Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

-To nie poczucie geniuszu, którego nie ma, i on o tym  wie, że go nie ma, to poczucie potęgi mocy: powoływania do rzeczywistości bytów nieistniejących i.. przewodzenie(!) tłumom zgromadzonym pod totemami, które serwuje spod małego palca.  Wywala z partii najmocniej umocowanych i najbardziej złajdaczonych, a potem oni przychodzą do jego ręki.To daje kopa, poczucie wręcz boskiej potęgi. Geniusz musi liczyć się z rzeczywistością -on nie musi. -Mogę to sobie wyobrazić.
- Gdy powtarza: "To był zamach" i zostaje przyciśnięty  faktami do ściany -nie upiera się lecz, formułką: "Jeśli tak jest; to wysoce prawdopodobne" przerzuca zwrotnice tematu i zaczyna bezpieczny niekwestionowany: niedołęstwo  państwa. Przyznaję w swojej kategorii jest to bardziej sprytne niż pójście w zaparte.
Dziś PiS może głosować za podniesieniem podatków, ale również za obniżeniem podatków. Partia Kaczyńskiego może być proeuropejska jak i antyeuropejska. Może być prorosyjska i antyrosyjska. To bardzo niebezpieczne ogłupianie wyborców.


                                                  Olejniczak

niedziela, 29 kwietnia 2012

Mówi się, że  państwo tworzy biurokrację,
która kiepsko pracuje.
To zależy od wysiłku jaki został podjęty
 -są państwa, które dorobiły się dobrej biurokracj i
takie jak Polska, w której kiepsko lub fatalnie działa.
Są takie jak Szwecja, w której działa dobrze ale
też nie jest wolna od znanego efektu  wyradzania się
(każdy system jest na to narażony)
(co odrzucało od niej @vikinga)
Jedno jest pewne,
że rynek nigdy nie zastąpi państwa,
bo rynek  i państwo mimo, że ich działania mogą
zachodzić na siebie, mają inne sensy.

Więc wybór nie jest
między tym
co działa: dobrze- a co źle

ale miedzy tym co działać
może dobrze- lub może źle,
a tym
co nie jest w stanie  tego robić
NIGDY.
-Maciek, mogę Cię zrozumieć.
Od Marksa poczynając mówiło się o tych wrednych kapitalistach, w SLD o tym,  jak bardzo potrafią współczuć. Tymczasem współczucie, gdy staje się programem politycznym,
niewiele zmienia.
-Rynek nie jest w stanie spełnić Twojego jak najbardziej słusznego postulatu:  "Jaki mechanizm chciałbyś zastosować, aby ludzie tacy jak on nie byli "nadmiernie" bogaci?".
Gdzie to rynek dobrze załatwia takie sprawy jak:
szkoły, szpitale, drogi?
Rynek może to zrobić ale jak mówisz tylko dla tych, których będzie na to stać, ale nie będzie to demokratycznie powszechne.
W Polsce koleje, szpitale, można by   wyliczać długo dalej,
-źle funkcjonują.
Ale w wielu krajach funkcjonują dobrze
nie za sprawa rynku, ale za sprawą dobrze funkcjonującego państwa, które nie jest i nie może być wyłącznie na usługach rynku jeśli ma być demokratyczne.
Żeby się dorobić takiego państwa, takiej biurokracji jak
w Niemczech, czy w Kanadzie, to trzeba: czasu
i świadomości, że to jest możliwe,
i że nic się samo nie zrobi.
Jeżeli dobrze funkcjonujące państwo,
wyposażone w odpowiednie możliwości
będziemy uznawać za relikt socjalistyczny,
to jak pies kręcący się w koło
nigdy nie dogonimy swojego ogona.

System rynkowy i system demokratyczny

Nie ma wątpliwości,
że system rynkowy i system demokratyczny,
to systemy o sprzecznych celach:
demokracja zrównuje, rynek tworzy nierówności.
Jeżeli systemy o sprzecznych celach uznajemy za
pożyteczne, niezbędne, jeśli
przyznajemy im  konieczność istnienia i ochronę prawną,
to konsekwentnie niezbędny staje się system koordynujący ,
który  z jednej strony dopuszcza autonomię systemów,
a z drugiej: prowadzi regulacje zapewniającą ich funkcjonowanie.
Organizmy biologiczne są  przykładami
działania systemów autonomicznych i
zarządzania nimi przez  system koordynujący.

sobota, 28 kwietnia 2012

porozmawiajmy jeszcze raz rozróżnieniu : ustrój- system

Ustrój -to niepowtarzalny konkret.
Czyli coś co tylko  przybliżenie można opisać,
przy pomocy skończonej ilości zdań;
nie da się go ująć w zamkniętą formułę abstrakcji.
System  może "być" w  abstrakcji,
ale także  w konkrecie,
-jednym z licznych
konstytuujących ustrój .
(1)xenofont, (2)Symeon, (3)Maciek.
(1)x. Przedstawiłeś argumentacje,nadającą się do rzeczowej polemiki. Stwierdzam to z przyjemnością. Rzeczowy przeciwnik to rzadki rarytas.
Sprawa wysokości podatku w korelacji do wzrostu nie jest trudna, -właśnie zrobił to Reich i nie znalazłeś  nic co by podważało jego wywody. Zrobił to wcześniej Symeon ale o tym później.
Ta korelacja jest nieubłagana. Korelacje nie musza przesądzać sprawy ale stanowią ważne wskazanie i zmuszają do dezawuowania. Niedopuszczalnym grzechem zachowania racjonalnego jest ich zlekceważenie. Próbujesz to robić. Lecz zobacz co osiągnęłaś?
Nie udowodniłeś tezy przeciwnej lecz tylko TO,
że NIC SIĘ w tych sprawach NIE DA UDOWODNIĆ.
Zdanie przeciwne
nie jest nawet podparte nieostrzygającym logicznie argumentem korelacji.
Podam jeszcze jedna korelację.
Wszystkie państwa gwałtownie rozwijające się po wojnie silnie ingerowały w gospodarkę! I to jest bardzo silna korelacja. Podaj choć jeden przykład, który by temu zaprzeczył.
Zobacz co otrzymujemy: po jednej stronie
korelacje, po drugiej tylko akty wiary.
Robisz też częsty błąd mieszania porządków, pisząc,że wielki skok Tygrysów Azjatyckich rozpoczął się od liberalnej polityki.
Pod termin liberalna polityka podstawiane są różne treści.
Zauważ,że dzisiaj nikt poważny nie próbuje kwestionować zasad gospodarki rynkowej. Natomiast spór toczy się o aktywną politykę gospodarcza państwa
lub jej brak.
-Jeżeli mówisz,że wojna i rywalizacja z komunizmem stworzyły decydujące bodźce dla powojennego rozwoju gospodarczego,
to udowadniasz, dokładnie to o czym przed chwilą powiedziałem, bo: wojna i rywalizacja międzynarodowa gwałtownie zwiększają rolę państwa i jej ingerencje w gospodarkę.  

