Szukaj na tym blogu

czwartek, 30 czerwca 2011

Cytat

Z felietonu Cezarego Michalskiego w Krytyce.
Kurwa, nawet Daniel Cohn-Bendit, którym wy prawicowcy tak pogardzacie (Żyd niemiecki, lewak śląski, w dodatku „ekoterrorysta”), zamiast uczestniczyć w widowiskach historycznych, w których odgrywałby samego siebie („ratunku, CRS mnie bije!”, „ratunku, generał de Gaulle deportuje mnie z Francji do Niemiec!”), woli walczyć o władzę, uprawiać politykę, choćby europejską. A wy, żałosna zgrajo ze swoim „smoleńskim namiotem chodzącym po Krakowskim Przedmieściu”, z miauczeniem o eksterminacji na łamach „Rzepy” i „Uważam Rze”, z miauczeniem Rydzyka o totalitaryzmie, o władzy zawsze „niepolskiej”… Po prostu urągacie Polsce. Nawet Polska – kraj niezbyt silny i w niezbyt głębokiej pogrążony refleksji – nie jest tak żałośnie głupia i słaba jak wy. I nawet ona – mimo że potrafi nieźle napsuć krwi – nie jest aż tak wkurzająca, jak wasz szantaż słabością.

środa, 29 czerwca 2011

Trzeba przyznać,że Polska, która oczywiście w nadchodzącej prezydencji zawali okazje,
bo przecież nie mamy koncepcji europejskiej,
wnosi do tego projektu miny i fochy Kaczyńskich i roszczenia
z jednoczesnym wypinaniem się na nią.
 I nie mniejszy wkład  PO
- z brakiem  własnej polityki europejskiej.

"To jest zbójeckie prawo demokracji"

  (z cyklu głupstwa)


-Powtarzali to to, jak mantrę, od lat,
politycy wszystkich opcji,
i dziennikarze.
"Powiedzenie" -nie
 -to  polityka,
która nie prowadzi do działań, które tworzą,
ale do działań, które niszczą
i nie tylko przeciwnika politycznego
ale to
co zostało powierzone partiom
jako przedmiot politycznej  troski.

Co to powiedzenie miało oznaczać?
Że wprawdzie przeciwnicy polityczni maja rację w tym
( o czym "my" dobrze wiemy),
-co robią lub chcą zrobić,
ale w naszym interesie partyjnym leży krytyka
i przeszkadzanie im,
po to -aby zyskiwać. Osłabiać ich.
A, że przy okazji ........

-Czy nie rozumiesz durniu, że w ten sposób
kierując się swoim doraźnym partykularnym interesem
szkodzisz, państwu, społeczeństwu, wspólnocie.
I na dodatek chcesz mieć na takie postępowanie przyzwolenie,
z powołania się na zasadę ustrojowo najwyższą

Jeżeli to jest prawo demokracji
przyozdobione  przymiotnikiem,
to jest ono równie uprawnione jak:
"pornografia dziecięca jest dla ludzi",
"zabijać, to rzecz ludzka",
kraść jeśli nadarzy się okazja też  nie zawadzi.
Takich rzeczy, które dzieją się i działy zawsze
- nie mówi się!
-Niedopuszczalne,
i jako niedopuszczalne jest traktowane.

TO NIE JEST PRAWO DEMOKRACJI
To jest publicznie wypowiadana  tolerancja
wobec czegoś: co nie powinno i nie może być tolerowane.

Głupstwa polskie

O czymś takim pisał kiedyś  Aleksander Bocheński.
Głupstwa polityczne, które nabrały zasięgu
międzypartyjnego, ogólnokrajowego,
które mają  wieloletni okres funkcjonowania i  oddziaływania.
Takie, które wyrządziły i wyrządzają
naszej sferze publicznej najwięcej szkód.
Będzie to pisane jak leci.
Na końcu spróbuję ułożyć ich ranking.

wtorek, 28 czerwca 2011

Znikajacy, dobrze wyczułeś, że mniam,  mniam, to musi być coś więcej.
Sorry, poprawiam się więc. Czytam ponownie.
I rozbieram, jak chciałeś.
-Chodzi o język!
Język PIS to język wojny!
Do tego dostosowuje się PO, jedni i drudzy to antykomuniści razem z postkomunistami itd. itp.
Rzecz w tym,że język wojny obecnie stracił wszelkie uzasadnienie.
Ucina każdy dialog, każda rozmowę, a jest o czym gadać i co robić. Żeby poruszać się  do przodu trzeba zająć się konkretami, a nie ogólnikami
i kto kogo utopi.
Przeczytaj więc aktualny felieton  Cezarego Michalskiego
once more i zobacz, że o to chodziło.

niedziela, 26 czerwca 2011

"U jednostki interes osobisty jest najczęstszym  bodźcem postępowania,
w tłumie odgrywa nieznaczną rolę"
                  Le Bon  

Tłum - Le Bona

W odpowiedzi Karolowi.
Le Bon opisuje zachowania ludzi,
którzy staja się  - tłumem.
W jego ujęciu sposób zachowania jednostek w tłumie
jest rozciągnięty daleko poza klasyczne rozumienie
czym jest  tłum (np. rozpatruje zachowanie  parlamentu
 jako zjawisko właściwe  tłumowi).

-Zainteresowanie autorem i tematem
wzięło się u mnie z plotki (informacji),
 że jest to faworyzowany autor J.K. dla którego
Le Bon, to, tylko, opis narzędzi służących do manipulowania ludźmi.

Tłum
"...nie posiada... zdolności rozumowania;
posiada ........    zdolność do działania."

Jest  zatem narzędziem
w rękach tego kto chce wykorzystać go do swoich celów.
Jest siłą -bez rozumu
-z możliwością jej kierunkowana !
Zatem demokracja (wbrew zasadzie) gdy działa w oparciu
o prawa rządzące  tłumem -służy  celom partykularnym.

"Moc tłumów jest tylko niszcząca .
Ich rządy są zawsze okresem rozstroju.
                .-------.
Istnienie cywilizacji domaga się określonych,
stałych praw,dyscypliny,
zastąpienia instynktów rozumem ,
myślenia o przyszłości,  pewnego stopnia kultury,
czyli takich właśnie warunków,
na jakie tłum zdany na siebie,
nigdy się nie zdobędzie"

Może zatem  okres  Solidarności, transformacji i wielu późniejszych lat 
- to był okres mentalności 
charakterystycznej dla tłumu?


"W tłumie zanika świadomość ..odrębności , 
(-)uczucia i myśli ..mają  jeden kierunek."
Patriotyzm, nacjonalizm mogą zatem być zarówno dobre, 
jak i niedobre 
-gdy  działają zgodnie z mentalnością tłumu 
wbrew interesowi własnemu, 
narodowemu  lub społecznemu.
"Jednostkę w tłumie cechuje zdolność do wykonywania czynów ,
jakie są  sprzeczne z jej najoczywistszym interesem."

Zbiór jednostek zamienia się w tłum, bo
"najwybitniejsze jednostki rzadko kiedy wznoszą się  ponad poziom , 
na którym stoją jednostki przeciętne.
Miedzy wielkim matematykiem  a jego szewcem 
może istnieć olbrzymia różnica  co do rozwoju umysłowego, 
ale ich charaktery (wiara, moralność, uczucia, antypatie, upodobania itd) albo nie różnią się, albo różnią się nieznacznie. 
-To  zaprzecza powszechnemu poglądowi, że
 lepiej wykształceni lub lepiej urodzeni są lepsi.
Jako jednostki -tak 
-jako część tłumu -nie.

"....Jednostka stając się częścią tłumu,
zastępuje o kilka stopni  niżej w swoim rozwoju kulturowym...
W tłumie staje się jednostką dziką i niewolnikiem instynktów
..spontaniczność, gwałtowność  i okrucieństwo ale..[także]
bohaterstwo i entuzjazm pierwotnego człowieka."

Tłum charakteryzuje;
Impulsywność,  zmienność i drażliwość,
podatność na sugestie i łatwowierność.
wielka przesada i wielka prostota,
nietolerancja, autorytaryzm
i konserwatyzm.
Moralność tłumu:
jest niemoralny  jeśli moralne jest przestrzeganie norm
-społecznych i nie uleganie egoistycznym impulsom.
-jest moralny, bo miewa  cechy
poświęcenia, bezinteresowności, ofiarności,  prawości,
a więc zdobywa się nieraz na bardzo wzniosłe czyny moralne.
Tłum będąc zdolny do mordu, podpalenia i każdej innej zbrodni,
równocześnie jest w stanie wytężyć  swoje siły
dla dokonania czynów wzniosłych i bezinteresownych.

