Szukaj na tym blogu

środa, 31 sierpnia 2011

Rozsądni bogaci chcą płacić (poprzednio: "Podatki i bogaci")


Czterej niemieccy milionerzy są gotowi płacić wyższe podatki, by pomóc ograniczyć długi państwa - podał tygodnik "Die Zeit". "Nie miałbym problemu, gdyby podniesiono najwyższą stawkę podatkową" - powiedział właściciel znanego domu wysyłkowego Michael Otto.

Producent aparatów słuchowych i prezes klubu piłkarskiego Hannover 96 Martin Kind oświadczył z kolei, że byłby gotów zaakceptować wyższe podatki, jeśli państwo zobowiązałoby się do przeznaczenia pozyskanych w ten sposób dodatkowych dochodów na redukcję zadłużenia.
Jak informuje "Die Zeit" w wydaniu internetowym, podobnego zdania jest także hamburski przedsiębiorca z branży ubezpieczeniowej Juergen Huenke, który jednak opowiedział się za wyższym podatkiem spadkowym. "Uważam, że rozsądna byłaby znaczna podwyżka podatku spadkowego. Nie mam na myśli kogoś, kto dziedziczy dom, ale ludzi z sektami milionów euro" - powiedział.
Popularny w Niemczech piosenkarz Marius Mueller-Westernhagen ocenił z kolei, że "podniesienie podatku o kilka punktów procentowych nie zrobi z bogaczy biedaków". "A nawet wszyscy się wzbogacą, jeśli dochody zostaną konsekwentnie przeznaczone na redukcję długów i posłużą do budowania przyszłości, a nie narastania odsetek" - dodał.
Obecnie najwyższa stawka podatkowa w Niemczech wynosi 45 proc. i obejmuje dochody powyżej 250 401 euro rocznie.
Jak przypomina "Zeit", niemieccy milionerzy nie są osamotnieni w swoim apelu o wyższe podatki w czasie kryzysu zadłużenia. Amerykański miliarder Warren Buffett opowiedział się niedawno za wprowadzeniem podatku od najbogatszych, by wesprzeć redukowanie długu USA. Z podobną propozycją wystąpiło też 16 francuskich bogaczy. Pod apelem w tej sprawie opublikowanym na łamach pisma "Le Nouvel Observateur" podpisali się m.in.: dziedziczka imperium L'Oreal Liliane Bettencourt, szef koncernu Total Christophe de Margerie, prezes PSA Peugeot Citroen Philippe Varin.
                                                                                      źródło Onet

Niech żyje nasz stan polityczny!

"Degradacja szkolnictwa wyższego będzie postępować w tym samym tempie, jak dotąd".
                                     Przemysław Sadura
Niedawno Ewa Łętowska podobnie wyraziła się o polskim systemie prawnym  i o kształceniu prawników.



wtorek, 30 sierpnia 2011

Kawałek opisu Polski


Spokojny  |30.08.2011 18:43:15
Polska młodzież protestować raczej nie będzie.
 Kiedy się mieszka na zachodzie sporo się posiada,
 żyje się we względnie bezpiecznym świecie i nie ma się za
sobą doświadczenia całkowitej klęski idei życia w ekonomicznej wspólnocie.
Można w takiej sytuacji wierzyć, że taka wspólnota jest możliwa.
Kiedy się żyje w Polsce, wierzy się w egoizm i to,
 że każdy kto nie umie zadbać o swoje jest frajerem.
Polska młodzież nie będzie protestować, ale chętnie poczeka na
protesty licząc na to, że kiedy ktoś zaprotestuje może go zamkną i zwolnią z
pracy, dzięki czemu pojawi się kilka wakatów. Większość ludzi tutaj wciąż
wierzy, że wolny rynek to gospodarcze optimum. Jeśli czują ból na tym rynku, to
nie traktują tego jako objaw choroby systemu, tylko jako nieuchronną bolesność
leczenia. Spytani o globalne przyczyny swojej trudnej sytuacji nie odpowiedzą,
że to przez to że nie ma socjalnych zabezpieczeń. Stwierdzą, że to przez to że
zbyt długo w tym kraju była komuna. Dlatego protesty traktują w gruncie rzeczy
jako głupotę. Zaprotestują jeśli przestaną wierzyć w kapitalizm. Póki co wierzą
w niego, a problem z jego nieetycznością załatwiają sobie bełkocząc co pewien
czas o tym, że JPII jest dla nich wzorem. To w zupełności wystarcza.
Takie
środowiska jak KP serwują mix dwu rzeczy. Lewicowe pomysły na ekonomię i
polityczna poprawność w zakresie równości płci, ras, wyznań, kultur itd.
Pierwsza część nie współgra z kapitalizmem i jako taka się nie przebija do
świadomości odbiorców w ogóle. Ponadto jest kiepsko promowana, bo większość
lewicowców to humaniści i w dyskusjach o ekonomii wypadają nieprzekonująco.
Druga część współgra z kapitalizmem doskonale, bo pokrywa się z jego
podstawowymi założeniami - możesz mieć co chcesz, zasługujesz na realizację
własnych pragnień, masz prawo sięgać po to o czym marzysz i nikt nie może tego
ograniczać, masz prawo szukać przyjemności we wszystkim co ci tę przyjemność
sprawia. To się przebija łatwo do mainstreamu. Współcześnie łatwiej jest w
mediach lansować polityczną poprawność niż lewicowe diagnozy ekonomiczne. Ale
polityczna poprawność w oczach młodych ludzi jest praktycznie nieodróżnialna od
wszelkich poprzednich form zakłamania, na przykład od pruderii z lat
pięćdziesiątych. Jeśli ktoś chce walczyć z fałszem i szokować (a młodzi mają
ucho do fałszu jak nikt i jak nikt lubią szokować) zostaje faszystą. Dlatego
prędzej niż protestów przeciw śmieciowym umowom spodziewałbym się w Polsce
wystąpień młodych ludzi którzy będa twierdzili, że np. nie lubią przedstawicieli
innych ras