czwartek, 26 kwietnia 2012

Kapitalista o regulacjach


Europa bardziej martwi się o poziom inflacji
niż o wzrost gospodarczy. 
Obawiam się nadejścia głębokiej depresji
lub długiej fazy stagnacji,
jakiej doświadczyły kraje Ameryki Łacińskiej 
w wyniku kryzysu zadłużeniowego w latach osiemdziesiątych, 
czy Japonia po pęknięciu bańki spekulacyjnej 
na rynku nieruchomości.
Znajdujemy się w podobnej sytuacji, co w latach trzydziestych. 
Bundesbank argumentuje podobnie, 
jak ówcześni przedstawiciele szkoły neoklasycznej w ekonomii ...
 Keynes miał wówczas rację przekonując,
że światowy kryzys gospodarczy pokonają dopiero
rządowe programy ożywienia koniunktury.
Obecnie zwycięża stanowisko niemieckiego banku centralnego,
który jak ognia unika podejmowania jakiegokolwiek ryzyka.
Powiedział pan kiedyś, że nauczył się od swego ojca, że czasami bezpieczniej jest zaryzykować niż tkwić w bezczynności. W okupowanych przez nazistów Węgrzech ojciec zdołał uratować całą żydowską rodzinę przed transportem do obozu koncentracyjnego.
Ojciec przekazał mi jeszcze wiele innych mądrości życiowych. Jak choćby tę, że niektóre prawa ustanowione przez człowieka są niesprawiedliwe albo z gruntu błędne i trzeba je obejść albo złamać. To przeświadczenie wyniosłem z czasów holokaustu. Warto je przenieść na grunt współczesny. Kraje europejskie muszą porzucić błędną strategię ratowania euro i opracować lepszą. Biurokraci z Bundesbanku znajdują się na najlepszej drodze do zniszczenia euro.
Unii Europejskiej zagraża bańka finansowa,
jeżeli nie zmieni dotychczasowej polityki.
Mam ogromną nadzieję, że czarny scenariusz się nie spełni.
Multimilioner Mitt Romney, który chce stanąć do jesiennych wyborów prezydenckich, 
zapłacił w 2010 roku tylko 14 procent podatku. 
Czy uważa pan to za słuszne?
Oczywiście, że nie! Bogaci Amerykanie płacą zbyt niskie podatki, włącznie ze mną.
Obciążenia podatkowe w Stanach Zjednoczonych są dalekie od sprawiedliwości.
Proszę mi wierzyć, że reprezentuję opinię mniejszości  w mojej klasie podatkowej (śmiech).
JPrzed sześćdziesięciu lat wszedł pan do nowojorskiego funduszu inwestycyjnego Saul & Friedlander. 
Jak od tamtego czasu zmieniły się rynki finansowe?
Przeobrażenia są ogromne.
Po wielkim kryzysie i krachu giełdowym w 1929 roku
rynki były silnie regulowane przez państwo,
a system bankowy znajdował się w powijakach.
Nikt nie słyszał o derywatach.
Tymczasem dzisiaj instrumenty pochodne
generują ponad połowę obrotu giełdowego.
Stopniowo usunięto wszystkie ograniczenia systemowe
krępujące rynki finansowe.
Kto by pomyślał, że słynny spekulant giełdowy Soros oceni krytycznie liberalizację rynków finansowych.
Instytucje nadzoru zrezygnowały ze swych uprawnień kontrolnych, 
pokładając nadmierne zaufanie w narzędzia zarządzania ryzykiem  w sektorze finansowym.  
(...) U szczytu boomu gospodarczego, 
w przededniu wybuchu kryzysu finansowego 30 procent zysku 
wypracowanego przez firmy w USA i Wielkiej Brytanii
 przypadło na sektor finansowy. 
.... trudno uwierzyć, że ogromne dochody branży 
przełożyły się na wzrost dobrobytu społecznego.
Czy rządy poszczególnych państw wprowadziły wystarczające regulacje rynków finansowych od chwili wybuchu kryzysu?
..... Nie zdołano ustalić czytelnych mechanizmów kontrolnych.
Nie ma nawet zgodności co do wielkości sektora finansowego
w danym kraju tak, by jak najlepiej wypełniał swą podstawową rolę,
czyli służył gospodarce realnej.
Co pan proponuje?
Najważniejszą rzeczą jest wprowadzenie uregulowań
w skali globalnej.
Firmy z sektora finansowego chętnie uciekają do krajów,
gdzie istnieje jak najmniej mechanizmów regulacyjnych.
W rezultacie poszczególne państwa
rywalizują między sobą o przychylność sektora finansowego,
pociągając w dół całą branżę.
Deregulacje i wiara w niewidzialną rękę wolnego rynku
rozprzestrzenia się niczym wirus.
Poza tym patrzę krytycznie na
protekcjonistyczne powiązania między bankami,
a agendami rządowymi.
Banki ratuje się za wszelką cenę,
a w zamian rząd decyduje o obsadzeniu stanowisk
w zarządach spółek, jak ma to miejsce choćby we Francji.
                                                                   Źródło: Onet

wtorek, 24 kwietnia 2012

Rynek -to rynek
nie może być kwantyfikowany  porządkiem moralnym.
Skoro zatem  wyznacza wysokość zysku i
wysokość płac -nie znając moralności
-to mówienie, że podatki -to kradzież
zgodnie z porządkiem "rynkowym" jest pozbawione sensu;
lub jest -zwykłym  nadużyciem.
Czy  coś jest kradzieżą, czy nie jest 
trzeba rozpatrywać na gruncie sprawiedliwości,
moralności, a nie na podstawie wyników gry rynkowej.
Natomiast na gruncie porządku moralnego
okazuje się, że święte prawo "własności"
jest pojęciem wewnętrznym moralnego nakazu
sprawiedliwości.