Zjawisko zachowania w tłumie wywodzi się z działań polujących myśliwych.
Ale także opiera się na psychologicznych zasadach sugestii i hipnozy.


W mentalności tłumu egzystują obok siebie
sprzeczne idee nie połączone związkami logicznymi.
Mające pochodzenie kulturowe, historyczne itp.
Idee stające się własnością tłumu
powinny otrzymać jak najprostszą formę.
Tłum myśli: kojarząc rzeczy nie mające powiązania,
łącząc je pozornymi więzami.
 Łączy się to  brakiem jakiegokolwiek krytycyzmu
Tłum myśli obrazami.
Nie istnieja dla niego rzeczy nieprawdopodobne.
Wyżej stawia ułudę nad rzeczywistość.
(Dzień dobry Smoleńsk).
Nie licz na inteligencje i rozsądek tłumu.
Nie dociekaj źródeł.
Kto umie oddziaływać na wyobraźnię tłumów
-umie nimi rządzić.

               

Społeczeństwo i... tłum

Jakże często jesteś cząstka tłumu.
Człowiekiem stajesz się   przez społeczeństwo.
Które jest  zbiorowością ,
czy tylko sumą jednostek?
Jak tłum.
Cywilizacja i kultura?
I tłum.
Jednostki tworzą dzieła: sztuki i techniki,
ale to społeczeństwo
je utrwala cywilizacją, kulturą, instytucjami
upowszechnianiem dorobku,
przekazując to co najlepsze ( i najgorsze)
z pokolenia na pokolenie.
Tłum,
który jest zbiorowością -sumą jednostek
nic nie tworzy
-niszczy i jest siłą
ślepą, (kierowaną).

czwartek, 23 czerwca 2011

Marks murarz

Karol Marks redukując i petryfikując formy ustrojowe
zamurował myślenie na tym kierunku na ponad sto lat.
 Na nic się  nie zdało,  po drugiej  wojnie, władztwo socjaldemokratyczne,
 w Europie i coś podobnego w USA,
które weryfikowało możliwość
innych form ustrojowych niż dychotomiczne:
kapitalizm -socjalizm.
Rokosz neoliberalny chętnie wykorzystywał tę dychotomię,
po nieudanym  eksperymencie   w Rosji.
Negacja jednej strony - w sytuacji dychotomii-oznaczała
bezapelacyjne zwycięstwo drugiej.
Taki prezent. Kapitalizm polityczny stał się beneficjentem  tego Marksa.
Ciekawe ile lat zajmie odkręcanie tego zakręcenia.

Nowa definicja neoliberalizmu

Kapitalizm to dość prosta gra
napędzana potężnym silnikiem ludzkich popędów.
 -Wydajny mechanizm  gospodarczy o jasno sprecyzowanym celu.

Neoliberalizm -to kapitalizm polityczny


panoszący się, 
dominujący w sferze polityki,
a nie tam gdzie jego miejsce: gospodarki.

(marksowski, neo - bo w istocie, dziewiętnastowieczny)
zmierzający do hegemonii, podporządkowywania sobie:
społeczeństwa,
- aby  polityka, ustój
były ustawiane, robione pod i dla  niego.

Jak go zatem traktować? Tak jak wszystko w życiu i w przyrodzie:
nie jako twór doskonały sam w sobie i dla siebie,
ale jako coś, co jest przydatne społeczeństwu.

Gdy  mu się pozwoli na
 wtargnięcie do -i zdominowanie sfery politycznej
staje się  niebezpieczny nawet dla siebie.

wtorek, 21 czerwca 2011

Co Jarosław powinien

zrobić.
Zagłosować za postawieniem  siebie w stan odpowiedzialności
konstytucyjnej (nie karnej).
Zrobiłby coś z klasa i mądrością,
o którą jest przez niektórych posądzany
(potwierdzając to przypuszczenie).

Tych śladów (tor pocisku i zacieranie śladów)
nie da się już niczym wymazać,
a więc to tylko  kwestia czasu
gdy oskarżenie zostanie podjęte.

Byłoby to czymś, zapisanym w historii,
dobre dla jego  partii
i przede wszystkim znaczące
dla polskiego ustroju państwowego.
-To wróbel w garści.
Za mało ma czasu aby zostać polskim Orbanem.
W najlepszym razie grozi mu los Mariana Krzaklewskiego,
którego nazwiska nie mogłem sobie przypomnieć.

Zasób kadrowy

Skąd brać ministrów: utalentowanych,
z głową i sercem do pracy,
którzy (najlepiej) już pokazali,
że coś  zrobili, co by miało ręce i nogi, a nie tylko pijar.
Z osób publicznych, kandydatami na ministrów mogli by być:
 Jakubiak, Kwaśniewski, Fedak, Majchrowski, Olejniczak,
Piotr Kuczyński..............
I przede wszystkimi
niewątpliwa Ewa Łętowska.
Trzy kobiety i  wiekszość kojarzonych z lewicą.
Chętnie bym widział kogoś z prawicy.
Może Janusz mi podpowie. Jeśli tu jeszcze jest.

Donald i Jarek w piaskownicy

Krzywdy sobie nie zrobią,  najwyżej jeden drugiemu łopatką sypnie piaskiem  w oczy.
Żyjemy w świecie, w którym politycy przestali robić politykę
a polityka to budowa państwa od fundamentów.
Centra władzy nie są zidentyfikowane przez zbiorowość, a nawet dochodzi do tego iż władza wypiera się “władzy i odpowiedzialności” choć ją realnie wykonuje. (jak pisze jeden z forumowiczów Kuczyńskiego).

Polska przez wieki państwa nie miała
i tym bardziej go potrzebuje.
Nie to, że Kalisz przynosi Tuskowi głowę
Jarosława na talerzu, a ten się kryguje.
Jest kolejna okazja do zrobienia czegoś dobrego dla państwa,
Okazja do naprawienia, bez głowy - jak wszystko,
zrobionej reformy prokuratury, przechodzi koło nosa.
Nasz system prawny przez kolejne lata będzie działał  źle:
wykorzystywany do celów politycznych
i przyjazny wyłącznie  wielkiemu  biznesowi,
który go już sobie ustawił,  ale nie  obywatelowi,
który jako jednostka,  będzie pozbawiony oparcia
jakie może i powinno dawać prawo.

Donald

daje dupy: Kaczorowi , Kościołowi, Bankom
( naiwnie zabiera się za wielką infrastrukturę).
Nie chce mieć kłopotów, albo ma  za uszami.
Woli nie widzieć, ale to strusia polityka,
gdy chodzi o sprawy dla państwa ważne,
nie dające się  zamieść pod dywan.
Potem ściąga brwi  robi groźne i zatroskane miny (autentycznie).
Jest, obok Leszka Millera,
najzdolniejszym premierem dwudziestolecia.
Ale jak tamten trafił na czasy,
które potrzebują kogoś z większa głową.
Tylko, że takich w polskiej polityce nie widać.
Nawet nie rozumie elementarnej -konieczności dobrego
systemu prawnego potrzebnego
dla sprawnego  funkcjonowania państwa
Dobrze chociaż, że ma koło siebie
mądrego Bieleckiego  i  Fedak z PSL
i inteligentnego i jak na neoliberała, elastycznego Rostowskiego,
i jakiś potencjał  możliwości uczenia się.
Chyba już zrozumiał, że do nadzwyczajnych zadań
 potrzebuje nadzwyczajnych ludzi,
a nie partyjnych przeciętniaków.
-Ale nie zazdroszczę. I życzę powodzenia.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Oszust wybrany na prezesa IPN

Dr. Łukasz Kamiński. 
aby udowodnić, że gen. Jaruzelski domagał się interwencji 
dopuścił się oszustwa pomijając  passus,
 który świadczył przeciw jego tezie.  
Michaił Susłow:
 „Niechaj sami towarzysze polscy określą, jakie działania mają podjąć.
 Nie powinniśmy ich popychać do jakichś bardziej zdecydowanych działań 
(...........................................................................................................................).
 Myślę, że mamy tu wszyscy zgodny pogląd,
 że nie może być mowy o żadnym wprowadzeniu wojsk”."

Co zostało wykropkowane?

Oto tekst opuszczony:
„Jednocześnie Polacy otwarcie oświadczają, 
że są przeciwni wprowadzeniu wojsk. 
jeżeli wojska zostaną wprowadzone, to będzie oznaczało katastrofę”.


