazana-jest-na-kleske

wtorek, 19 marca 2013

Głos Holland o braku aksjologii

 Ci ludzie są ofiarami aksjologicznego nihilizmu, jaki nowa rzeczywistość w wielu wymiarach im zafundowała. Mnie się zdaje, że neoliberalizm Platformy, też zresztą kulawy, wprowadził taką aksjologiczną pustkę, że jedyną siłą, która to może zagospodarować, jest odruchowy konserwatyzm, wsparty fundamentalistycznym katolicyzmem, które mają zapewnić ludziom poczucie wyższości w ich kompleksie niższości.

pustkę wypełnia tylko Kościół katolicki, w swoim obecnym, istotnie nie najlepszym stanie. Do pewnego stopnia tę pustkę aksjologiczną wypełnia sekta smoleńska. Nawet jeśli do tych młodych ludzi nie trafia całe to rekwizytorium smoleńskie, to trafia do nich jakieś nie do końca wyrażone, ale bardzo silne poczucie krzywdy, oblężenia, zranienia. Nikt im nie proponuje innych wartości, wokół których można budować wspólnotę

Ma to szanse wyłącznie dlatego, że druga strona – czy to centrolewica, czy liberalne centrum –nie proponuje niczego. Nawet na poziomie podstawowej edukacji. 

nie doceniają potrzeby sensu i potrzeby emocji.

Jest przecież szkoła, która została całkowicie odpuszczona, gdzie jedynym człowiekiem, któremu pozostawia się odpowiedzialność za aksjologię jest katecheta.

Armagedon:

nadejdzie-nie nadejdzie, kiedy nadejdzie?
-Jóź jest! I dobrze, że pełzająco , a nie łubu-du.
Po prostu statyczne myślenie( ekonomia jest  wieczna) wali się na naszych oczach.
Takie zjawisko jak rynki finansowe zawodnik wagi ciężkiej, to efekt dwudziestolecia.
A arcykapłani ekonomi na to: -nic! Delokalizacja przemysłu  -też nic!
 Wszystko co nam niesie zmiany nie mające odpowiednika w przeszłości
 przyjmujemy  z dobrodziejstwem natury
( natura dopuszcza   wymieranie gatunków nie przystosowanych),
z którymi trzeba się pokornie  godzić -bo to  boskie.
Żeby  układ był stabilny na zmiany należy reagować zmianami.
Jeżeli się tego nie robi to mamy odwrotnie.
Dorota, to jest śmierć obowiązującej ekonomii (nazwij ją jak chcesz).
A ona ma się dobrze - bo stoją za nią wielkie interesy.
Nowa ekonomia musi uwzględniać dynamikę zmian.
W pewnym momencie- optymistycznie
-wspólny interes powinien przeważyć.


piątek, 15 marca 2013

Polskie sądy, takżeTrybunał Konstytucyjny uchylają się od odpowiedzialności

Prawo w Polsce kapituluje przed biznesowymi interesami, ideologicznymi namiętnościami i siłą.

Prawo nigdy nie było od tego całkowicie uwolnione. Problem polega na tym, że w społeczeństwach bardziej rozwiniętych kulturowo, instytucjonalnie, z lepszą tradycją stanowienia i egzekwowania prawa, tych zanieczyszczeń jest znacząco mniej. A przede wszystkim istnieją tam skuteczniejsze narzędzia kontrolne. Istnieją sita, które te zanieczyszczenia sprawniej odsiewają. Tymczasem tutaj ma pan media, które nie mają zielonego pojęcia, że nasza demokracja nie jest czysto większościowa, ale liberalna i funkcjonuje w granicach państwa prawa. Zatem nie tylko dopuszcza, ale wymaga obrony praw mniejszości. Skoro media nawet tego nie wiedzą, będziemy mieli do czynienia z podawaniem w atmosferze sensacji wiadomości o tym, kto jakiej mniejszości ile „dał” praw, i jaka mniejszość jakich „nadzwyczajnych” praw „dla siebie zażądała”. A wszystko to podszyte insynuacją, że łamie się w ten sposób zasady demokratyczne, podczas gdy jest dokładnie odwrotnie, bo to są właśnie zasady wynikające z tego modelu demokracji, który my zobowiązaliśmy się przestrzegać, wchodząc do Rady Europy.