Na gruncie porządku rynkowego jako
jedna z podstawowych reguł gry rynkowej
"Prawo własności " jest święte,
ale na gruncie porządku moralnego już nie.
Gdybyśmy zasady moralne włączyli do porządku moralnego
doprowadzilibyśmy do  paradoksów.

ceny materiałów znacznie poszły w górę - asfalt podrożał o 45 procent, paliwa o 30 procent, cement o 7 i pół procent, a stal o około 25 procent. W tej sytuacji niskomarżowe zlecenia sprzed dwóch, trzech lat zamieniły się w kontrakty generujące ogromne straty.
.... w raporcie Banku Światowego "Doing Business 2008"
........ Nasz porządek prawny i sprawność instytucji publicznych obsługujących przedsiębiorców zostały ocenione najgorzej ze wszystkich państw należących do Unii Europejskiej.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Dzisiaj,kochane dzieci, tematem lekcji będzie:
mówienie na temat
a nie obok tematu.
Profesor Kapela powiedział:jeżeli zamiast zdeponowania w  banku,pieniądze zostałyby użyte na podwyżkę minimalnych pensji,  zamiast leżeć, powodując zastój w gospodarce zostałyby wydane i ożywiły gospodarkę.
Jest to zdanie prawdziwe
-lub nieprawdziwe.
Nieprawdziwe, jeśli wydane natychmiast pieniądze nie ożywiłyby gospodarki,lub, gdyby leżące na koncie,dobrze służyły gospodarce.
-Co powiedziały dzieci, które zabrały głos? Czy mówiły na temat,czy obok tematu?
-Kirkul -o bezrobociu- poza tematem,
a nie o rozpędzaniu gospodarki.I na boku wygłosił  kilka nieuzasadnionych stwierdzeń.
Dla gospodarki obojętnym jest skąd do niej płyną pieniądze wprawiające ją w ruch, czy z podwyższonych pensji minimalnych,czy z nieporównywalnych do polskich osłon socjalnych jakie są w Danii i w Niemczech. Racja Kirkul
-znieśmy pensje minimalne w Polsce i dajmy ludziom do wydawania kilkakrotnie większe pieniądze w postaci osłon socjalnych. Tylko wówczas podatki od wysokich dochodów w Polsce musiałyby być na poziomie Danii i Niemiec(Jestem za).
I znowu nie na temat i równie nie tak.  Administracja i biurokracja Duńska i Niemiecka są nieporównywalne  do polskiej(o której możemy sobie na razie pomarzyć).Gospodarka Danii i Niemiec stoi dobrą administracją i biurokracją. Gospodarka nie może dobrze działać bez dobrej biurokracji.
-edekzkrainykredek, jak będziesz w wyższej klasie to się dowiesz,że istnieje coś takiego jak logika.
Dane statystyczne, które przytaczasz,
logicznie nie uprawniają do Twojego wniosku.
Voy,jeżeli Twoje podatki są marnowane to dlatego,że w Polsce nie mamy takiej biurokracji jak w Danii i w Niemczech.
A obciążanie podatkowe, które dla "małych" jest olbrzymie dla wielkich jest małe, lub żadne. Do kogo masz więc pretensje? Wybacz ale też nie na temat.
Pała!
Thome, Ty jesteś prawdziwy rodzynek.
Gdybyś w punktach pisał:
1. Gul, gul.
2. Gul, gul,gul!
to więcej byłoby w tym sensu.
Nie mówiąc o śladowym odniesieniu się do tematu.
Praca domowa.
Napiszcie tysiąc razy: należy w rozmowie odnosić się do tego co mówi rozmówca,
a nie "gadać sobie  obok" tego,
o czym rozmówca mówi.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Boże Ty to widzisz i nie grzmisz

Firmy zdeponowały w bankach ponad 200 miliardów złotych.
W latach 2007-08 wolały gotówkę niż nowoczesne maszyny i technologie; przecież i tak nie było komu sprzedać  tych produktów [! ] Ale druga fala kryzysu to już okazja do pokazania przewagi konkurencyjnej na świecie. Tymczasem zapasy gotówki na firmowych kontach nadal rosną, a inwestycje - mimo nadchodzącej wiosny - pozostają zamrożone.
                                   z Onetu

Dwie szanse

Palikot,Tusk -to dwie szanse.
Ciekawe czy choć jednemu się uda?
W braku powszechnej świadomości, i akceptacji,
tego co wskazuje Reich.
Co pierwsze: jajko czy kura?
Czy odpowiednia świadomość społeczeństwa
i potem polityk, który ją zagospodaruje;
czy brak świadomości i zdolny przywódca,
który potrafi pociągnąć za sobą zdezorientowane społeczeństwo.
Mamy dwóch nieprzeciętnych polityków
i jednego padlinożerce.
-Tusk jest artystą politycznym,
który umie się uczyć w trakcie działania.
-Palikot niebywale utalentowanym
sztukmistrzem polityki.
Obaj są ambitni,  szczególnie ten drugi,
 ponad polska przeciętność polityczną.
Te ambicje -naszą szansą,
bo to oznacza, że nie tylko chcą  w niej istnieć;
oni chcą doprowadzić do zmiany,
która stałaby się autentycznym,
a nie buzkowym dokonaniem.
Dlaczego pisze o tym pod tekstem, który omawia
jaki powinien być zrównoważony system podatkowy.
Polityk, który chce dokonać czegokolwiek w państwie
będzie musiał mieć pieniądze żeby tego dokonać.
Nie ma pieniędzy w państwowej kasie
-polityka sprowadza się do gadania.  
Obaj chcąc cokolwiek zrobić zostaną przyciśnięci do "tej ściany".
Tusk zaniedbał koleje (i zdrowie, itd.),
bo nie miał na dopłaty
do funduszy unijnych przeznaczonych na polskie koleje
zmuszony do oszczędności,
cięć i niskich podatków od wysokich dochodów.
Tnąc wydatki ciął koleje, bo te akurat,
inaczej niż drogi, nie były wtedy na tapecie opinii.
Palikot ze swoim liniowym?!
Palikot, w opinii,że nie jest lewicowy,
-to "rzeczy"  bez znaczenia.
Chcąc wykonać znaczący ruch w polityce,
będzie musiał robić,
to czego ominąć się nie da.