Z artykułu w "Przeglądzie" nr24/2011

niedziela, 19 czerwca 2011

z Guardiana

"Losy Rzymu i Wielkiej Brytanii uczą nas, że kiedy rozkład  się już zacznie, trudno jest go zahamować. Istnieje kilka sygnałów ostrzegających o bliskich kłopotach: nadmierne zaangażowanie militarne, rosnąca przepaść między bogatymi a biednymi, wydrążona gospodarka, zadłużeni obywatele żyjący ponad stan oraz nieskuteczność strategii, które wcześniej zdawały egzamin. Do tego dochodzi wysoka przestępczość, epidemia otyłości, uzależnienie od pornografii i zbyt duże wykorzystanie energii – wszystko to świadczy o tym, że Ameryka jest w stanie kulturowego rozkładu."


[Czy przypadkiem  powrót do ostrych podatków progresywnych (co jest nie możliwe przy obecnej koncentracji kapitału w USA) nie zrobiłby dobrze Amerykanom?!]

Różnica między systemem i ustrojem politycznym

(Normatywnie)

Pierwsze z  pojęć należy do mechaniki , drugie do ewolucji.
To  odmienne wykluczające się  dziedziny,
które do tej samej "materii",
mają wykluczająco  różne podejście.

Brak tego  rozróżnienia
 w socjologii, politologii,
 w opisie rzeczywistości,
skutkuje  błędem.
- Jest źródłem   fałszywych przesłanek.

A mniej abstrakcyjnie.
Człowiek jako jednostka jest wytworem ewolucji,
 a nie mechaniki i jest niepowtarzalny.
Człowiek jako system jest powielany.
Dlatego człowieka
-jak w  wypadku  systemu
-można będzie kiedyś przetelegrafować,
natomiast  człowieka, jako jednostkę niepowtarzalną,
 raczej nie.
Idąc tym tokiem rozumowania nie należałoby się dziwić, że
biologia i ludzkość są tworami unikalnymi
i że jesteśmy samotni we wszechświecie.

Na gruncie polityki:
można powielać system szwedzki,
przede wszystkim ich system podatkowy,
natomiast nie można
skopiować ustroju szwedzkiego,
który jest niepowtarzalnym wytworem ewolucji.
Czynniki i ich konfiguracje dają się wyróżniać
opisać i przetelegrafować..
Mamy wówczas mechanikę -uwolnienie się od działania nieprzewidywalnego.
Wtedy jednak, gdy  wchodzi w grę przypadek
następuje niepowtarzalne splątanie czynników.
I mamy do czynienia z jednostkowością.

Na przykładzie Polski.
Transformacja, która się u nas dokonała pod hasłem:
żeby było tak jak u nich -dotyczyła zmiany systemu,
a nie ustroju, który dopiero zaczął się tworzyć wtedy
gdy system został wprowadzony
adaptując się do tego co było poprzednio, mimo że "poprzednio "
było właśnie totalnie odrzucane.

Ten sam system w dwóch różnych krajach
może działać zaskakująco odmiennie.
To zdanie wydaje się każdemu dość oczywistym,
lecz wnioski z tego płynące były powszechnie ignorowane.
Nawet nikt nie próbował ich wyciągnąć.
A nawet gdy były wyciągane, to nie w tę stronę,
w którą powinny iść,
bo były podporządkowane doraźnej walce politycznej.

sobota, 18 czerwca 2011

Demokracja bez sternika

Słusznie. Do tego......
-Jest tendencja do niedoceniania lewicowości Zapatero, który wśród zachodniej lewicy lat ostatnich jest najbardziej lewicowy (bez cynizmu).
Rzecz w tym, że chciał połączyć projekt lewicowy
z neoliberalnym otoczeniem.
I nie udało się.
-Obama znowu inny casus.
Też lewicowy autentycznie (mimo zastrzeżeń)-(bez cynizmu).
Lecz obecnie USA to wspaniały,  nowoczesny okręt bez  steru.
Obama myślał, że zostając prezydentem znajdzie się w sterowni.
Zdumiony musiał stwierdzić, że czegoś takiego ma.
No cóż od kilkudziesięciu lat żyjemy w świecie ludzi,
którzy oddali rynkowi swój los.
Odzyskanie sterowności - to główne zadanie pokolenia.
Pomoże w tym zbliżające się nieuchronnie
ryzyko ekologiczne i socjalne.
W przestrzeni  interesów wpisanej w demokrację
która ją dominuje
tylko światowy kryzys może dokonać korekt,
w powszechnym sposobie myślenia
i modyfikacjach ustrojowych.

Oddanie steru rynkowi to jedno,
-myślenie o świecie   -o wielkim mechanizmie,
a nie jak, o rzeczywistości tworzonej
ewolucyjnie, historycznie
-to drugie.

piątek, 17 czerwca 2011

Wypowiedź biotechnologa

"Społeczeństwo, a nie rynek, powinno decydować,
jaki stopień ryzyka  jest w stanie zaakceptować
ze względu na ryzyko i korzyści."
[Idealizm, naiwność. Trzeba by wprowadzić
odpowiednie procedury prawne i -administracyjne,
a więc więcej państwa - jak to źle brzmi!]

Musimy sobie zdawać sprawę,że

każdy racjonalny projekt społeczny
będzie realizowany w przestrzeni
kolidujących ze sobą interesów.
Demokracja jest projektem,
który stara się  równoważyć różne interesy.
Mamy wiec do czynienia nałożeniem się na siebie:
przestrzeni sił partykularnych  i przestrzeni demokratycznej.
Wtedy  i tylko wtedy może to dobrze działać
jeżeli oba te czynniki będą uwzględniane.

Komentarz kota na blogu P.K.

@bartek_z
mówisz, że nigdy  na świecie
nie było (dla wszystkich) równych szans.
I masz racje - jest to stan naturalny.
Ale popatrz na to historycznie.
Po II wojnie
szanse i powszechność dostępu  bardzo się wyrównały
zarówno w Europie jak w Stanach.
Teraz to  idzie w odwrotnym kierunku.
A gdy używasz słowa " nigdzie",
to dalej świat szans i dostępu masz w Skandynawii,
mimo że tam  (przyznaje  nawet ogif) panuje ostry kapitalizm.
A wiec nie nigdzie, a więc można, tylko że, to nie łatwe,
a jednak świat będzie musiał iść w tym kierunku,
bo alternatywą są napięcia, które rozwalą go.

Oblicza i zasięg biedy ( blog P.K)

17% osób zadłużonych w bankach pożycza 
na zaspokojenie bieżących potrzeb życiowych. 


To są bankrutujące gospodarstwa domowe.
Do tego dochodzi trudna do oszacowania,
ale pokaźna liczba rodzin zadłużających się,
z powody braku bankowej zdolności kredytowej
u lichwiarzy typu Provident. 


Problem zadłużenia staje się .. wynikiem biedy,
narastającego kryzysu społecznego,
a coraz mniej chęci życia ponad stan. 


Zadłużając się ludzie 
odsuwają tylko w czasie moment katastrofy,
egzekucji komorniczej z dochodów, czy eksmisji.”

Średnia bogactwa w Polsce (na blogu P.K)


„Według danych PIT za rok 2009 spośród 
25 milionów podatników 
zaledwie 
1 milion osiągał zarobki netto 
powyżej 3000 zł miesięcznie. "


[ Podawanie średniej  zarobków
 to jedno z większych oszustw 
porównywalne do lansowania PKB
jako podstawowej miary]

Giełda ( na blogu P.K)

"................giełda nie prowadzi ani do optymalnej wyceny firm, ani do optymalnej alokacji zasobów finansowych… jest to szantaż elit finansowych, wąskiej grupy wobec reszty świata
i wreszcie należałoby odebrać małpie brzytwę"

[Moim zdaniem jest pół na pół, Ale jeśli nawet pół jest poza racjonalną 
z punktu widzenia większości społeczeństwa kontrolą -to marnie]


Władza w Polsce ( blogu Kuczyńskiego)

-Centra władzy nie są zidentyfikowane przez zbiorowość, a nawet dochodzi do tego iż władza wypiera się “władzy i odpowiedzialności” choć ją realnie wykonuje.


czwartek, 16 czerwca 2011

Trąd w pałacu sprawiedliwosci

Nie widzę reakcji w sprawie raportu Kalisza,
 a jest to wydarzenie niebywałe na miarę RP.
Szacun (wielki) dla Kalisza,

którego nieraz obsobaczałem. 
-To przełomowe dla kształtującego się ustroju. 
-Próba dla SLD jako partii.
-Okaże się czy Tusk jest małym graczem,

 czy mężem stanu.

środa, 15 czerwca 2011

Jak funkcjonują instytucje publiczne ---------- w neoliberalnym landzie?