...... jeśli minister sprawiedliwości, który nie jest organem kompetentnym do wiążącego orzekania na temat zgodności lub niezgodności z konstytucją, mówi, że coś jest niezgodne z konstytucją, to z punktu widzenia siły prawa, kompetencje siłowego rozstrzygnięcia tej kwestii ma wyłącznie Trybunał Konstytucyjny.


...sądy nie chcą orzekać w sprawach społecznie „kontrowersyjnych”. Najchętniej by się z tego wymigały. Dlatego, że to trudne zadanie wymaga ogromnego trudu argumentacyjnego i perswazyjnego, tym większego, im bardziej społeczeństwo jest rozbite i niektóre kwestie są niepopularne, a temperatura sporów wysoka. Wobec czego sądy wolą siedzieć cicho, żeby się nie narazić. Zrobią trochę zamieszania, że się czymś niby zajmują, a potem po cichutku umorzą sprawę. Najważniejsze jest uniknąć odpowiedzialności związanej z orzekaniem w sprawach „kontrowersyjnych”, budzących emocje. 

                   Ewa Łętowska

środa, 13 marca 2013


    • Komputerowa symulacja pokazująca gwiazdę rozciągniętą przez siły pływowe przed pochłonięciem jej przez czarną dziurę.

      fot. NASA, S. Gezari (The Johns Hopkins University), and J. Guillochon (University of California, Santa Cruz)
      Czarne dziury to jedne z najbardziej niezwykłych tworów we wszechświecie. Zobacz ich zdjęcia i ilustracje udostępnione przez amerykańską agencję NASA.
      (Onet/jmr)

    Komputerowa symulacja pokazująca gwiazdę rozciągniętą przez siły pływowe przed pochłonięciem jej przez czarną dziurę.

    fot. NASA, S. Gezari (The Johns Hopkins University), and J. Guillochon (University of California, Santa Cruz)
    Czarne dziury to jedne z najbardziej niezwykłych tworów we wszechświecie. Zobacz ich zdjęcia i ilustracje udostępnione przez amerykańską agencję NASA.
    (Onet/jmr)

Komputerowa symulacja pokazująca gwiazdę rozciągniętą przez siły pływowe przed pochłonięciem jej przez czarną dziurę.

fot. NASA, S. Gezari (The Johns Hopkins University), and J. Guillochon (University of California, Santa Cruz)
Czarne dziury to jedne z najbardziej niezwykłych tworów we wszechświecie. Zobacz ich zdjęcia i ilustracje udostępnione przez amerykańską agencję NASA.
(Onet/jmr)

wtorek, 12 marca 2013

Opinia NBP


"Głównym źródłem narastania nierównowag na rynku nieruchomości w krajach peryferyjnych był spadek stóp procentowych, połączony z ułatwionym dostępem do kredytów transgranicznych, co było konsekwencją przystąpienia tych krajów do strefy euro. Innymi źródłami nierównowag, wskazywanymi w literaturze, były asymetryczne wstrząsy makroekonomiczne, które w różnym stopniu dotykały kraje peryferyjne i kraje centrum.
W ramach unii walutowej narastaniu omawianych nierównowag nie można było przeciwdziałać za pomocą standardowych narzędzi polityki gospodarczej. Stopy procentowe Europejskiego Banku Centralnego są bowiem ustalane dla całej strefy euro i nie ma możliwości ich dostosowania do sytuacji specyficznej dla określonego kraju."

poniedziałek, 11 marca 2013

Najwyższy czas aby ekonomiści zrobili to samo.