sobota, 21 kwietnia 2012

Nic dodać

..podniesiemy podatki dla najbogatszych, 
gospodarka nie będzie mogła rozwijać się równie szybko.

strzala_w_lewo_120.jpgNic bardziej mylnego. W ciągu trzech dekad po zakończeniu II wojny światowej podatki dla osób z najwyższymi dochodami były znacznie wyższe niż kiedykolwiek później. A rozkład dochodów był znacznie bardziej równomierny. Mimo to amerykańska gospodarka rosła w tym okresie szybciej niż po obniżeniu stawek podatkowych dla najbogatszych w 1981 roku.

Nie była to jedynie powojenna anomalia. Kiedy w latach 90. Bill Clinton podniósł podatki dla najbogatszych, nastąpił dużo szybszy wzrost zatrudnienia i podwyżka wynagrodzeń, niż miało to miejsce po obniżeniu podatków dla najbogatszych przez George’a W. Busha w trakcie jego pierwszej kadencji.

Jeśli chcemy kolejnych dowodów, rozważmy współczesne Niemcy, gdzie podatki dla najbogatszych są znacznie wyższe niż w Stanach Zjednoczonych, a dystrybucja dochodów jest bardziej równomierna. Przy tym średni roczny wzrost gospodarczy w Niemczech jest większy niż w Stanach Zjednoczonych.

Wynika to z faktu, że wyższe podatki dla najbogatszych mogą sfinansować więcej inwestycji w infrastrukturę, edukację i opiekę zdrowotną, które są niezbędne dla zapewnienia produktywnej siły roboczej oraz ekonomicznych perspektyw klasy średniej. 
  
Wyższe podatki dla najbogatszych pozwalają również na obniżenie podatków na niższym szczeblu – potencjalnie przywracając wystarczającą ilość siły nabywczej klasy średniej, aby dało się utrzymać wzrost gospodarczy. Jak widzieliśmy w ostatnich latach – kiedy dochód dyspozycyjny jest skoncentrowany na szczycie piramidy dochodów, klasa średnia nie ma wystarczającej ilości pieniędzy, aby stymulować gospodarkę.

Wreszcie, koncentracja bogactwa może prowadzić do powstawania baniek spekulacyjnych w obrębie tej samej ograniczonej klasy aktywów – złota, spółek internetowych czy nieruchomości. A kiedy te bańki pękają, cierpi cała gospodarka. 
Na przestrzeni ostatniego półwiecza powinniśmy nauczyć się, że wzrost gospodarczy nie skapuje z góry na dół, tylko przenika w górę od odpowiednio wykształconej, zdrowej, właściwie wynagrodzonej klasy pracującej, która czuje, że ma uczciwe szanse, by osiągnąć to wszystko w Ameryce. Sprawiedliwa ekonomia nie stoi w sprzeczności z wzrostem gospodarczym. Jest niezbędna do jego zaistnienia.



                              Robert B. Reich  –  jest jednym z wiodących amerykańskich ekspertów do spraw ekonomii i zatrudnienia. Profesor na wydziale polityki społecznej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Przez trzy kadencje pracował w administracji państwowej, m.in. jako Sekretarz Pracy w gabinecie prezydenta Billa Clintona. Magazyn „Time” wybrał go do dziesiątki najbardziej efektywnych sekretarzy minionego stulecia. 

Polska nie nauczyła się państwa

-Gdy  inne europejskie nacje
 tworzyły nowoczesną  państwowość,
 Polska państwa nie miała.
- Te, którego doświadczała
było jej obce, nie swoje, wrogie.

-W Niemczech ponad wiek temu
 Bismarck  tworzył
system  zabezpieczeń socjalnych

-We Francji, biurokracja krzepła, doskonaliła się
jeszcze przed  Wielka Rewolucją .

W Stanach, fundamenty państwa
powstawały dwieście lat temu,

a Konstytucja Amerykańska
jest ciągłe  najważniejszym dokumentem
konstytuującym te społeczeństwo.


-W  Anglii,  rok 1215 -Magna Charta 
art. 39 - gwarantował wolność osobistą 
- król nie mógł aresztować poddanego bez wyroku sądowego, ani odebrać mu majątku 
art. 61 - formułował sankcje za nieprzestrzeganie przez króla postanowień Karty 
 ..... Jeżeli król się  sprzeciwiał baroni mogli wezwać lud 
do zniesienia króla z tronu.


-Polska, lata dziewięćdziesiąte,
 nastąpiła transformacja
 na modłę  modnego wówczas  neoliberalizmu,
któremu państwo przeszkadza. 


I nie ma się czemu dziwić, że
mamy to co mamy, skoro
nie mieliśmy się kiedy
państwa nauczyć.

System doskonały

Jedna z wielkich reform  Jerzego Buzka -to Polska służba zdrowia.
Jest to reforma systemowo udana. I to nie są żarty.
Założeniem systemu było zmniejszanie kosztów leczenia.
I to się udało!
Wiesia mówi : Oni nie maja ruchu są tak wzajemnie decyzyjnie powiązani,
że jakiekolwiek wydanie pieniędzy
na najbardziej rozsądny czy zdroworozsądkowy cel
nie jest możliwe,
bo system jest zoptymalizowany na nie-wydawanie.
Arłukowicz , czy
nawet najlepszy minister może tylko walić głową w mur.
System działa bezbłędnie.
Optymalizuje wydatki,  a nie zdrowie.
Czy nie można inaczej?
-Można, jeśli ma się sprawne państwo
i  odpowiednio przygotowana biurokracje na
wszystkich szczeblach.
System powinien optymalizować zdrowie, a nie wydatki.
Odwrócenie sekwencji celów systemu -jest nielogiczne.
Czy wydatki są zatem nie ważne?
Czy rosnące wydatki na zdrowie mogą rosnąć nieograniczenie?
Do optymalizowania wydatków szpitali powinni
być odpowiednio dobierani  administratorzy.
Do tego potrzebne jest sprawne państwo i  biurokracja
na wysokim poziomie.