[-bo to tekst smutny. O tym jak przegrywamy swoje szanse -bez sensu-pozbawiony literackich piękności i smaczków, mówiący o nieciekawej rzeczywistości.]
[Jeżeli od kilkudziesięciu już lat głosi się, że
państwa:"jak najmniej", to zło konieczne
 - to co trzeba robić- to go maksymalnie ograniczać;
bo instytucje państwa to biurokratyczne molochy bez głowy,
to mamy np. coś takiego
jak dział zajmujący się polityką kulturalną w Warszawie.


Jeżeli głowę się odcina, to nie dziwmy się, że coś funkcjonuje bez głowy.]

-"Wygodniej jest nie mieć polityki.
 Lepiej jest sterować ręcznie:
 „.. będziemy mieli dyrektora, 
to on zrobi, co będziemy chcieli”. 


"Nieustannie powtarza się dyskusja o NGO-sach: 
czy lepiej dawać więcej dużym graczom,
 czy mniej, ale większej liczbie podmiotów. 
Na to pytanie powinna odpowiedzieć
jakaś szersza koncepcja.
A w Warszawie decyzje podejmowane są tak,
że siądzie trzech urzędników, 
często niezainteresowanych albo niemających kompetencji,
i trzech przedstawicieli NGO, 
którzy najczęściej podejmują decyzje według klucza koleżeńskiego: 
„Tego znam, on coś robi fajnie. No to dajemy”."


"Dwieście projektów dotacyjnych
i nie ma żadnej analizy:


-jest potrzebny projekt
bo nie ma tego w Warszawie,
bo tego potrzebują mieszkańcy,
bo to by odpowiadało pewnym wyzwaniom, 
które mamy w dokumencie strategicznym. 
Zero."


"... jak masz spis dwustu organizacji, to 
od początku wiadomo, kto nie dostanie
Nie ma przestrzeni, 
żeby ktoś się przyjrzał dobremu projektowi. "
"Dzieli się w ten sposób kosmicznego pieniądze. (!)


"... miasto mówi: zgodnie z zasadą pomocniczości
przekazaliśmy środki poziom niżej i 
obywatele decydują, jak są dzielone pieniądze.
Chuj tam, obywatele.
Decyduje grupa znajomych, która znajomym przyznaje dotacje."


"... oderwane od rzeczywistości,
 od wiedzy fachowej i od jakichkolwiek reguł. "


"....urzędnicy i radni czują się totalnie niezagrożeni, 
.. nikt im niczego nie zrobi. 
Dopóki ktoś nie złapie ich pijanych w samochodzie,
[najważniejsze  teraz kryterium oceny!] 
nie ma możliwości skompromitowania się,
bo nikogo to nie obchodzi.

[ A więc kryterium oceny nie jest
realizacja polityki kulturalnej,
bo wobec jej braku nawet nie można jej ocenić]

nie ma możliwości skompromitowania się,
bo nikogo to nie obchodzi."
[Bo polityka kulturalna  w mieście nie istnieje]
"A w komisji kultury od lat siedzi parę osób, 
po parę kadencji. 
Przewodniczący komisji kultury to jest ktoś, 
kto będąc członkiem rządzącej partii,
ustawia rzeczywistość.
Decyduje o budżecie, 
czy coś w naszym mieście się wydarzy, czy nie.
Totalna władza."
"Nie chodzi tylko o inny sposób myślenia o kulturze,
ale w ogóle o sposób myślenia o tym,
 jak się działa i po co"
".... żyjemy w mieście, w którym rządząca partia,
 która uchodzi za partię ludzi wykształconych, 
mianowała urzędnika,  z którego większość ludzi się śmieje.
Nie śmieją się tylko ci,
którzy nie interesując się kulturą albo biorą kasę. 
I partia rządząca, po latach jej kompromitacji,
wystawia tę kobietę do Sejmu. 
Mnie to trochę śmieszy, a trochę pasjonuje, bo jest niesamowite. 
Ale potem przychodzi wkurwienie. ...
Nie chcę się zgodzić, by ludzie,
którzy są niezainteresowani i niekompetentni,
rozdrapywali to miasto 
i kosmiczne pieniądze, które w nim są. "



Grzegorz Lewandowski - właściciel Klubokawiarni Chłodna 25 w Warszawie, jeden z inicjatorów koalicji ReAnimator, szef prezydium Komisji Dialogu Społecznego ds. Kultury, jeden z pomysłodawców Inicjatywy Warszawa 2020, organizator licznych debat i wydarzeń kulturalnych; od kilku lat działa na rzecz reformy warszawskiej kultury.
                                                                                       -Wzięte z "Krytyki".
  

wtorek, 14 czerwca 2011

Analitycy od Kuczyńskiego o kondycji polskiej gospodarki

-Analizując
wypowiedzi analityków z forum Piotra Kuczyńskiego.

Polska gospodarka ma się źle! 



".... małe i średnie firmy padają… albo stają się wasalami czy też podwykonawcami dużych koncernów.
Polska to ... kraj, pustoszony przez międzynarodowy kapitał i neoliberalną ideologię. "
-Mali i średni,  to biznes rodzimy


-ci którzy go przejmują -to biznes międzynarodowy.
Biorąc pod uwagę oceny rządowe
i opinię o naszej gospodarce instytucji międzynarodowych
- polska gospodarka ma się dobrze.


Kraj do zagospodarowania,  dość  społecznie stabilny, neoliberalnie uformowany, 
mający znaczną  ilość konsumentów.
Przez najbliższe  lata małe i średnie firmy rodzime
będą wchłaniane przez wielkich graczy międzynarodowych.
Wytworzy się kilkuletnia koniunktura, i ruch w gospodarce, 
stwarzający pozory rozwoju i niezłe wskaźniki  makroekonomiczne 
ustawiane pod wielki biznes międzynarodowy.
Po dokonaniu transformacji  (wchłonięcie małych przez wielkich),
nastąpi monopolizacja -ceny  na wszystko powinny wzrosnąć,
a nawet jeśli nie wzrosną, to na pewno zmaleje ilość miejsc pracy.




Nasza peryferyjność niezdolność do obrony własnych interesów
okazuje się na krótkookresowo atutem(!)

niedziela, 12 czerwca 2011

Demokracja kontra rynek

To wielki temat, który będzie tu systematycznie rozwijany.

Teraz  95% biotechnologów jest zatrudnionych
przy tworzeniu modyfikacji  biologicznych
pracuje na potrzeby rynku.
Jeden z nich mówi, że  niedługo będzie ich 100%.
A wiec 95% specjalistów - tej dziedziny
jest zainteresowanych w rozwijaniu  technologii,
które niosą zarówno korzyści jak i zagrożenie.
Kto powinien decydować oceniając korzyści i zagrożenie:
użytkownicy demokracji wsparci wiedzą specjalistów,
czy rynek szukający nowych obszarów rentowności
silny dziewięćdziesięciu pięciu procentami.

Co napędza gospodarkę niemiecką

Eksport z Niemiec do Chin zwiększył się w ciągu roku o 43%.

Nie ogólnie ale segmentowo



 Analizę sytuacji ekonomicznej
 powinno się podzielić na sytuację dużych firm, monopoli, 
i wpływu makro zadłużenia i środków płynących z Unii 
od kondycji małych i średnich przedsiębiorstw.

Też z blogu Piotra Kuczyńskiego

-@stalker
A wszystko przez to że system się wynaturzył. Nawet najlepszy system z czasem sie wynaturza.





Średnia płaca, inflacja też średnia

  1. [PKB, średnia płaca, inflacja to wskaźniki przydatne w ekonomii ale jeszcze bardziej polityce aby  ludzi wprawiać w dobry nastrój]
    autor@ sirsor
    Ględzenie niektórych ekonomistów o metodologii liczenia dochodu narodowego to mowa-trawa, nic nie znaczące mędrkowanie a nawet czczenie współczesnego bożka: dochód narodowy. Ile tego można słuchać i jak długo ekscytować. Ukrywa istotę rzeczy
    Polskie dane makroekonomiczne… należałoby się zastanowić czy są to polskie dane czy też dane międzynarodowych koncernów mających swoje oddziały w Polsce.