Trzeba przejść od myślenia statycznego do dynamicznego.
Fizycy dokonali tego sto lat temu. Najwyższy czas aby  ekonomiści zrobili to samo.
Dawniej nie koniecznie w PRL-u ekonomia była polityczna.  Odrzucono ten przymiotnik,
tylko, że w praktyce jest bardziej polityczna niż wtedy gdy była polityczna.
Czas aby zapracowała na miano nauki.
Dorota,
na przykładzie, Huberta P., któremu kiedyś zarzuciłaś demagogię.
Pisze coraz lepiej, powoli łapie bluesa, ale ciągle zachowuje się jak szeregowy ekonomista,
- lepiej lub gorzej powtarza to co
jest już znane i wielokrotnie powtórzone.
Wzorzec, od którego odstępstwo
uważa za wypowiedź nie na poziomie.
W biologii, inżynierii i fizyce też mamy wzorce ale dostosowuje się lub tworzy nowe  wtedy gdy rzeczywistość  się radykalnie zmienia.
Świat nie jest statyczny po wieki lecz zmienia się
nauka za tymi zmianami podąża.
W fizyce, w której
niezmienność operatorów  jest nieporównywalna
ze zmiennością zachodzących w ekonomii:
każde wejście w nową rzeczywistość fizyczną
(np. przejście od makro do mikro rzeczywistości) owocuje nowymi
teoriami, które dostosowują  do niej wiedzę.
A jak mamy w ekonomii:
Nastąpiły zasadnicze zmiany technologiczne.
Tam gdzie w produkcje był zaangażowana cała gałąź produkcyjna,
teraz to sama masę towarową produkuje jedna fabryka,
a niektóre kraje, nie tylko Chiny, zaspakajają zapotrzebowanie całego globu.
Gdy pada kwestia: skąd wziąć pieniądze; nie ma pieniędzy,
to znaczy,że nie ma pieniędzy,
a nie że nie ma potrzebnego dla każdej, greckiej, polskiej, populacji, towaru.
Nie brakuje towaru, brakuje pieniędzy.
Jeszcze dwadzieścia lat temu rynki finansowe,
które teraz odebrały parlamentom część istotnej władzy
nie miały tego  co dziś znaczenia.
A system pieniądza dłużnego? Czy to na pewno najlepszy system monetarny.
Powstawał jako twór  historyczny -  nie projektowany,  z uwzględnieniem istotnych aspektów.
Kiedyś gdy procesy gospodarcze przebiegały w małej skali
nie miało  większego znaczenia  -przy obecnej skali jego mankamenty odgrywają pierwszorzędną rolę.
Hubert P. uprawia polityczna przepychankę mówiąc,  niby zasadnie: to nie na mnie leży ciężar dowodu lecz na tym kto stawia tezę.
Takie numery Bruner to robi się w polityce, w telewizorze,
a nie w nauce.
Gdy pojawia się ciekawy problem  wszyscy zaangażowani w naukę rzucają się żeby sprawdzić
czy jest zasadny  i nie ma znaczenia skąd się wziął, kto powiedział i kto z tym stoi.
Można powiedzieć, że problemy stawiane na tym forum są nie warte uwagi.
Gdyby dotychczasowe systemy ekonomiczne dawały dobre odpowiedzi na to co się dzieje
lekceważenie nowo otwartych problemów miałoby jakieś dobre uzasadnienie, ale w sytuacji gdy
 to  nie działa, albo działa bez sensu trzeba się lepiej nowościom przyglądać.
Jeśli Hermes stawia  tezy, kierując się: doświadczeniem zdobytym w kontakcie z rynkami finansowymi
z obiegiem pieniężnym,  intuicją  i logiką to nie zaprojektuje od ręki nowego lepszego systemu: bądźmy poważni, ale to nie znaczy, że  nie postawił ważnego ciekawego problemu, którym powinny się zająć instytuty do tego powołane,
które teraz mielą tylko to co już zostało dawno zmielone,
zaspakajając potrzeby polityczne, a nie konieczności naukowe.

Pomysł który na forum się pojawił i znalazł zwolenników , żeby
popatrzeć na rynki, gospodarkę od strony pieniądza,
(strony te są ścisłe skorelowane) ma tę zaletę, że pozwala
pozostać na obiektywnym gruncie nauki, wolnym od polityki.
Paradoksy i trudności, które wyłonią się z takiego przedstawieniania będą miały charakteru
ideologicznego, bo będą uwzględniać interesy długookresowe wszystkich uczestników gry rynkowej.
 Nie muszą od razu zaważyć na realizacjach, ale
mogą stać się wzorcem modelem docelowym i podstawą do zajrzenia w przyszłość.


piątek, 8 marca 2013

Film o nierówności -USA

http://www.youtube.com/watch?v=QPKKQnijnsM

mają już dość rosnących cen pracy w Chinach


... koszty pracy są na Dalekim Wschodzie już są tylko o 10-15 proc. niższe niż u nas. Jakość jest podobna, a wygrywamy tym, że na dostawy z Azji trzeba czekać nawet 3 miesiące.....