piątek, 20 kwietnia 2012

Sukces indywidualności -klęska zbiorowości

Przyjechał,  ze swoją imponującą  11tonową,
umieszczoną  na platformie,wiertnicą
z dwoma pomocnikami,
aby wywiercić w cztery godz. studnie za 1800zł.
Dzień  wcześniej  spotkaliśmy się na miejscu
aby co trzeba omówić. Zajechał  nowiutkim
Lexusem, hybrydą, bezgłośnym podczas manewrowania
na silniku elektrycznym.
W przerwach rozmawialiśmy  o polityce przełożonej na konkrety.
Dlaczego nie ma map hydrologicznych terenu?
Dlaczego przez dwadzieścia lat nie udało się zrobić
planów zagospodarowania przestrzennego,
po co za jakie pieniądze wybudowano stadion Legii
jak można było  doprowadzić
do nie płacenia podwykonawcom autostrad,
co z lekarstwami dla chorych na raka itp.,itd.
Jego ( nie moje) wnioski: państwo nie robi tego co do niego należy,
nie pomaga obywatelom, odwrotnie, utrudnia im życie, na rożnych poziomach,
przekrętem, układami stoi.
Jego wnioski: rozpędzić, przepędzić, towarzystwo,-do wiezienia z nimi.
Nie spytałem czy głosuje na PIS
ale lekarstwo  na  zapaść państwa
brzmiało podobnie.-Bezsensowne!
Ale  w sytuacji gdy nie ma innych lepszych  ofert -jedyne.
-Nie był to człowiek, o którym można by powiedzieć,
że jest wykluczony.
Można go nazwać człowiekiem sukcesu.
 I taka jest Polska
jej sukces  to sprawa poszczególnych
obywateli. A państwo to szkodnik.
Zostały u nas wprowadzone  idee
o szkodliwości państwa.
-Dorobiliśmy się wiec lichego państwa,
 wrogiego obywatelowi.
Czy mogło być inaczej
pod panowaniem ideologii neoliberalnej,
dla której reformy
-to ograniczanie, wypychanie  państwa.
tworzenie sytuacji nienormalnej, chorej zbiorowości.
I wtedy łatwo rzucić zapałkę na tak  przygotowany
łatwopalny materiał:
"Państwo ginie -to oni winni!".

Transformacja cd.

Spytałem się kiedyś Kuronia,
dlaczego nie założył partii politycznej?
Odpowiedział:"nie miałem pomysłu".
Brak pomysłu, to mylący skrót myślowy,

 bo w istocie chodziło 
o brak własnej filozofii  przeprowadzenia transformacji 
w warunkach polskich. 
-Jest oskarżeniem
nie tyle tych, którzy ją robili, 

ile zwróceniem uwagi na skutki
polityczne braku intelektualnego zaplecza.
A skutki  nie znikają z upływem czasu.

Paroksyzmy kaczyzmu 
upowszechniające się przekonanie, 
że państwo ginie, 
to pokłosie tamtej polskiej bezmyślności, 
polegającej na  bezkrytycznym  naśladownictwie 
(Polska pawiem...)
-Schizofrenią poczucia mocarstwowości i poddaństwa 
wobec  aktualnie najsilniejszego gracza.



środa, 18 kwietnia 2012

Filozofia transformacji

Właściwie to
wszystko co państwowe
jest u nas  do dupy.
Służba zdrowia,
szkolnictwo,
system prawny,
policja
stan urzędniczy.
Nie można się więc tak bardzo dziwić
zwolennikom  PISU,
że  Polska ginie! ( tylko że potężny wkład w to
jaką  się stała ma  Jarosław Kaczyński.
Więc tak jak w przysłowiu o małpie
której lepiej nie dawać brzytwy ).

Dlaczego więc jest tak dobrze
skoro jest tak źle?
Ano jest tak jak
zostały zaprojektowane cele transformacji.
Państwo won.
-Wiec czy może być dobre,
skoro  zgodnie z meta celem miało zostać rozmontowane.
Dokonano tego dość skutecznie
-i  mamy co mamy.
Dlaczego nie jest jednak  tak źle?
Też zgodnie z filozofią i celem, transformacji:
Liczcie tylko na siebie -państwo wam nie pomoże.
Wyzwoliło to energie, ale państwo jakby zginęło.
[Gadomskiego trzeba czytać razem z Reichem]

Dzisiejsi zwolennicy ekonomii Keynesa uważają, że podstawowym problemem rynku jest brak dostatecznych informacji, w oparciu o które podmioty mogą podejmować racjonalne decyzje. "Upadek rynków finansowych podkreśla znaczenie niedoskonałej informacji" - pisał Joseph Stiglitz uważany za jednego z najwybitniejszych współczesnych ekonomistów. W 2001 r. otrzymał on wraz z George'em Akerlofem i Michaelem Spence'em nagrodę Nobla za analizę rynków charakteryzujących się asymetrią informacji. Asymetria ta polega na tym, że jedna strona transakcji ma lepszy dostęp do informacji niż druga. Ale nowi keynesiści brak dostatecznych informacji uznali za cechę immanentną rynku.

W swej najbardziej znanej pracy Keynes emocje, którymi kierują się konsumenci, określił terminem "zwierzęcy duch" (animal spirit). Współczesny keynesista (i noblista) George Akerlof w napisanej wspólnie z Robertem Shillerem książce "Animal Spirits: How Human Psychology Drives the Economy, and Why It Matters for Global Capitalism" uznał, że rynek kieruje się wyłącznie emocjami i nie ma mowy o jakichkolwiek racjonalnych decyzjach.

Jeszcze dalej w krytyce rynku poszedł George Soros, genialny spekulant z ambicjami teoretyka ekonomii. W "Nowym paradygmacie rynków finansowych" udowadnia, że rynki finansowe nie dążą do równowagi, a przeciwnie - bańki spekulacyjne, hossy i załamania są wpisane w logikę rynku.