    Ale przecież ważniejsze od globalnych agregatów 
    jest to jaki jest np. rozkład dochodów 
    i jaki procent społeczeństwa żyje obecnie
    na granicy ubóstwa. 
    Choćby wobec tego, iż cały ich budżet idzie 
    na tzw. dobra podstawowe czy dobra pierwszej potrzeby.
    Trzeba kupić żywność, trzeba zapłacić czynsz, prąd, gaz. 
    Praktycznie cały budżet takich rodzin
     to takie wydatki sztywne
    na podstawowe dobra. 
    Nie ma tutaj swobody manewru i wyboru
    czy wybrać wczasy (samochód itp itd) tu czy tam,
    bo wczasy nie są w koszyku dóbr tych osób. 
    jaki jest wskaźnik inflacji w tej grupie osób.
    Podejrzewam, że tak około 30%

    Pozostały takie mocno trzymające się segmenty tej nieciekawej sytuacji
    = duże koncerny zagraniczne, w tym sieć handlowa oraz koncerny farmaceutyczne
    = instytucje państwowe (w tym przymusu państwowego)
    = polskie (czy też już nie) firmy para-państwowe tzn elektrownie, gazownie, wodociągi itp
    (piszę para-państwowe bo coraz większy procent w opłatach stanowią tzw. koszty stałe nie związane indywidualnym zużyciem. W skali globalnej nawet gdyby społeczeństwo mniej zużywało danego czynnika i tak musi zapłacić koszty stałe jako swoisty podatek)
    = państwowa i prywatna służba zdrowia
    (na lęku przed śmiercią dobrze zarabia się i jest czym szantażować ludzi
    tzn. nie zapłacisz umrzesz taka jest ostateczna, ukryta pięknymi słowami motywacja)
    = media
    = instytucje finansowe i ubezpieczeniowe
    Ciekawe jakie są proporcje tzn ile ludzi jest w tych segmentach, a ilu jest już jakby poza systemem. Być może dlatego to się jeszcze trzyma bo jest np 55:45
    Tutaj należałoby jeszcze dodać obecnych emerytów jako ważny czynnik pro-systemowy
    pro-reżimowy ha, ha… tak to w skali globalnej, obiektywnie niestety wygląda).
    [podkreślenia moje]


piątek, 10 czerwca 2011

Le Bon -o trwałości ewolucji

i nietrwałości rewolucji.
-Twierdzi, że społeczeństwa zmieniają się ewolucyjnie.
Podobnie choć w innym obszarze (pedagogiki)
myślał Aleksander Kamiński (ten od Szeregów Szarych)
A więc  zmiana rewolucyjna, jest złudzeniem.
Znika po odjęciu opresji.
Sprawdźmy to na przykładzie Polski.
Endeckie i kombatanckie i "mocarstwowe" nastawione na pozory, myślenie przedwojenne wróciło po przerwie, wynikającej z rewolucji ludowo-stalinowskiej, do punktu wyjścia.
Z kolei ewolucja czterdziestu lat ,
która dokonywała się w PRLu zaowocowała
myśleniem o państwie a la  Kaczyńscy
 ( typowa mentalność pierwszych sekretarzy).
Przez dobre ponad sto lat Polska oduczyła się
myślenia państwowego,
opartego o silną strukturę prawną
i teraz mają z tym kłopoty
nawet najbardziej prominentne osoby w państwie.

środa, 8 czerwca 2011

"Państwo, największy wykluczony"


2011-06-06, ostatnia aktualizacja 2011-06-03 18:58
[Jest to tekst o niezbywalności  centralnego ośrodka kierowania. 
Bardzo, bardzo, ważny  z uwagi na treść, nazwisko autora
i  to, że wydrukowała go właśnie Gazeta Wyborcza. 
Wytłuszczenia moje -choć mogłoby być ich więcej]


Transformacja udała nam się połowicznie. 
Zbudowaliśmy wolny rynek, ale sprawnego państwa 
już nie, bo przecież miało być ono zredukowane do minimum. 
Ale bez niego nasza modernizacja może się nie udać
-Dlaczego w Polsce tak trudno idzie budowanie nowoczesnej infrastruktury? Tak samo jest przecież z mającymi absolutny priorytet polityczny drogami. Planowanej sieci autostrad i dróg ekspresowych nie uda się oddać do użytku wiosną przyszłego roku. Całkiem prawdopodobne, że na Euro zabraknie kluczowego odcinka łączącego Warszawę z siecią autostradową.

Dlaczego tak sięś dzieje? Dlaczego wszystko, co publiczne - koleje, służba zdrowia, poczta - działa źle? Dlaczego rozbijają się rządowe samoloty?

***

Nie jestem politologiem ani zawodowym publicystą. Odpowiedzi na te pytania szukam w zawodowym doświadczeniu. Mam 37 lat. Dopiero od 2007 r. pracuję "na państwowym". Poznaję moje państwo od środka. I codziennie szukam przyczyn jego słabości.

W wywiadzie o OFE, udzielonym w lutym "Gazecie", prof. Leszek Balcerowicz mówił: "Zwiększenie roli ZUS kosztem OFE to odejście od zasady, by ograniczać rolę państwa, które jest w Polsce wciąż rozdęte: za dużo uchwalamy złego prawa, za dużo jest własności państwowej, za dużo rozdzielnictwa często demoralizującego".

Balcerowicz był dla mnie wielkim autorytetem w latach dorastania i pozostaję nadal przekonany o jego intelektualnej rzetelności. O ile więc zgadzam się, że państwo jest w Polsce rozdęte, to zapytam o co innego - o ową "zasadę, by ograniczać rolę państwa". Zasadę pomocniczości Polska ma wpisaną w preambule do konstytucji, ale ta zasada oznacza tylko, że państwo nie pcha się w sprawy, z którymi obywatele są w stanie poradzić sobie sami.
[Ale..... drugą strona tego medalu jest to,  że są sfery, 
których rynek nie jest w stanie zagospodarować! 
Idiotyzmem jest  udawanie, ze nie ma drugiej strony medalu]


W Polsce jednak przyjęło się ją pojmować po balcerowiczowsku: 
"by ograniczać rolę państwa". 


Tak rozumiana była wodą i powietrzem polskiej transformacji. 

Wszyscy, którzy pamiętamy PRL,
wynieśliśmy zeń wstręt do źle pojmowanego państwa.
Dlatego tak łatwo polska inteligencja uwierzyła w liberalizm.
Wiara, że wystarczy nam owo liberalne państwo jako "stróż nocny",
 a upragniony dobrobyt zbudujemy sobie sami - każdy z osobna
- spowodowała, że na początku lat 90. ludzie wykształceni i ambitni
 byli nawet skłonni głosować na Korwina-Mikke.

Ta liberalna naiwność mści się dziś na nas okrutnie.

W spadku po PRL-u dostaliśmy państwo zbudowane na nieufności i importowanym ze Wschodu modelu wszechwładnej biurokracji. Dwadzieścia lat później dziwimy się, że polskie specsłużby podsłuchują nas na skalę niemającą analogii w UE. Że nie funkcjonuje partnerstwo publiczno-prywatne, bo urzędnicy panicznie boją się oskarżeń o korupcję. Sprawa Romana Kluski, którego zniszczył urząd skarbowy, i wiele podobnych przypadków nie prowadzą do żadnej zmiany.

Nie prowadzą, bo w debacie publicznej nie pojawiła się dotąd rozsądna diagnoza tego stanu rzeczy. Nierozsądna - owszem. 

Pamiętamy: układ. Tymczasem to nie żaden "układ", tylko zaniechanie budowy prawdziwie nowego i nowoczesnego państwa po 1989 r. 

Prawica chciała państwa nowego, lecz nie nowoczesnego - jeszcze niedawno PiS marzył o wielkiej armii, jakiejś bliżej nieokreślonej formie autarkii i straszył społeczeństwo Niemcami. Lewica postkomunistyczna chciała wolnego rynku, centrum takoż. Nowa lewica skupiła się na postulatach kulturowych i walce z wykluczeniem. Tymczasem największym wykluczonym po 1989 r. w Polsce jest państwo. Obrońców "państwowego" polska debata publiczna spycha do roli zmarginalizowanych "sierot po PRL". Jedyny powszechnie akceptowany postulat wobec państwa to taki, by było tanie. Tak ukształtowane państwo, niczym prawdziwy wykluczony, niczym niechciana mniejszość, stało się nieme i niewidzialne.

W rezultacie postkomunistyczne, niezreformowane struktury rozwijały się w sposób utajony i patologiczny. Zwyczajnie przeoczyliśmy długoletni proces rozrostu złego państwa. 

Teraz znaleźliśmy się w sytuacji, w której to właśnie ono musi wziąć na siebie realizację naszych marzeń o skoku cywilizacyjnym, o modernizacji, o powszechnej zamożności.
Choćby dlatego, że po integracji Polski z Unią
napłynęły środki na wielkie projekty cywilizacyjne, 
którymi ktoś przecież musi administrować.