Skąd wziąć pieniądze


Dwa pistolety:
"skąd wziąć pieniądze?  To najczęściej zadawane pytanie:
-Państwa nie stać nieraz na podstawowe potrzeby obywatelskie
(drukowanie?  jest o tyle dobre, o ile
jego negatywne skutki  da się przerzucić na słabszych graczy,
ale to w końcu łańcuszek świętego Antoniego)
Konsumenci, którzy napędzają gospodarkę
zostali pozbawieni pieniędzy, bo udział płac maleje!
Sytuacja byłaby zrozumiała gdyby nie było towaru.
-Ale towar jest
(dzisiejsza technologia nie ma ograniczenia ilościowego).
Brak pieniędzy przy wystarczającym pokryciu towarowym
i ciągle niewyczerpalnym  zasobie usług
może świadczyć tylko o jednym
-o niewydolności systemu.
I tu oprócz pistoletu "nie ma pieniędzy"
mamy przy głowie  drugi:
"każde naruszenie sytemu ma być popadnięciem w komunizm"
Tymczasem komunizm to gatunek wymarły,
wymarcie grozi kapitalizmowi jeżeli wykaże się
brakiem możliwości dostosowawczych.
Rzeczywistość zmieniła się radykalnie na  tyle,
że system gospodarczy dojrzał do gatunkowej zmiany.

czwartek, 7 marca 2013

Dostosowania

Każda rzeczywistość ulega zmianom.
Każda która nie ma zginąć.

Pierwsze dekady dwudziestego wieku. Fizycy nie mogli pogodzić się z faktem, że
że ich świat nie jest statyczny. Nawet najlepszy z najlepszych
nie mógł się z tym pogodzić i do swoich równań, z których wynikało, że świat się stale zmienia
wprowadził arbitralną poprawkę aby przywrócić powszechną, w tym jego,wiarę w jego niezmienność.
Gdy obserwacje to zakwestionowały, a  potwierdziły
zasadność  równań
 -przyznał się do błędu!
Biologia, która operuje wielkimi i wartościami czasu
zna dobrze strategie:
aby ratować to co jest,
 gdy warunki egzystencji się zmieniają
-dostosowuje się do tych zmian swój materiał biologiczny.
Stąd się bierze różnorodność gatunkowa.
-Jako rezultat dostosowań do zachodzących  zmian.
Inżynierowie aby osiągnąć niezmienność, np. stały wymiar blachy, podczas  produkcji,  stosują
sprzężenie zwrotne, gdy występuje jakakolwiek niejednorodność
sprzężenie reaguje w czasie rzeczywistym.
wprowadzając zmianę,aby nie zmienić efektu.
-To ideał.
Ekonomia
Marks zamurował ekonomię, socjologie
-do dzisiaj ,
politycznie to samo zrobiła
ta energiczna Angielka.
Teraz najzagorzalszymi  marksistami są ci, którym najlepiej idą interesy.
Hayek przewraca się w grobie gdy widzi,
że teraz można ponosić ryzyko bez konsekwencji ryzyka.
Keynes próbuje wprowadzić do ekonomii  dynamiczną reaktywność:
M. Friedman  zajmując się tym co napędza gospodarkę dotknął zaledwie wierzchołka góry  lodowej
Trwanie jest zmianą zmian. ekonomia od tego nie ucieknie.

środa, 6 marca 2013

-w tym systemie -nie ma wyjścia.


Ale jest zawsze wyjście -z systemu.
Zmienił się udział płac,
nie było kiedyś tych możliwości i ograniczeń jakie stwarza dziś  globalizacja,
W nowej rzeczywistości należy
dostosowywać się do zmian, wprowadzając zmiany,
a nie pozostawać biernym, w imię nieprzeciwstawiania się temu co :"naturalne",
bo  naturalne coraz to inne.

"Magdalena Środa– teoretyczka etyki, filozof"


W rozmowie z  Moniką Olejnik z  mocą swojego autorytetu stwierdza, 
że jeżeli zmieniają się warunki
- można nie dotrzymywać danego słowa!
Jezus Maria Środa! Co Ty wygadujesz.


ruch Palikota


Nowicka, Senyszyn, Labuda najmniej,  Ruch Kobiet
Do tego Cezary  z tendencją do bycia w zgodzie  z poprawnością.
O co ten rwetes?
Wszystkim innym wolno nie mieć ani poglądów, ani programów.
Lecz są uznawani za poważnych polityków, nie zmieniających poglądów,
których, zresztą, nie mają.
Dla nich wszystkich zagrożeniem jest Palikot.
Potencjał Palikota docenił Kwaśniewski i oby doceniły nieelity.
Ps. jakoś nikt nie zauważa, że polityka w Polsce odkąd pojawił się na scenie jako podmiot
jest robiona pod jego dyktando.