Jaśnie państwo i hołota

Polskie standardy,
-Komorowski: jechał 140 na godzinę
i usprawiedliwia: "ale się nie spóźniłem".
-Kaczyński jechał 180 na godzinę;
usprawiedliwia się: "spałem"
Kurski, dużo, dużo powyżej:
"dobrze mi się jechało"
-Kowalski jechał na motocyklu 180
zabrano mu prawo jazdy na dwa lata.
-Sekielski "w czarno na białym":
"najbardziej się martwię,
o to żeby się nikomu nic nie stało"!
-Przypominają mi się  filmy
pokazujące  stosunki  przedwojennej
pańskiej Polski.
-Nie lubię tej Polski!
Nie ma w niej  prawa
jak w krajach Zachodu
 i nie ma tej kultury wysokiej(!),
którą miała w PRL-u
-Zapisałem to co powiedziała  Wiesia
przy śniadaniu.
Mój komentarz :
Politycy są wyzbyci  wstydu i znaczenia swojej roli
-poczucia odpowiedzialności wobec państwa.
-Dziennikarz zamieszcza durny komentarz
( w stylu Jaworowicz).
 -Nie wie czym powinien się martwić!
Dlatego mało się  dziwię- temu co
powiedziała Wiesia.



-fizyka moralna (2)

Rozmawiamy z kimś- nie możemy  się dogadać.
Widocznie nie używamy  jednakowych pojęć;
nie mamy wspólnej płaszczyzny
uzgodnionych założeń
dla  możliwego  porozumienia.
Założenia wyjściowe  dialogu determinują jego rozstrzygalność,
Jeżeli strony dialogu maja różne założenia
 -to nie należy go podejmować,
bo pozostaniemy - w punkcie końcowym
tym,  gdzie byliśmy -w początkowym.
Strata czasu lub działanie pozorne!
Słuchamy polityków szykujących się do wyborów
mogą się wirtualnie pozabijać,
ale o co oni się spierają?
Czy o wybór najlepszej drogi realizacji celu? 
Bo tylko to jest  polityką! 
Każdy sensowny dialog, w którym baza
założeń wyjściowych jest jednakowa powinien kończyć się
stwierdzeniem: " Uważam, że
 droga do naszego wspólnego celu,
która zaproponowałem jest krótsza, skuteczniejsza,
od Twoich propozycji.
Jeżeli uczestnicy dialogu nie są w stanie dojść do
powyższej formuły wówczas sens ich  konfrontacji
jest bez sensu.

To abstrakcja, a konkretnie:
-Rzadko mamy do czynienia z tak otwartym odkryciem swoich
założeń wyjściowych- zasad moralnych,
 jak ta -naczelnego "Dziennika...":

"Wszystkim obrońcom tzw. zachodniej tradycji demokratycznej warto przypomnieć, że Europa i Ameryka swoją świetność zawdzięczają ...wartościom(?!). ..
wyższości kulturowej, 
podbojów kolonialnych, 
odbierania ziemi Indianom, podboju Afryki. 
..z tamtych czasów pochodzą te stare pieniądze. 
Nikt przy zdrowych zmysłach dziś nie będzie pochwalał
[Nie pochwala -ale godzi się!]
tych brutalnych dokonań, 
które pozwoliły powstać
brytyjskiej, francuskiej, hiszpańskiej, amerykańskiej potędze. .. 
.. dopiero komunizm i faszyzm, 
dyktatury przymusowego kolektywizmu, 
zasiały w indywidualistycznych społecznościach 
fałszywe poczucie sprawiedliwości społecznej".

Mamy do czynienia z  kamuflażem  bo
T.W. nie jest w stanie zgodzić się na 
jakąkolwiek sprawiedliwość społeczną,
bo wykluczyłaby jego podejście 
jednostronnie indywidualistyczne,
Ideologia liberalna, (do której T.W. aspiruje)
ma  uzasadnienie moralne -jak najbardziej-  równości szans.

Gdy Kinga wylicza patologie społeczne gospodarki 
opartej o wyłącznie indywidualistyczna moralność
(narkomania, migracje,terroryzm, rozpad więzi społecznych,
zanik moralnej tkanki...). 
- T. W. powie, że tego nie pochwala -ale się   godzi
traktując patologie i niesprawiedliwość- rosnących nierówności-
społeczeństwie otwartym! Prowadzące do napięć.
-Jako koszt wolności. Odrzuca  fakt, że  wolność jednych 
ogranicza wolność przegranych i byłoby O.K. gdyby 
przegranymi byli wyłącznie świadomi uczestnicy gry. 
Jak moralność liberalna daje sobie radę z dylematem moralnym 
przegranych nie ze swojej winy i tych przegranych na starcie.
W tym  miejscu moralność liberalna pada.
Jak można z kimś kto wychodzi z takich założeń
 i dylematów nie ma, prowadzić sensowna rozmowę, 
spierać się politycznie, i dochodzić do    rozstrzygnięć.
-Nie można.
-Można! ........





poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Sytuacja -forumowicz Krytyki

 Podwyżki gonią podwyżki: w
Warszawie komunikacja, we Wrocku, Gdańsku i Poznaniu czynsze i ciepła woda. Prąd
i gaz ogólnie, akcyza ma się dobrze. A zgnuśniałe lemingi dostarczają temu pożal
się boże Państewku "żyły złota", w postaci akcyzy - 11 mln dziennie i 
Vatu (polskie zakupki) itp. Nikt tu nie myśli o przyszłości, 94% żyje z dnia na
dzień. 6% korzysta z dobrobytu, 84% nie ma żadnych oszczędności, 14,5 mln
pracujących wg. Social Watch, to nowi "wykluczeni",nie mogą utrzymać się
ze swojej pracy - nie korzystają z edukacji, wypoczynku, kultury!!! Dziękujemy
Wam Liberałowie z Wiejskiej

Kochajcie -to co w życiu robicie!

Steve Jobs,
człowiek, który znalazł swoją drogę.
Jeden z nielicznych, który naznaczył i ukierunkował
przełamał,  przełom wieków.

Ciekawe jest jego kredo!
Jego zdaniem -wymuszone i formalne porzucenie studiów,
gdy został bez środków do życia
-to jedna z najrozsądniejszych decyzji
w jego życiu
("nie róbcie tego w domu") .
Wyrzucenie go z Apple,a
gdy nie wiedział co ze sobą dalej robić
 -to była jego zdaniem
-najlepsze co go mogło spotkać,
bo musiał wszystko zaczynać od nowa.
Przeszkody nie zbijały go z tropu ale dawały mu siłę
i świadomość tego co chce w życiu robić
Te przecież nieszczęśliwe wydarzenia
i późniejsze sukcesy podsumował tak:
"Bądź głodny, bądź głupi".
Nie każdego stać, na to, aby rozpoznać
swoją ścieżkę życia i jej nie zgubić
gdy spychają z niej przeciwności.
Warto wiedzieć.
A tak nawiasem, czy warto robić w życiu
-to co nie daje zadowolenia?

Keynes kontra Hayek

Robert Skidelsky*
2011-08-28, ostatnia aktualizacja 2011-08-26 16:11

Jak zauważył zmarły w 1992 r. w wieku 93 lat austriacki ekonomista Friedrich von Hayek, ostatnie słowo ma ten, kto przeżyje przeciwników. Sam o blisko 50 lat przeżył Johna M. Keynesa, który za życia był jego intelektualnym utrapieniem.

Wielki czas Hayeka to lata 80., kiedy Margaret Thatcher cytowała jego klasyczne dzieło, "Drogę do zniewolenia" z 1944 r., będące generalną rozprawą z centralnym planowaniem. Ale w ekonomii nie ma ostatecznych rozstrzygnięć. Kiedy hayekowska prorynkowa krytyka niewydolnego centralnego planowania święciła triumfy, w ministerstwach finansów i bankach centralnych pamiętano radę Keynesa, że rynki wymagają nieustannych działań stabilizacyjnych.

Obie tradycje przyćmiła chicagowska teoria "racjonalnych oczekiwań", która w minionym ćwierćwieczu zdominowała główny nurt myśli ekonomicznej. Według niej pełna wiedza podmiotów gospodarczych o wszelkich ewentualnościach wyklucza kryzys systemowy - chyba że zdarzy się coś nieoczekiwanego, wykraczającego poza ekonomiczną teorię.

Światowy krach lat 2007-08 obalił teorię „racjonalnych oczekiwań” (czego nie zauważyli jeszcze jej arcykapłani), odnawiając post mortem spór Keynesa z Hayekiem. Pytania są mniej więcej te same, co w czasach Wielkiego Kryzysu lat 30., który zapoczątkował ich spór. Co powoduje załamanie rynku? Co robić podczas kryzysu? Jak skutecznie zapobiegać kolejnym kryzysom?

Na początku lat 30. Hayek, podobnie jak jego dzisiejsi zwolennicy, uważał, że kryzys bierze się z przerostu inwestycji nad oszczędnościami wskutek ekspansji kredytu. Banki pożyczają na niższy procent, niż żądaliby zwykli ciułacze, co zapewnia tymczasową rentowność wszystkich inwestycji. Ale inwestycje te nie wynikają z tego, że podmioty gospodarcze preferują przyszłą konsumpcję kosztem konsumpcji doraźnej, w efekcie więc brakuje oszczędności na ukończenie tych inwestycji. Przez jakiś czas można je podtrzymywać zastrzykami gotówki z banku centralnego. Ale w końcu boom zamienia się w klapę. Każda sztuczna koniunktura kryje więc w sobie zarodek własnej klęski. Uzdrowienie wymaga wycofywania się z chybionych inwestycji, ograniczania konsumpcji i oszczędzania.