Historia podaje nam na tacy ogromną szansę rozwojową - pierwszą od czasów jagiellońskich. Cele strategiczne mamy zarysowane nie najgorzej: chcemy budować infrastrukturę pozwalającą na różnych płaszczyznach rozwijać nasz kapitał społeczny - i drogi, i nowoczesne biblioteki, i muzea, w tym Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Tylko że
tego wszystkiego nie uda się zrobić, 
jeśli będziemy wciąż używać klisz myślowych, 
ukrytych choćby w słowach Balcerowicza 
o "zasadzie ograniczania roli państwa".
Próbujemy dokonać modernizacji, udając, że to pojęcie nie jest żywcem wzięte z antyliberalnego słownika inżynierii społecznej. Z tego samego słownika pochodzi zresztą "kapitał społeczny".

Modernizacja dokonywała się w Europie w XIX wieku, kiedy jeszcze dogmatem było państwo, nie rynek. Ze względów historycznych
Polska dopiero dziś ma szansę na udaną modernizację. 
Ale musi być to projekt wspólny - państwa i obywateli.
 Społeczeństwo obywatelskie - zaklęcie neoliberalne
 - samo sobie modernizacji nie zrobi.

Na razie państwo jest głównym hamulcowym tego procesu. Kto sektor publiczny zna tylko z gazet i z telewizji, nie ma pojęcia o skali problemu.

A jednak, mimo wszystko, trwa powolna, ale znacząca zmiana na lepsze, choć na razie ma ona tylko charakter zmiany pokoleniowej. Nie jest już tak, że najlepszych wchłania tylko sektor prywatny.
W sektorze publicznym jest już mnóstwo ludzi doskonale wykształconych i otwartych na zmianę.

Przed nimi dwie drogi - albo porażka, dostosowanie do norm wewnętrznych, konformizm i rezygnacja z aspiracji, albo uczestnictwo w szerszym projekcie wspólnotowym, który pozwoli nadać sens ich służbie publicznej.

***

W prywatnych rozmowach coraz częściej słyszę, że Polska przypomina dziś drugą połowę lat 70. z jej gęstniejącą atmosferą zawiedzionych nadziei. Taka debata publiczna nastawiona wyłącznie na krytykę poczynań administracji może przynieść - i już przynosi - narastającą frustrację i poczucie bezsilności.

Jednak na styku społeczeństwa i władzy widać od pewnego czasu ciekawe i napawające umiarkowanym optymizmem zjawisko - narodziny autentycznej demokracji deliberatywnej, słynnego postulatu Jurgena Habermasa. Zjawisko to znajduje mocne odbicie w praktyce Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, wpływa na kształt debaty o polityce kulturalnej Warszawy, przejawia się też w debacie nad społecznym paktem dla kultury, który z rządem wynegocjował ruch Obywateli Kultury. Muzeum udostępnia swą siedzibę na potrzeby tej kiełkującej formy demokracji, równocześnie biorąc w niej aktywny udział - podmiotowość państwowej instytucji jest tu kolejnym novum.

Ożywienie bezpośredniego dialogu władzy i obywateli bierze się z jednej strony ze słabości mediów, zwłaszcza elektronicznych, podsycających konflikt w polityce partyjnej, z drugiej zaś strony - z nowej świadomości, że

faktycznym celem debaty nie powinno być wzajemne krytykowanie,
 pogłębiające polską "blaming culture" - kulturę oskarżania. 
Dialog z władzą publiczną musi opierać się na przedstawianiu konkretnych propozycji 
i wspólnym ich rozpatrywaniu.
W modelu liberalnym organizacje pozarządowe miały de facto zastępować państwo w realizacji rozmaitych zadań - bo przecież rola państwa miała być stale ograniczana. Teraz na naszych oczach podejmują się badań, pogłębionych opracowań i konsultacji, by formułować gotowe postulaty i przedstawiać je władzy.

Weszliśmy w fazę odkrywania, czym są "policies": polityki, programy, strategie działań nastawionych na konkretną zmianę, nie na wyrażanie niezadowolenia z władzy. To inna, bardziej produktywna forma relacji obywateli i państwa, wolna od nieufności i dążenia do dyskursywnego obezwładnienia drugiej strony. Ten pęd do wiedzy, który owocuje powstawaniem rozmaitych inicjatyw typu think tank, widoczny jest w tej chwili najbardziej na gruncie tak zwanej tematyki miejskiej - bo organizm wielkomiejski to idealny materiał do prowadzenia badań, pozwalający w miarę łatwo identyfikować problemy i opracowywać recepty na ich rozwiązywanie. W mieście łatwiej też wejść w dialog z drugą stroną, w tym wypadku - z samorządem.

..................................

Zrobienie modernizacji mądrze, inaczej niż próbowano ją robić za Gierka, wymaga od aktorów debaty publicznej z jednej strony zrozumienia i akceptacji dla sprawczej roli państwa, z drugiej zaś strony - umiejętności artykułowania i twardego negocjowania racjonalnych celów. Częściowy, ale znaczący sukces postulatów Kongresu Kobiet i wprowadzenie kwot dla obu płci na listach wyborczych czy udane negocjacje Obywateli Kultury z rządem pokazują, że jednak nie dryfujemy donikąd.

Może więc tak wielki projekt modernizacyjny jak Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, obliczone na 800 tys. zwiedzających rocznie, jednak da się na centralnym placu Polski zbudować. A jak te 800 tys. ludzi w murach muzeum spotka się z kulturą współczesną, która każdemu daje narzędzia krytyczne do samodzielnego rozumienia świata, będzie to znaczący krok ku Polsce udanej.

*Marcel Andino Velez jest wicedyrektorem powstającego Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
Źródło: Gazeta Wyborcza


Więcej... http://wyborcza.pl/1,76498,9723257,Panstwo__najwiekszy_wykluczony.html#ixzz1Of2BAXmJ

wtorek, 7 czerwca 2011

Deregulacja? Ale jaka?

Tak zwany wolny rynek jest głęboko regulowany przez interesy kapitału. Gdy te zarządzane przez menadżerów państwa z globalnie regulowanymi priorytetami działają, niektóre rodzaje żądań w ogóle się nie pojawiają. Rynek nigdy nie żądał czystej wody dla biednych.

                                              Gayatri Chakravorty Spivak

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Ameryka zwariowała!

Ameryka to czołówka,
jeśli chodzi o zamykanie swoich obywateli w wiezieniach.
Ba, ma absolutne pierwszeństwo - "kosmiczny program",
budowy super nowoczesnych więzień,
o technologii porównywanej jedynie do
programu kosmicznego.
Przypuszczam, że również koszty są porównywalne
Możesz to zobaczyć w  National Geographic Channel.

Co łączy Leszka Millera z Jarosławem Kaczyńskim

Aż trudno uwierzyć, że coś łączy Jarosława Kaczyńskiego z Leszkiem Millerem.
Choć- prawie- wszystko ich różni.
Choć jeden z nich w innym czasie mógłby być dobrym premierem,
a drugi  wprzęga swoją inteligencję
w służbę własnych kompleksów.
-Obaj są nieodrodnymi dziećmi ustroju,
w którym prawo nie tworzyło struktury
umożliwiającej funkcjonowanie społeczeństwa.
Przeniesienie tego sposobu myślenia  do demokracji
jest szalenie szkodliwe,
niegodne inteligencji w/w.

Okazuje się, że inteligencja
nie podparta szerokim ustrojowym zamysłem
(nie koniecznie własnym)
-brak zrozumienia znaczenia jakie ma
system prawny dla funkcjonowania wspólnoty
i jej  mozliwości rozwojowych,
jest okolicznością dyskwalifikującą  przywództwo.


Porównanie funkcjonowania systemów prawnych USA i Polski.
Co by nie mówić o Amerykanach,
to  funkcjonowanie ich systemu prawnego
spełnia niezbywalny dla niego warunek: NIEUCHRONNOŚĆ.
Nasz..... różnie, a więc nie spełnia!
Żeby   wyraziściej:
U nich  dzieją się różne paskudne rzeczy,
jak u nas, a może bardziej,
ale gdy sprawa dochodzi do punktu,
nazwijmy go punktem " A.",
tryby machiny prawa zaczynają  działać w sposób:
niezależnie nieuchronny.
Nietrudno zauważyć, że  Amerykanie swoje przestępstwa prawne
lokują  poza granicami swojego państwa,
 bo inaczej nie mogą, lub nie chcą swojego psuć.
Dlatego, gdy Amerykanin mówi -jak Leszek Miller- do Amerykanów -to mamy do czynienia
z sytuacją diametralnie rożną  od tej, gdy to samo mówi
-do Polaków- Leszek Miller.
Bo jeden i drugi odnoszą się do odmiennej rzeczywistości prawnej.
O Kaczyńskich- prawnikach lepiej nie mówić, bo jeśli istnieje piekło  prawników,
to oni powinni być skazani na te najgorsze.
Pośród wszystkich źle funkcjonujących instytucji w Polsce....
..............................................................................