Skoro rynek jest daleki od doskonałości, to - zdaniem współczesnych keynesistów - ratunek jest w państwie, które powinno błędy rynku korygować. Rynek z pewnością nie jest mechanizmem doskonałym. Ale czy państwo jest doskonałe? To polityka państwa doprowadziła do powstania bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości w USA i innych krajach. Kowal zawinił, Cygana wieszają. 

Austriacy to przewidzieli 

To dziwne, że wielkiego renesansu nie przeżywa "szkoła austriacka", która przyczyny obecnego kryzysu precyzyjnie opisała. Młodszy o 16 lat od Keynesa Friedrich von Hayek twierdził, że recesja to skutek przeinwestowania. Boom gospodarczy rodzi pokusę inwestowania nadmiernie ryzykownego. Nadmiar pieniądza spycha stopy procentowe na zbyt niski poziom, więc inwestorzy uznają za opłacalne nawet takie projekty, które w zwykłych warunkach powinny zostać odrzucone. Błędnych decyzji jest coraz więcej - i tak nadciąga kryzys. Recesja jest więc logicznym następstwem boomu. Jeśli chcemy jej uniknąć, powinniśmy ograniczać apetyty wówczas, gdy koniunktura jest dobra.

To niemal dokładny opis tego, co się wydarzyło w światowej gospodarce w latach 2005-08. 

Poglądy Hayeka na cykle koniunkturalne i przyczyny kryzysów - wyłożone w książce "Ceny i produkcja" ("Prices and Production", 1931 r.) - mają ważne implikacje polityczne. Austriacki ekonomista nie wierzył w cudowne recepty Keynesa. Pisał, że człowiek ponosi odpowiedzialność za swe czyny, a bankructwa i recesja to rachunki wystawione nierozsądnym przedsiębiorcom. Jeżeli dla uniknięcia fali bankructw pompujemy do gospodarki nowe kredyty, sztucznie wydłużamy fazę prosperity, lecz w końcu i tak dochodzi do załamania.

Zdaniem Keynesa w warunkach kryzysu państwo musi aktywnie włączać się w decyzje gospodarcze, gdyż rynek samoczynnie nie powróci do równowagi. Hayek miał w tej sprawie przeciwny pogląd. W jednym z wywiadów mówił: "Gdyby nie ingerencje rządu w system monetarny, nie dochodziłoby do wahań w przemyśle i depresji".

Mistrzem Hayeka - urodzonego w Wiedniu w ostatnim roku XIX wieku - był Ludwig von Mises, także Austriak, tyle że urodzony we Lwowie. Mises w wydanej w 1940 r. książce "Theorie des Handelns und Wirtschaftens" przestrzegał, że druk pieniędzy niemających pokrycia w zasobach materialnych jest źródłem kłopotów, a pobudzana przez rząd ekspansja ekonomiczna kończy się katastrofą. 

Dla polityków teorie Austriaków mają jedną wadę - wprowadzają twarde ograniczenia, których politycy nie lubią. Pewnie dlatego nawet w polskim rządzie byłych liberałów bardziej popularny jest Keynes niż Mises i Hayek.
Źródło: Gazeta Wyborcza

Ciekawe odniesienie do dyskusji

viking z  Krytyki Politycznej
W myśleniu KP, wciąż przewija się przekonanie,

zgodnie z którym:
lud się słusznie "gniewa",
tylko nie umie tego gniewu wyartykułować
w inny sposób, niż ten,
jaki mu podsuwa prawica. Lewica powinna
ten gniew usłyszeć i nadać mu odpowiednią formę.
Problem w tym, że to się najczęściej nie udaje.
Lud, jako tłum, jako masa, chce populizmu. Nie lewicy.
Nie chce spokojnej rozmowy
o warunkach życia robotników na amerykańskiej prowincji
i ich wykluczaniu przez system. Chce Nixona lub G. Busha Jr.
Nie chce analiz P.Scheffera
na temat strukturalnych zmian społecznych,
jakie przyniosła imigracja i dyskusji na ich temat,
tylko portalu, na którym "zamelduje",
że Polak spieprzył mu kran zamiast go naprawić.
Nie chce dyskusji i okrągłych stołów na temat Kosowa,
tylko procesji przez pół Belgradu
ze świętym obrazeczkiem Milosevicia.
I wreszcie: nieraz wcale nie chce swojej
podmiotowości, ponieważ woli od niej
ostro zarysowany, twardy system, w którym
wprawdzie sam trzymany jest za mordę,
ale cieszy go, że niektórzy są bardziej
niż on, że istnieje jasny podział pomiędzy "nami" a "nimi",
"normalnością" i "nienormalnością" itd.
Nie jestem zwolennikiem
nadmiernego naturalizowania pewnych zjawisk.
Zgadzam się, że istnieje pewna
.....przestrzeń możliwości kierowania emocjami ludzi.
Nie wiem jednak, czy oprócz
niej, po prostu nie jest tak,
że każde społeczeństwo posiada pewną grupę ludzi
skłonnych do populizmu, do zatracania się w tłumie,
kochającą hasła bardziej
niż ich właściwą treść.
Jej fanatyzm trzeba trzymać w ryzach. Nie żadnym zamordyzmem
(którego sama sobie,
wynosząc na polityczne ołtarze Ziobrę, Kaczyńskiego,
Giertycha życzy), tylko
czymś w rodzaju "poprawności politycznej" czy
jakiegoś anty-mitu.
Może właśnie jedyną odpowiedzią dla kogoś,
kto się sam pcha do tego pudełka z szaleństwem,
jest nazwanie tego pudełka "pudełkiem z szaleństwem"
a nie szukanie na jego dnie, ewentualnych słusznych treści,
które szaleńcy zabrali tam ze sobą?

[ Nie jest to punkt widzenia do którego namawiam,
ale jest to coś.  Czego nie można pominąć 
i do, czego z należytą  uwagą nie można  się nie odnieść].