Inaczej myślał Keynes (i współcześni keynesiści), widząc przyczynę kryzysu w niedoinwestowaniu w stosunku do oszczędności, tzn. za niskiej konsumpcji, i popycie, by podtrzymać inwestycje w pełni wykorzystujące siłę roboczą, co skutkuje gwałtownym spadkiem oczekiwanej stopy zysku. Taki stan rzeczy można utrzymywać przez jakiś czas, zwiększając zadłużenie konsumentów, w końcu jednak osiągnie ono poziom, przy którym zaczną oni ograniczać wydatki. Keynesowska wizja źródeł kryzysu nie różni się tak bardzo od hayekowskiej, bo w obu kluczową rolę gra nadmierne zadłużenie. Jednak z obu teorii wynikają zupełnie inne wnioski.

Według Hayeka uzdrowienie gospodarki wymaga cięcia inwestycji i zwiększania oszczędności konsumentów, a według Keynesa, przeciwnie, ograniczenia skłonności do oszczędzania i wzrostu konsumpcji dla podtrzymania oczekiwanych zysków spółek. Hayek żąda zaciskania pasa, Keynes - większych wydatków.

Oto dlaczego Hayek przegrał w latach 30. w starciu z Keynesem. Rzecz nie tylko w tym, że polityka cięcia przerostów wiodła do politycznej katastrofy - np. w Niemczech wyniosła do władzy Hitlera. Jak zauważył Keynes, jeśli wszyscy - gospodarstwa domowe, firmy i rządy - zechcą oszczędzać, gospodarka będzie nieuchronnie zwalniać, aż ludzie staną się za biedni, żeby oszczędzać.

Ta wada rozumowania Hayeka kazała większości ekonomistów porzucić jego obóz i opowiedzieć się za keynesowską polityką interwencjonizmu. Jak przypomniał ekonomista Lionel Robbins, „w ówczesnych warunkach deflacyjnego schłodzenia pomysł, że trzeba przede wszystkim ciąć błędne inwestycje ( ) i zachęcać do oszczędzania ( ), był równie niestosowny, jak odmówienie koca i czegoś na pokrzepienie wyciągniętemu z przerębli pijakowi tylko dlatego, że jego pierwotnym problemem było »przegrzanie «”.

Nikt oprócz hayekowskich fanatyków nie ma wątpliwości, że w 2009 r. kolejnemu wielkiemu kryzysowi zapobiegła skoordynowana globalna interwencja. Za ratowanie banków i utrzymanie płynności finansowej wiele rządów zapłaciło nadwerężeniem lub nawet utratą zdolności kredytowej. Ale rośnie świadomość tego, że odchudzanie sektora publicznego przy niskim poziomie wydatków na ten sektor oznacza lata stagnacji, a nawet dalszy regres.

Trzeba więc zmienić politykę. Nadzieja nie w Europie. Prawdziwe pytanie brzmi, czy prezydent Barack Obama będzie w stanie przywdziać szaty prezydenta Franklina Roosevelta.

Według keynesistów zapobieżenie kolejnym równie głębokim kryzysom wymaga wzmocnienia instrumentów makroekonomicznego zarządzania. Hayekowcy nie mają nic sensownego do zaoferowania. O wiele już za późno na ich ulubione lekarstwo - likwidację banków centralnych, rzekomego źródła nadmiernego kredytowania. I bez nich gospodarka narażona byłaby na błędy optymizmu i pesymizmu. A obojętność na skutki uboczne tych błędów to zła i niemoralna polityka.

Mimo więc zasług na polu filozofii wolności Hayek przegrał zasłużenie z Keynesem w latach 30. Zasłużył też na przegraną w obecnej dogrywce.

przeł. Sergiusz Kowalski

*Robert Skidelsky - członek brytyjskiej Izby Lordów, emerytowany profesor ekonomii politycznej Uniwersytetu Warwick


Więcej... http://wyborcza.pl/1,97559,10180681,Keynes_kontra_Hayek__dogrywka.html#ixzz1WQQEqW7r

Optymistycznie

Cezary Michalski
-"Polska nie dostarcza żadnemu polskiemu premierowi takiej siły, takiego potencjału, jakich Niemcy dostarczają swoim szefom rządu. Począwszy od bogactwa materialnego, aż po polityczną wolę i organizację wspólnoty. "


-Cezary czy wiesz  jakie obecnie kłopoty ma Ameryka. Inne, ale nie mniejsze niż my, i nie chodzi tylko o kryzys finansowy. I to są kłopoty amerykańskiego ukształtowanego ostatnimi  dekadami społeczeństwa.
Oni już nieraz potrafili z czegoś takiego wychodzić.- Opanowali tę sztukę.
-Jakie wspaniałe perspektywy-my mamy w Polsce,  ile dziewiczych pól do zagospodarowania;
dzikie pola  mentalności naszych politycznych elit.
Schodząc  z wydumanych wierzchołków ambicji 
i wydobywając się z dolin niemożności 
-właśnie  o tym powiedziałeś 
i krok po kroku, konkretnie do przodu.... 
-Niespodziewanie, chyba, dla siebie 
znalazłeś się na pierwszej linii tergo frontu.



skorowidz tematów oczekujących

1.Logika i polityka
2.Porównanie autorytaryzmu i demokracji
3. Paradoks podjęty przez @wies
-dlaczego prawica ma więcej do powiedzenia niż lewica
4. Argumenty poprawne i takie sobie
5. Jeśli jest nas dwóch- to kto jest ten drugi
6. Tezy, a  gdzie pytania (?) i specyfika internetu
7. Ostatni z wyliczenia ale nie ostatni: "fizyka moralna"
8 Dlaczego  lewica nie daje głosu
9. Ciągle zbyt mało rozwinięty na skutek braku pytań
temat znaczenia równowagi w dzisiejszym świecie.
10. Czy podział na lewicę i nie lewicę ma  w XXI wieku sens?
11.Brak pytań -lewica nie myśli?