Porównanie mozliwości ustrojowych Chin i Indii

[które  pokazuje jak wielką rolę może  (choć nie musi) odgrywać, centrum wyposażone w narzędzia  skutecznego działania]
Wzrost gospodarczy w Indiach wyniósł ostatnio 8 proc. W tym roku może być jeszcze większy. W Indiach i za granicą toczą się emocjonujące dyskusje, czy i kiedy Indie dogonią lub nawet przegonią Chiny, których gospodarka rośnie w zawrotnym tempie 10 proc. rocznie. 
Jednak porównywanie wyłącznie wzrostu gospodarczego, bez przyjrzenia się innym elementom rozwoju obu krajów - takim jak edukacja, opieka zdrowotna czy średnia oczekiwana długość życia - nie ma sensu. Oczywiście wzrost gospodarczy sprzyja podnoszeniu standardu życia i walce z ubóstwem, jednak nie może być traktowany jako cel sam w sobie. To tylko środek do osiągania innych ważnych społecznie celów. 

Wszystko zależy od tego, jak państwa wykorzystują zwiększone przychody. 
 Oczekiwana długość życia w Chinach wynosi 73,5 roku, w Indiach 64,4. Współczynnik śmiertelności niemowląt wynosi 50 na 1000 w Indiach w porównaniu z zaledwie 17 na 1000 w Chinach; śmiertelność dzieci w wieku poniżej piątego roku życia to 66 na 1000 w Indiach i 19 w Chinach; śmiertelność matek przy porodzie wynosi 230 na 100 tys. żywych urodzeń w Indiach i tylko 38 w Chinach. Dziecko chodzi do szkoły średnio 4,4 roku w Indiach i 7,5 roku w Chinach. 

W Chinach czytać i pisać potrafi 94 proc. społeczeństwa, w Indiach - tylko 74 proc. W ostatnich latach w Indiach włożono wiele wysiłku w kształcenie dziewczynek, wśród kobiet w wieku 15-24 lat wyraźnie poprawiła się umiejętność czytania i pisania, ale i tak piśmienność w tej grupie wynosi nieco ponad 80 proc., podczas gdy w Chinach - 99 proc.

W Indiach połowa dzieci jest niedożywiona, to jeden z największych problemów tego kraju. W Chinach prawie nie ma niedożywionych dzieci. Zaledwie 66 proc. indyjskich dzieci jest szczepionych przeciwko błonicy, krztuścowi i tężcowi, w Chinach szczepionkę tę otrzymuje 97 proc. dzieci.

Te porównania dają materiał do dyskusji nad polityką społeczną Indii. Wyraźnej przewagi Chin nie da się wytłumaczyć tylko wyższym wzrostem PKB. Mimo prospołecznej polityki gospodarka Chin rośnie wciąż wyraźnie szybciej niż gospodarka Indii. To pozwala przypuszczać, że wzrostu gospodarczego Indii nie uszczupliłyby większe nakłady na takie cele jak edukacja czy opieka zdrowotna. 

Wyższy PKB z całą pewnością pomógł Chinom zredukować różne wskaźniki ubóstwa i wykluczenia, a także poprawić jakość życia obywateli. Dlatego należy podtrzymywać zrównoważony wzrost gospodarczy w Indiach. Jednak jest różnica między zrównoważonym wzrostem a "manią wzrostu". Standard życia nie zależy tylko od wysokości PKB na głowę mieszkańca. 

Porównajmy Indie z Bangladeszem. Pod względem przychodów Indie mają nad Bangladeszem wielką przewagę: PKB na głowę mieszkańca wynosi tu 1170 dolarów, w Bangladeszu zaledwie 590. Ta różnica gwałtownie się powiększyła z powodu szybszego wzrostu gospodarczego Indii w ostatnim okresie. Niestety, szybki wzrost gospodarczy w Indiach nie przekłada się na inne wskaźniki świadczące o jakości życia. 

Przewidywana średnia długość życia w Bangladeszu wynosi dziś 66,9 roku wobec jedynie 64,4 w Indiach. Wskaźnik liczby dzieci z niedowagą w Bangladeszu jest niższy niż w Indiach i wynosi 41,3 proc., podczas gdy w Indiach - 43,5 proc., a współczynnik dzietności w Bangladeszu (2,3) jest również niższy niż indyjski (2,7). Również średni czas uczęszczania do szkoły świadczy na korzyść Bangladeszu: wynosi on 4,8 roku wobec 4,4 w Indiach. 

I choć Indie wygrywają z Bangladeszem, jeśli chodzi o odsetek umiejących czytać i pisać mężczyzn pomiędzy 15. a 24. rokiem życia, to w przypadku kobiet sytuacja jest odwrotna. Co ciekawe, w Bangladeszu wskaźnik ów jest wyższy dla młodych kobiet niż dla mężczyzn, podczas gdy sytuacja w Indiach jest odwrotna. To pozwala stwierdzić, że swoje obecne osiągnięcia Bangladesz w dużej mierze zawdzięcza coraz bardziej wyzwolonym kobietom, które zaczynają odgrywać w tym państwie coraz większą rolę.

A jak wyglądają wskaźniki zdrowotne? Współczynnik śmiertelności wśród dzieci poniżej pięciu lat w Indiach wynosi 66 na 1000, podczas gdy w Bangladeszu tylko 52 na 1000. Bangladesz wygrywa również, jeśli chodzi o śmiertelność niemowląt: w tym kraju wynosi ona 41 na 1000, a w Indiach - 50 na 1000. W Bangladeszu 94 proc. dzieci szczepi się szczepionką Di-Per-Te (błonica-krztusiec-tężec) - w Indiach zaledwie 66 proc. 

Bangladesz wygrywa z Indiami we wszystkich tych dziedzinach, mając o połowę niższe PKB na głowę mieszkańca. To wielki sukces: mimo niewielkich wpływów budżetowych Bangladesz był w stanie zrobić tak wiele i to w tak krótkim czasie; ogromna tu zasługa organizacji pozarządowych (takich jak Grameen Bank udzielający milionów mikropożyczek czy BRAC, organizacja zajmująca się walką z ubóstwem), jak też dobrze przygotowanych programów rządowych.
 Wzrost gospodarczy oznacza wzrost dochodów budżetowych państwa, które następnie rząd może przeznaczyć na najważniejsze cele społeczne. Dochody budżetu potrafią rosnąć nawet szybciej niż PKB. Dochody brutto rządu indyjskiego z tytułu podatków są dziś ponad czterokrotnie wyższe niż 20 lat temu. To wzrost wielokrotnie wyższy w porównaniu ze wzrostem PKB w tym samym okresie.

W ostatnich latach wzrosły w Indiach wydatki na służbę zdrowia, edukację i pomoc społeczną. Ale w wielu dziedzinach Indie są wciąż daleko za Chinami. Rządowe wydatki na służbę zdrowia w Chinach są mniej więcej pięciokrotnie wyższe niż w Indiach. Chiny mają oczywiście więcej ludności i wyższy dochód na głowę mieszkańca, ale w Chinach wydaje się na służbę zdrowia 1,9 proc. PKB, podczas gdy w Indiach 1,1 proc.

Rezultatem stosunkowo skromnych wydatków publicznych na służbę zdrowia w Indiach jest brak dostępu do państwowej służby zdrowia w wielu częściach kraju. Ogromne rzesze ubogich korzystają z usług prywatnych wiejskich doktorów. Ich wiedza medyczna, łagodnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia. Co więcej, usługi medyczne są znakomitym przykładem relacji niesymetrycznych, w których pacjent ma niewielką możliwość kontroli jakości uzyskanej porady, co tworzy ogromne pole do nadużyć i błędów lekarskich. W badaniu prowadzonym przez Pratichi Trust - organizację pożytku publicznego, którą założyłem w 1999 roku - odkryliśmy przypadki pacjentów, których brak wiedzy o własnym stanie zdrowia był bezlitośnie wykorzystywany. Do tego stopnia, że płacili za usługi medyczne, których w rzeczywistości nie otrzymywali. 

Znów wracamy do podstawowego problemu: owocami wzrostu gospodarczego będziemy się cieszyć o tyle, o ile związane z nim dochody budżetu państwa zostaną rozsądnie wydane i zagospodarowane.