Nie praujace pieniądze

...najwięcej od początku transformacji.
 Firmy na koniec 2011 r. trzymały na depozytach w bankach 203 mld zł wolnych pieniędzy, czyli równowartość 13,3 proc. PKB Polski.
Główny ekonomista PKO BP Radosław Bodys mówi, że w obawie przed powrotem kryzysu przedsiębiorcy uzbierali rezerwy, które będą stopniowo uwalnianie. Jeśli firmy zaczną je wykorzystywać będzie to silny, utrzymujący się przez kilka kwartałów impuls dla polskiej gospodarki .
                                         
-Będą czekać na ożywienie popytu! 
Ale polityka działa w przeciwnym kierunku:
Hamować popyt!

wtorek, 17 kwietnia 2012

Jennifer Klein:
Rozgrywano sprawę w języku, który ukształtowała prawica. Nic dziwnego, że dziś ludzie w USA mają niesłychanie mgliste pojęcie o tym, co jest publiczne a co prywatne....
...partii, której zależy na utrzymaniu sektora publicznego.
...w 1935 roku! Narodowa Ustawa o Stosunkach Pracy do dziś stanowi podstawę naszego prawa pracy, ale od tamtego czasu pracodawcy wypracowali bądź uzyskali cały szereg możliwości omijania jego ogólnych reguł – w efekcie dziś poziom członkostwa pracowników w związkach zawodowych nie przekracza 10 procent w sektorze prywatnym. Przed siedemdziesięciu laty pracownicy mieli do dyspozycji cały szereg procedur pozwalających im na założenie związku. Dziś do jego utworzenia potrzebna jest państwowa certyfikacja i wybory władz związku. 
                              Z wywiadu Sutowskiego w Krytyce


Gdzie wóz, gdzie koń.
Gdy publiczne  nie ma publicznie własnych pojęć.

Pracuję w biznesie marketingowym już od kilkunastu lat i zdążyłem się przekonać, że tylko dziesięć procent handlu to konkurencja, a dziewięćdziesiąt procent 
to cicha zmowa cenowa.
                                                     Tomasz Piątek


Szkoda, że nie ma badań ( a może są?) 
dotyczących konkurencji na poszczególnych  rynkach.
To powinien być podstawowy miernik jakości kapitalizmu.

Lud Smoleński

(uzupełniając  wiedzę o nim -M.Grabowska)
cechuje po części  wykluczenie transformacyjne,
a po części: deficyt dumy narodowej.
W obu wypadkach są to czynniki
mocno oddziałujące na zachowania ludzi.
Pomijając możliwe samospełniające się  scenariusze negatywne,
wskazanym jest aby Polacy oprócz  pragmatyzmu na co dzień
uprawianego przez PO dostali coś
bardziej angażującego emocjonalnie.
Weryfikuje się teza, że
neoliberalizm wytworzył próżnię
wypełniającą się  mgłą smoleńską.  

niedziela, 15 kwietnia 2012

Wyborcy PiS wcale nie są wykluczeni. 
Ale wyróżnia ich przekonanie, że Polska ginie 
- mówi prof. Mirosława Grabowska. 
Co .. wyróżnia zwolenników Jarosława Kaczyńskiego?


Adam Leszczyński: 
Elektorat PiS 
- czyli "starsi, gorzej wykształceni, z małego miasta". 
Patrzyłem na tych ludzi 
pod Pałacem Prezydenckim w miniony wtorek 
i wydaje mi się, że taki opis zupełnie do nich nie pasował. 
Nie miałem wrażenia, że to grupa moherowych babć. 
Widziałem studentów i dobrze sytuowaną klasę średnią.

Mirosława Grabowska: - Wszystko się zgadza! Nawet spośród moich bliskich znajomych był tam jeden student i dwóch pracowników naukowych uniwersytetu, w tym profesor. PiS nie popierają wyłącznie sami starzy, źle wykształceni i biedni ludzie. Zdecydowana większość zwolenników tej partii to nie są ludzie "wykluczeni" w żadnym sensie, który jest uchwytny w sondażach. Na przykład według ostatnich badań CBOS 30 proc. potencjalnych wyborców PiS (mówimy tu o tych, którzy deklarują, że będą głosowali na PiS) to ludzie do 34. roku życia, a więc nie staruszkowie. Jedna piąta wyborców PiS mieszka w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców. Czyli to nie sama wieś, chociaż owszem, wieś dominuje.

Blisko połowa wyborców PiS ma wykształcenie średnie lub więcej, co niewiele odbiega od polskiej przeciętnej. Nie tylko ludzie z wykształceniem podstawowym głosują na PiS.

Spośród pracujących wyborców PiS aż 18 proc. to ludzie kwalifikujący się do kategorii "kadra kierownicza i specjaliści z wyższym wykształceniem". Nie jest to większość, ale jest to znacząca kategoria tego elektoratu. Rolników jest w nim niewiele więcej, bo 22 proc.

Zwolennicy PiS są biedni?  - Nie.

 Ponad jedna trzecia ocenia własne warunki materialne 
 jako dobre,   a ponad połowa jako średnie.
 To nie są wykluczeni w sensie ekonomicznym. 
Z rozpowszechnionego stereotypowego wizerunku prawdziwe jest tylko jedno - wśród wyborców PiS dominują ludzie praktykujący regularnie i o prawicowych poglądach: to ponad dwie trzecie. 
Ale przecież prawicowe poglądy czy religijność .. 
nikogo nie "wykluczają" 
w społeczeństwie, w którym większość jest wierząca i praktykująca.

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,11534829,Kim_sa_ludzie_wierzacy_w_Jaroslawa_Kaczynskiego_.html#ixzz1s8upuTxC
 

piątek, 13 kwietnia 2012

Pieniądze
ucieleśniają  pragnienia,
napędzają
ludzkie  działania.

Pieniądz
-demiurg wprawiający w ruch gospodarkę,
-krew organizmu gospodarczego,
-miernik jej  kondycji
(prędkość z jaką krąży określa jej kondycje).

Dlatego
kontrola nad pieniądzem nie może
być na poziomie niższym od najwyższego
-W miejscu, gdzie można ją sprawować,
nie doprowadzając do konfliktu celów.