sobota, 27 sierpnia 2011

lewica wobec de Soto




Grzesiek  |27.08.2011 10:13:15
Problem z projektami de Soto jest ich niska weryfikowalność w praktyce, a
można by rzec więcej: całkowite oderwanie od empirii. Na uwagę w jego
działaniach natomiast zasługuje element diagnostyczny i komponent badawczy,
natomiast jest to zbyt mało, by przyjmować jego
recepty bezrefleksyjnie…

Hernando de Soto - zachęcam do lektury
szczególnie "Tajemnicy kapitału", proponuje prostą i jakże
oczywistą drogę rozprawienia się z problemem ubóstwa w krajach
Południa. Wystarczy sprowadzić rolę państwa w obszarze polityki społecznej
do zapewnienia obywatelom (nie wszystkim ludziom, co ważne w
kontekście sytuacji ruchów indygenicznych w A.Ł.) tytułów własności do
nieruchomości przez nich zajmowanych. Dzięki temu każdy -
nawet najbiedniejszy - mógłby starać się o legalny kredyt na
inwestycję, gdzie zabezpieczeniem byłaby hipoteka. Mamy tutaj do czynienia
z trzema poważnymi zastrzeżeniami, które nawet polscy publicyści
głównego nurtu postawili:

1. Bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości w
latach 2005-2008 w krajach rozwiniętych w przyszłości może przenieść
się do krajów rozwijających; (nie jest to w 100% pewne, więc idźmy
dalej)

2. de Soto nie wyjaśnia dlaczego banki miałyby
pożyczać pieniądze pod zastaw nieruchomości ludziom ubogim; przykład
wykorzystania pierwotnego pomysłu M. Yunusa w Bangladeszu jest tu niezwykle
istotny -> szczytna idea została wykorzystana przez instytucje
para-bankowe do wyzysku drobnych ciułaczy.

3. (najistotniejsze) de Soto
popełnia błąd strukturalny traktując wszystkich obywateli jako
przedsiębiorców, których złe państwo ogranicza. Gdy państwo sprowadzimy do
roli (tak, tak: zaraz przed "utopieniem go w
wannie") księgowego i buchaltera - wszystko będzie dobrze.

Nie,
nie będzie. A zdanie, sformułowane przez "czytatiela" tj. "Tak
sie sklada, ze lewica powinna raczej popierac pomysly de Soto."
wskazuje na brak znajomości materii i trzeba się mu strukturalnie
przeciwstawić, a nawet okazać merytoryczną
wrogość!

Szanowni Państwo, zachęcam do lektury -> nasi
nie-lewicowi przeciwnicy piszą wiele. Bez znajomości ich tekstów nie
mamy szans im się przeciwstawić.

Chciałoby się rzec: Towarzysze, do książek!






Fizyka moralna (1)

Nie pociągnęłaś dalej tematu @Spokojny
Ale temat uwiera: jak w końcu z tą religią
w rozkroku ? Ma istnieć hipokryzją, dla ludu, bo lud...
Czy na pewno jest dla niej miejsce konieczne?
Czy i czym ją zastąpić? -Jej rolę przejmują ideologie!
Dlatego wymaganie aby ideologia była racjonalna
jest jakby nieuprawnione.
Czy zatem ludzi nie można inaczej mobilizować dla celu
(jakiegokolwiek) jak:
mamiąc ich (nieracjonalnościami),
obietnicami mirażami, rajami itd. itp.?
Obok ideologii wypierających religie,
zastępujących religie,
 ponowić próbę równoległej do  empirii.
-"fizyki moralnej". Zbiór wartości wspólnych.
Czy ponad czasowych? To się okaże.
" Tematem " zajmowali się też (!)
 Newton i Smith.
 Ciekawy jestem Twojego zdania?

piątek, 26 sierpnia 2011

Siła historii polega na tym, że nie jest polityką. Trzeba pisać nie za czy przeciw, trzeba pisać w taki sposób, żeby przeszłość miała swój sens. Jeśli to się uda, czytelnicy na pewno lepiej zrozumieją manipulację. 
                                                        Timothym Snyderem

czwartek, 25 sierpnia 2011

Pochwała dyktatury oświconej (ćwiczenia z wyobraźni)

Czy możemy- w świetle najnowszych doświadczeń dziejowych-
wyobrazić sobie czym by były Chiny  demokratyczne, a Polsce
Jaruzelski nie oddałby władzy   (czego Łagowski nie może mu wybaczyć).

cd. równowaga

Ostatni - który napomina o upadku kapitalizmu- Roubini, 
-nie jest pierwszym.
Smith -zagrożeniem dla kapitalizmu jest monopol.
Marks- sprzeczności rozsadzą go od środka.
Schumpeter  też.


Jeszcze, należałoby określić czy kapitalizm 
może być podsystemem
-żeby rozważania racjonalnie ciągnąć w tym kierunku.