W Chinach wzrost gospodarczy bardziej przekłada się na poprawę życia obywateli niż w Indiach. A przecież to mieszkańcy Indii są dumni ze zdobyczy demokracji, takich jak system wielopartyjny, wolne wybory, wolność mediów i swoboda wypowiedzi, a także niezależne sądownictwo i inne instytucje charakterystyczne dla państwa demokratycznego. Nawet krytycy dostrzegający rozmaite słabości indyjskiej demokracji (do których się zaliczam) muszą jednak uznać wszystkie jej osiągnięcia, których pozbawieni są mieszkańcy wielu innych krajów, w tym oczywiście Chin.


W Indiach nikt nie ogranicza obywatelom dostępu do internetu czy zagranicznych mediów; działają tu setki mediów lokalnych, w nieskrępowany sposób prezentujących najrozmaitsze punkty widzenia, w tym także te bardzo krytyczne wobec władz. W Indiach codziennie sprzedaje się więcej gazet niż w jakimkolwiek innym kraju na świecie, a każda z nich reprezentuje inną opcję polityczną (lub pozwala czytelnikom na skonfrontowanie rozmaitych opinii). 

Wzrost gospodarczy spowodował - i jest to z całą pewnością przejaw rozwoju cywilizacyjnego - rozpowszechnienie odbiorników radiowych i telewizyjnych w całym kraju, także na terenach wiejskich, gdzie korzystają z nich całe społeczności. W Indiach działa przynajmniej 360 niezależnych stacji telewizyjnych (wiele z nich zaczęło nadawać stosunkowo niedawno), a ich programy pozwalają zapoznać się z pełnym spektrum poglądów i opinii. Ponad 200 stacji telewizyjnych koncentruje się na przekazywaniu wiadomości, wiele z nich to całodobowe kanały informacyjne. To podstawowa różnica między Indiami a Chinami, gdzie działają tylko nieliczne stacje, wszystkie kontrolowane przez państwo i przedstawiające informacje z jednego, zaaprobowanego przez władze punktu widzenia.

Wolność słowa jest wartością samą w sobie i ważnym elementem demokracji cenionym przez obywateli. Nawet najbiedniejsze grupy społeczne chcą uczestniczyć w życiu politycznym i społecznym - i w Indiach mają tę możliwość. Kolejna różnica to niezawisłość systemu sądowniczego oraz orzekane przezeń kary. W Chinach w ciągu jednego tylko tygodnia wykonuje się często więcej wyroków śmierci niż w Indiach od uzyskania niepodległości w 1947 roku.

Czy to możliwe, by indyjska demokracja utrudniała krajowi wykorzystanie wzrostu gospodarczego do poprawy opieki zdrowotnej, stanu edukacji i przeprowadzenia innych projektów społecznych? Moim zdaniem - nie. 

Warto przypomnieć, że kiedy Indie miały bardzo niski wzrost gospodarczy - a tak było aż do lat 80. ubiegłego wieku - często używano argumentu, że na przeszkodzie wzrostu gospodarczego stoi system demokratyczny. Trudno było przekonać przeciwników demokracji, że tak naprawdę szybki wzrost gospodarczy bardziej zależy od stworzenia warunków sprzyjających rozwojowi niż od wpływu państwa na gospodarkę i że system polityczny respektujący podstawowe wolności w żaden sposób nie ogranicza tempa rozwoju gospodarczego. 

Ta dyskusja wreszcie się zakończyła. Dziś każdy widzi szybki wzrost gospodarczy w demokratycznych Indiach. Na czym zatem miałby polegać rzekomy konflikt pomiędzy ustrojem demokratycznym a wykorzystaniem owoców wzrostu gospodarczego na cele społeczne?
 Osiągnięcia państwa demokratycznego w ogromnym stopniu zależą od tego, jakie kwestie społeczne zajmą ważne miejsce w politycznej agendzie. Niektóre problemy - jak głód - szybko stają się przedmiotem politycznej debaty (w krajach demokratycznych rzadko mamy do czynienia z głodem), podczas gdy inne - mniej spektakularne - długo czekają na swoje rozwiązanie. Dlatego o wiele trudniej za pomocą demokratycznych mechanizmów rozwiązywać kwestię niedożywienia, nierówności płci czy braku dostępu do opieki zdrowotnej dla wszystkich obywateli. 

Jednak nawet w tych dziedzinach Indie zanotowały ostatnio znaczący postęp. Publiczne protesty, decyzje niezawisłych sądów i wprowadzenie w życie ustawy o prawie do informacji dają widoczne efekty. Maleją nierówności płci, przybywa szkół, ubywa niedożywionych dzieci. Ale przed Indiami jeszcze długa droga do definitywnego rozwiązania tych problemów. 

W Chinach tymczasem najważniejsze decyzje podejmowane są przez partyjnych przywódców, praktycznie niepodlegających presji społecznej. Niezależnie od sceptycyzmu wobec wielopartyjnego systemu demokratycznego oraz wolności politycznych i osobistych, podejmują oni działania na rzecz usuwania biedy, niedożywienia i analfabetyzmu, a także na rzecz rozwoju publicznej służby zdrowia. Ułatwiają im to pieniądze, których przysparza szybki rozwój Chin. 

Niemniej każdy autorytarny system ma poważną słabość - brak społecznej kontroli i nacisku w sytuacji, gdy przywódcy zmienią prorozwojowe priorytety lub podejmą błędne decyzje. Prawdopodobieństwo takiego czarnego scenariusza pokazuje nam historia wielkiego głodu w Chinach w latach 1959-62. Tego typu klęski zdecydowanie rzadziej zdarzają się w krajach demokratycznych, gdzie społeczeństwo może otwarcie protestować przeciw ewidentnie błędnym decyzjom polityków. W Chinach władze przez trzy lata upierały się przy błędnych decyzjach, co kosztowało życie ponad 30 milionów ludzi. 

Inny przykład to reformy z 1979 roku, które znakomicie podniosły efektywność chińskiego rolnictwa i przemysłu. W tym samym jednak czasie pozbawione kontroli społecznej władze ograniczyły powszechny dostęp do państwowej służby zdrowia (często zarządzanej przez samorządy). Większość obywateli zmuszono do samodzielnego opłacania kosztów ubezpieczenia medycznego, co drastycznie ograniczyło dostęp milionów Chińczyków do opieki zdrowotnej.

W dobrze działającej demokracji nagłe i arbitralne ograniczenie powszechnego przywileju socjalnego byłoby praktycznie niemożliwe. Tymczasem w Chinach ta zmiana spowodowała drastyczny spadek średniej długości życia. 

Chińskie władze zorientowały się w końcu, że popełniły błąd i od 2004 roku zaczęły gwałtownie przywracać powszechny dostęp do publicznej opieki zdrowotnej. Dziś ma go znacznie większy odsetek Chińczyków niż Hindusów. Różnica w średniej oczekiwanej długości życia znów rośnie na korzyść Chin. 

Dla mniejszej części indyjskiego społeczeństwa - choć w liczbach bezwzględnych to potężna grupa - wzrost gospodarczy sam w sobie jest ogromną szansą. Ci ludzie nie potrzebują socjalnych usług państwa. Wzrost zamożności części Hindusów w ostatnich latach przełożył się na rozwój hinduskiej literatury, muzyki, kina, teatru, malarstwa, a nawet sztuki gotowania. 

Przesadna uwaga poświęcana w indyjskich mediach ludziom sukcesu stworzyła fałszywie optymistyczny obrazek życia w Indiach. A ponieważ do grupy korzystającej na wzroście gospodarczym należą nie tylko biznesmeni, ale także artyści, intelektualiści i ludzie wolnych zawodów, zewsząd usłyszeć można optymistyczne relacje na temat fantastycznego indyjskiego sukcesu. 

Co jeszcze bardziej niepokojące, stosunkowo zamożna i opiniotwórcza część społeczeństwa łatwo może ulec pokusie, by traktować wzrost gospodarczy jako główny wskaźnik społecznego rozwoju. Martwię się, że ta iluzja sprawi, iż demokratyczna polityka nie będzie się koncentrować w należytym stopniu na rozwiązywaniu problemów społecznych nękających ogromne rzesze mieszkańców. Najważniejszą kwestią polityki w Indiach powinno być jak najpełniejsze zrozumienie warunków życia ogromnych mas społeczeństwa cierpiącego z powodu nierówności i wypracowanie strategii społecznej służącej ich poprawie. 

przeł. Monika Swadowska 

* Amartya Sen - ur. w 1933 r., filozof i ekonomista indyjski, profesor m.in. Uniwersytetu Harvarda i Cambridge. Laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 1998 r. W Polsce wyszły jego książki „Nierówności. Dalsze rozważania” (2000) i „Rozwój i wolność” (2002). 

Tekst ukazał się 12 maja 2011 r. w "The New York Review of Books" 
Źródło: Gazeta Wyborcza