Ustalanie reguł gry pieniądzem
-należy  do poziomu meta,


Zatem
błędne jest decydowanie
o regułach gry pieniądzem
na rynkowym  poziomie określenia celu.
Robert B. Reich
Wyobraź sobie kraj, gdzie tylko najbogatsi korzystają z ekonomicznych przywilejów. Udaje im się zagarnąć kapitał i dochody generowane przez kraj w stopniu tak znacznym, że klasa średnia straciła moc nabywczą i przestała napędzać ekonomię. Pensje klasy średniej spadają, a jej główny kapitał – własne domy – traci na wartości.

Wyobraź sobie, że najbogatsi ludzie w tym kraju, korzystając ze swojej zamożności, nieustannie korumpują polityków. Skłonili ich do redukcji podatków tak znacznej, że brakuje pieniędzy na inwestycje publiczne, od których klasa średnia jest zależna – inwestycje w szkolnictwo i drogi oraz zabezpieczenia socjalne takie, jak świadczenia zdrowotne dla osób starszych i ubogich. 

Wyobraź sobie dalej, że najbogatszymi z bogatych są finansiści. Mają taką władzę, że kiedy popadną w tarapaty, obstawiając w swoim kasynie zwanym giełdą, podatnicy wykupują ich długi. Ich siła jest tak potężna, że pozwala niszczyć regulacje, które miały tę siłę ograniczać.

Finansiści mają moc, która skłania przedsiębiorstwa do zwalniania pracowników, zmniejszania ich pensji oraz cięcia świadczeń po to, by zwiększyć zysk i wartość udziałów. To czyni finansistów jeszcze bogatszymi, bo to oni są owych udziałów posiadaczami i to oni prowadzą kasyno. 

Wyobraź sobie jeszcze, że pośród najbogatszych z finansistów są jeszcze ludzie zwani „zarządcami niepublicznych rynków kapitałowych” [private equity manager], którzy wykupują firmy i spółki, dzięki redukcjom zatrudnienia i zaciąganiu długów wydusić z nich jeszcze więcej pieniędzy, a następnie sprzedać je ze pokaźnym zyskiem.
„Zarządcy niepublicznych rynków kapitałowych” nie ryzykują przy tym własnymi pieniędzmi – wcześniej gromadzą inwestorów, którzy kupują daną spółkę – ale mimo to wyciągają co najmniej 20 procent od ceny sprzedaży.

Dzięki luce podatkowej, którą udało im się stworzyć łapówkami, zarządcy mogą rozliczać swoje kolosalne dochody jako zyski kapitałowe oprocentowane zaledwie na 15 procent – choć to nie oni inwestowali i żaden z nich nie ryzykował choćby centa. 
Wyobraź sobie w końcu, że nadchodzą w tym kraju wybory prezydenckie. Pewna partia, zwana Partią Republikańską, nominuje na swojego kandydata właśnie Zarządcę Rynków, który z prowizji zarabia 20 milionów dolarów rocznie, płacąc zaledwie 13,9 procenta podatku – stawkę niższą niż większość przedstawicieli klasy średniej.

Tak, wiem, że brzmi to, jak mocno naciągana historia, ale posłuchaj tylko tego, co dzieje się dalej. Wyobraź sobie, że ten kandydat i jego partia mają plan, by jeszcze bardziej obniżyć podatki dla najbogatszych – tak by milionerzy mogli zaoszczędzić dodatkowe 150 000 dolarów rocznie. Ten plan zakłada likwidację wszystkiego, na czym opiera się funkcjonowanie klasy średniej i najbiedniejszych – publicznej opieki zdrowotnej, pomocy społecznej, edukacji, przysposobienia zawodowego, stypendiów studenckich, programów dożywiania dzieci a nawet policji.

Co dalej? Możliwe są dwa zakończenia tej bajki. Ty decydujesz. 
  
W pierwszej wersji Zarządca Rynków namawia wszystkich swoich przyjaciół, wszystkich graczy z kasyna na Wall Street i wszystkich szefów wielkich korporacji, by wzięli udział w największej w historii zbiórce pieniędzy na kampanię prezydencką – chodzi o sumę, której nie jesteś sobie w stanie wyobrazić.

Kandydat opłaca dzięki temu niezliczone reklamówki i spoty, w których bezustannie powtarza stare kłamstwa: „Nie opodatkowujmy zamożnych, bo to oni tworzą miejsca pracy” i „Nie opodatkowujmy korporacji, bo wyniosą się za granicę”, „Rząd to twój wróg” oraz „Ta druga partia chce zmienić Amerykę w państwo socjalistyczne”.

Stare kłamstwa powtarzane na okrągło powoli zaczynają brzmieć jak prawda, obywatele zaczynają w nie wierzyć i wybierają Zarządcę Rynków na swojego prezydenta. Wtedy on i jego znajomi zmieniają państwo w plutokrację (do czego i tak to wszystko zmierzało).

Pozostaje drugie możliwe zakończenie. Kandydatura Zarządcy Rynków (pomimo wszystkich pieniędzy, jakie on i jego znajomi przeznaczyli na szerzenie kłamstw) powoduje skutek odwrotny do zamierzonego. Budzi obywateli i ich troskę o to, co dzieje się z gospodarką i demokracją. Tworzy się ruch, którego celem jest odzyskanie tego, co zostało stracone.

Obywatele odwracają się od Zarządcy Rynków i wszystkiego, co sobą reprezentował, oraz od partii za nim stojącej. Dzięki temu udaje się odtworzyć zasady gospodarki, która pracuje na rzecz wszystkich obywateli, i demokracji, która jest wrażiwa na dobro wszystkich.

To oczywiście tylko bajka, ale zakończenie i tak zależy od Ciebie.

przełożył Jakub Szafrański 

Tekst pochodzi ze strony http://robertreich.org/

Robert B. Reich – jest jednym z wiodących amerykańskich ekspertów do spraw ekonomii i zatrudnienia. Profesor na wydziale polityki społecznej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Przez trzy kadencje pracował w administracji państwowej, m.in. jako Sekretarz Pracy w gabinecie prezydenta Billa Clintona. Magazyn „Time” wybrał go do dziesiątki najbardziej efektywnych sekretarzy minionego stulecia. Opublikował 13 książek. Jest jednym z najaktywniejszych komentatorów życia publicznego w USA.
                                            Z Krytyki

Komentarze