-Jest nie kwestionowanym 
-nawet przez ideologów kapitalizmu jako systemu
-że kapitalizm ma  cechę swoistą -kryzysy (bańki).
Ich podpowiedź: nie interweniować! Niech pękają!
- A co maja mówić skoro alternatywą jest regulacja.
Nie wchodząc w merytoryczny spór, w którym nie są w stanie
poza idealizacją, dać lepszego uzasadnienia
 -jest naiwnie nierealistyczna.  
Taka decyzja polityczna nie znajdzie wykonawcy.
Po Kryzysie lat trzydziestych nie znajdzie się -nigdzie -polityk, 
który by nie próbował załamaniu kryzysowemu przeciwstawiać się

"Równowaga" cd.

Fizycy- niefizykom,
chcąc przybliżyć moment pierwotnego "wszechświata",
demonstrują powierzchnię wypełnioną kulami
ułożonymi w sposób idealnie regularny.
-Był zatem w idealnej równowadze.
Okazało się jednak, że nawet tam nie było ideału.
Gdyby pozostał (świat w równowadze)- to nie było by nas.
I od tej niedoskonałości  zaczęła się różnorodność.
Inny porównywalny moment
rozkręcania  mechanizmu ewolucyjnego,
to doskonała równowaga
materii i antymaterii.
I tu też okazało się, że ideał miał niewyobrażalnie maleńką skazę.
Stąd się wziął dalszy ciąg.
Czy znacie takie pojęcie filozoficzne: "równowaga"?
Równowaga jest -jak synonim istnienia.
Cokolwiek żeby istnieć musi znajdować się w równowadze.

środa, 24 sierpnia 2011

"Równowaga głupcze" (poprzednio:" Dlaczego rewolucja jest zła")

"Równowaga [!?]
wymaga dziś tworzenia miejsc pracy 
m.in. przez dodatkowe bodźce fiskalne 
nastawione na wydajne 
inwestycje infrastrukturalne.
 Wymaga też bardziej progresywnych podatków" 
       Nouriel Roubini (jeden z najbardziej wpływowych ekonomistów)
Nasz  świat XXI  wieku jest 
światem multiplikujących się  nierównowag.
Jest to nadzwyczajna różnica 
w porównaniu do dawnego świata.


Dlatego,
 nakazem nr1 każdej polityki
jest  dbałość o zrównoważony rozwój
i likwidacja napięć: 
w równym stopniu gospodarczych jak społecznych
(implikuje to  jak najszybsze odrzucenie  neoliberalizmu 
jako ideologii prowadzącej do nierównowagi).


Drugim zadaniem  jest remont demokracji,
która na dłuższą metę jest nie do zastąpienia,
ale jej proces degradacji trzeba powstrzymać
(tu znowu neoliberalizm,  ignorujący
 równowagę społeczną nie nadaje się do prowadzenia 
nowoczesnej polityki).


Jaka ma być rola współczesnej lewicy?
W równym stopniu: 
nie dopuścić do  rewolucji, która niesie:
 chaos, destrukcje i nierównowagę,
jak organizować ulice i  demokracje bezpośrednią dla
 przeprowadzania koniecznych zmian prowadzących 
do zrównoważonego społeczno-gospodarczego rozwoju.
Zmian dobrze osadzonych w konkrecie, 
o określonym, wyrazistym celu, sprawie do załatwienia. 
-Droga parlamentarna nie jest dość drożna.


Rewolucja dzisiaj jest zła, bo 
problemem nr.1 polityk
naszych czasów jest likwidacja powstających napięć.
-"Równowaga głupcze"





wtorek, 23 sierpnia 2011

O twierdzeniach ideologicznych

Twierdzenia ideologiczne  dzieli od twierdzeń
nie ideologicznych brak określenia "daty ważności".
(żeby to ująć kolokwialnie).

Jeden z forumowiczów przycisnął mnie pytaniem
( i dobrze, tak lubię): gdzie Hayek napisał, że jego twierdzenia
dotyczące ekonomii mają charakter twierdzeń absolutnych.
Nie napisał!
Ale też nie zaznaczył granic ich obowiązywania
 ( w przeciwieństwie do Smitha
i także  dlatego, to drugi z nich -jest ...),
W ten sposób  pozwolił na taką ich interpretacje
jakby absolutnymi były.
A więc zastrzeżenia forumowicza powinny być zaadresowane
do wszystkich tych: polityków dziennikarzy i ekonomistów,
którzy w ten sposób je taktują,  mając Hayeka za plecami.

Inżynier musi zwracać uwagę na granice obowiązywania formuł.
-Nauka od tego zaczyna:
od wytyczenia granic obowiązywania,
poza którą twierdzenie nie obowiązuje.

Twierdzenia ideologiczne-przeznaczone dla
jak największej"widowni",
elektoratu, zdobywania wyborców, zwolenników
-"duperele"  ograniczeń pomijają.



poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Stawka podatkowa słynnego amerykańskiego inwestora sięga ledwie połowy stawki jego sekretarki. Buffett uważa taką sytuację za niezdrową. Ocenia, iż w ubiegłym roku jego realna stawka podatkowa wyniosła 17,4 proc. dochodu. Pracownicy biura Buffetta płacą od 33 do 41 proc. W poniedziałek na łamach "New York Timesa" zaapelował o zwiększenie stawki podatkowej zarówno dla siebie, jak i swoich superbogatych kolegów.

Czyżby Marks miał rację?

Nouriel Roubini
2011-08-21, ostatnia aktualizacja 2011-08-19 17:09

Skrajna niestabilność i spadki na światowych giełdach to dowód, że najbardziej rozwinięte gospodarki stoją w obliczu kolejnej recesji. Kryzys finansowo-gospodarczy spowodowany nadmiernym zadłużeniem sektora prywatnego i mechanizmów nakręcania kredytów (lewarowania) doprowadził do tego, że na wielką skalę zadłużył się sektor publiczny - po to, by zapobiec Wielkiemu Kryzysowi 2.0. Ale na niewiele się to zdało - wzrost gospodarczy w najbardziej rozwiniętych krajach był anemiczny z uwagi na konieczność bolesnego obniżania nadmiernego zadłużenia.

Wysokie ceny ropy i innych surowców, zamęt na Bliskim Wschodzie, trzęsienie ziemi i tsunami w Japonii, kryzys strefy euro i problemy budżetowe USA (a teraz obniżenie ratingu) spowodowały, że wszyscy nagle zaczęli unikać ryzyka. W efekcie Stany Zjednoczone, strefa euro, Wielka Brytania i Japonia popadły w zastój. Nawet szybko rozwijające się wschodzące rynki (Chiny, część Azji i Ameryki Łacińskiej) i zorientowane na eksport do nich gospodarki (Niemcy i Australia bogata w zasoby) rosną teraz zdecydowanie wolniej.

Do minionego roku politycy wyciągali z kapelusza kolejne króliki - ich sztuczki miały podbić kursy na giełdach i ożywić gospodarkę: politycy używali bodźców fiskalnych, bliskich zera stóp procentowych, dwóch rund tzw. quantitative easing [to ilościowe luzowanie polityki pieniężnej, czyli de facto dodruk pieniędzy], wydzielali złe długi, a na subwencje dla banków i instytucji finansowych wydali biliony dolarów - spróbowali więc już wszystkiego. Króliki się skończyły.

Polityka budżetowa utrudnia dziś wzrost gospodarczy zarówno w strefie euro, jak i Wielkiej Brytanii. Nawet w USA władze stanowe, lokalne i federalne tną wydatki. Wkrótce zaczną podnosić podatki.

Kolejna runda dofinansowania banków byłaby politycznie nie do zaakceptowania, ekonomicznie - niewykonalna. Większość rządów, zwłaszcza w Europie, ma tyle kłopotów, że nie stać ich na kolejne pakiety ratunkowe, zaś ryzyko niewypłacalności całych państw rodzi obawę o kondycję europejskich banków, które mają w portfelach większość coraz mniej pewnych obligacji skarbowych.

Nie pomoże też polityka monetarna. W strefie euro i Wielkiej Brytanii quantitative easing nie da się zastosować ze względu na zbyt wysoką inflację. Z QE skorzysta pewnie - po raz trzeci - amerykańska Rezerwa Federalna. Ale jak zwykle zrobi to za późno i na zbyt ograniczoną skalę. Zeszłoroczne 600 mld dolarów w drugim etapie QE i 1 bln w obniżkach podatków dały przez jeden kwartał wzrost zaledwie trzyprocentowy, a już w pierwszej połowie 2011 r. spadł on poniżej 1 proc. Efekt trzeciej tury QE będzie o wiele słabszy - raczej nie podbije kursów na giełdach ani nie przywróci wzrostu.

Deprecjacja waluty nie jest dziś dla zaawansowanych gospodarek realnym wyjściem - aby przywrócić wzrost, wszystkie potrzebowałyby słabszego pieniądza i korzystniejszego bilansu handlowego, ale z tego mechanizmu nie mogą przecież skorzystać wszyscy na raz: poprawianie bilansu handlowego poprzez manipulowanie kursami walut jest grą o sumie zerowej. Szykują się więc wojny walutowe. Pierwsze bitwy stoczą Japonia i Szwajcaria, które chcą osłabić swój pieniądz. W ich ślady pójdą wkrótce inni.

Tymczasem w strefie euro nad Włochami i Hiszpanią wisi groźba utraty dostępu do rynków finansowych, rośnie też presja finansowa na Francję. Ale Włochy i Hiszpania są za duże, by upaść, i za duże, by dało się je uratować. Na razie Europejski Bank Centralny będzie skupował część ich obligacji, póki nie zacznie funkcjonować nowy instrument strefy euro - Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej (EFSF). Ale 440 mld euro, jakimi dysponuje EFSF, może wyczerpać się najpóźniej na początku 2012 r. Jeśli Fundusz nie zostanie potrojony - czemu sprzeciwią się Niemcy - jedynym wyjściem będzie kontrolowana, ale przymusowa restrukturyzacja włoskiego i hiszpańskiego długu na wzór grecki. 

Następnym krokiem będzie przymusowa restrukturyzacja niezabezpieczonych długów niewypłacalnych banków. Choć proces wychodzenia z zadłużenia dopiero się zaczął, konieczna będzie redukcja długów, jeśli poszczególne kraje nie będą w stanie spłacić długów dzięki wzrostowi gospodarczemu, oszczędnościom lub inflacji.

Karol Marks miał więc nieco racji, dowodząc, że globalizacja, dzika spekulacja i to, że kapitał zgarnia gros dochodów z pracy i gwałtownie się bogaci, mogą doprowadzić do samozniszczenia kapitalizmu (choć Marks pomylił się, sądząc, że lepszy okaże się socjalizm). Firmy tną zatrudnienie z uwagi na niedostateczny popyt. Ale to redukuje dochody z pracy, zwiększa nierówności i jeszcze bardziej zmniejsza popyt.

Niedawne demonstracje - od Bliskiego Wschodu i Izraela po Wielką Brytanię, jak też gniew ludu narastający w Chinach, a wkrótce i w innych rozwiniętych oraz rozwijających się krajach - są skutkiem tych samych problemów i napięć: nierówności, nędzy, bezrobocia i braku perspektyw. Nawet klasy średnie na całym świecie odczuwają boleśnie spadek dochodów i ograniczenie szans.

Aby rynkowe gospodarki zaczęły funkcjonować tak, jak mogą i powinny, trzeba przywrócić równowagę między rynkami a sferą publiczną. Oznacza to odejście zarówno od anglosaskiego modelu leseferyzmu i reaganomiki, jak i kontynentalnego modelu państwa opiekuńczego opartego na deficycie. Oba się załamały.

Równowaga wymaga dziś tworzenia miejsc pracy m.in. przez dodatkowe bodźce fiskalne nastawione na wydajne inwestycje infrastrukturalne. Wymaga też bardziej progresywnych podatków, wsparcia banków centralnych, by lepiej mogły zapobiegać panice bankowej jako "pożyczkodawcy ostatniej instancji", redukcji zadłużenia niewypłacalnych gospodarstw domowych i dotkniętych kryzysem jednostek gospodarczych, ściślejszego nadzoru i regulacji rozchwianego systemu finansowego, wreszcie rozbicia banków zbyt wielkich, by upaść, i oligopoli.

Z czasem wysoko rozwinięte gospodarki będą musiały inwestować w kapitał ludzki, kwalifikacje i bezpieczeństwo socjalne, by zwiększyć wydajność, a pracownikom umożliwić współzawodnictwo w zglobalizowanej rzeczywistości. Alternatywą jest - jak w latach 30. - permanentna stagnacja, depresja, wojny walutowe i handlowe, ograniczenia przepływu kapitału, kryzysy finansowe, bankructwa państw i powszechna społeczno-polityczna destabilizacja.
                                                                                                           Nouriel Roubini


Więcej... http://wyborcza.pl/1,97559,10142110,Czyzby_Marks_mial_racje_.html#ixzz1VkM0TDFj

Szukam lewicy, widział ją ktoś?

Niedawno zdeklarowałem stanowczy sprzeciw:
wyprowadzaniu ludzi na ulice.

Teraz chcę pogadać o ich wyprowadzaniu.
(Gdzie tu zasada wyłączonego środka.
-Nie sprawdza się w XXI wieku).

-Walcowej potrzebne są  pieniądze
-na potrzebne miastu inwestycje.
Sięga nie do tej kieszeni co trzeba.
Prywatyzacja Specu  jest stworzeniem
kolejnego po Stoenie, prywatnego monopolu,
który będzie wsadzał rękę do kieszeni
najmniej zamożnych.

Nie ma sensu wyprowadzać ludzi na ulice
tylko z  powodu niezadowolenia,
z którym nie wiadomo co zrobić.

Ale do cholery powinno być w kraju tyle lewicy
żeby uświadomiła ludziom co oznacza tworzenie
prywatnego monopolu
i pomogła im zorganizować się,
aby do niego nie dopuścić.

Są sytuacje konkretne, rozwiązania
jednoznaczne, wtedy wyjście na ulice jest
w demokracji konieczne.

Wydział organizacyjny, oddział szturmowy
i logistyka informatyczna
-przydałyby się.





niedziela, 21 sierpnia 2011

Dobra nowina

"Świąteczna" otworzyła się
-na polemiki.
Polemiki na  przyzwoitym poziomie.
Kolejne dwie -"Świąteczne"-  gdy rozmawiają
Adam Leszczyński Witold Gadomski i  Andrzej Szahaj.

Witolda Gadomskiego od dawna poważam.
 -To dobry przeciwnik.
(Nie taki jak w sejmie.
Gdzie wdeptują się w ziemię,
bez sensu (byle dokopać),
a potem jak gdyby nic się nie stało
idą razem  na kawę.-Brak klasy.)
Gadomski broni  sprawy powoli  zdychającej
ale robi to w sposób budzący szacunek
 (z klasą): piórem, wiedzą i wywodem.

-W/w (bon mot Kisiela )pisze:
"Profesor Szahaj przeciwstawia
dobrych liberałów  złym "neoliberałom"
..profesor ....określa kto jest
prawdziwym liberałem, a kto neoliberałem"
-O tuż, nie jest to arbitralny sąd profesora i krytyków!
(co próbuje zasugerować)
-Skoro historia myśli liberalnej
jest zasadniczo zróżnicowana -do sprzeczności
włącznie!
Zamykanie oczu na to,
jest dopiero wtedy
-nadużyciem.

Natomiast stary spór o pojmowanie wolności:
"od  lub do" jest pozorny,
bo to są dwie strony tego samego medalu.
I  tu ujawnia się,właśnie, błąd
popełniany przez  neoliberałów, że zamiast
myć ręce i nogi, myją tylko ręce.

-Wielkość Hayeka.
To jest to znaczący myśliciel,
ale trudno nazwać go wielkim.
W "Konstytucji..." poza partiami
wartościowymi, którym trudno coś zarzucić
są  rozdziały wątpliwej, słabo uzasadnionej
myśli deklaratywnej.
-Stał się jednym z filarów podtrzymujących
ten  jednostronny,
a więc fałszywy obraz rzeczywistości.









.