Szukaj na tym blogu

wtorek, 15 marca 2016

Ch Wyplosz.... gospodarka Rosji wcale nie jest beznadziejnym przypadkiem

– przynajmniej jeszcze nie. Sytuacja dzisiejsza różni się diametralnie od tej z roku 1998, kiedy Rosja zmagała się z deficytem w budżecie i na rachunku obrotów bieżących. Rosja musiała się zapożyczać i zadłużyła się mocno w walutach obcych. To oznaczało, że kiedy kurs rubla się załamał, zadłużenie Rosji wzrosło. Wkrótce zajrzało jej w oczy widmo bankructwa.
Dla odmiany od kilku lat Rosja cieszy się znaczną nadwyżką budżetową, a zadłużenie publiczne nie przekracza 20 proc. PKB. Owszem, przychody z ropy i gazu, stanowiące większość wpływów rządu, liczone w dolarach spadły o połowę. Ale rosyjska waluta spadła mniej więcej o tyle samo, co oznacza, że dochody rządu w rublach pozostają na mniej więcej tym samym poziomie.
Również na rachunku obrotów bieżących Rosja od kilku lat odnotowuje nadwyżkę. Łączne zagraniczne zadłużenie publiczne i prywatne nie przekracza 40 proc. PKB, a większość z tego denominowana jest w rublach. Ostry spadek dochodów z eksportu gwałtownie zmienia sytuację, ale pozycja wyjściowa Rosji jest wygodna. Za wcześnie jeszcze na panikę.

W Stanach Zjednoczonych i Europie wiele osób wierzy, że zwiększenie presji ekonomicznej na Rosję pomoże odsunąć Putina od władzy. To niezwykle niebezpieczna gra. Kiedy standard życia w Rosji się pogorszy, jedyną możliwą strategią Putina, by utrzymać się u władzy, będzie agresywna postawa na scenie międzynarodowej. W końcu kiedy pali się w kraju, największą atrakcją stają się wojskowe przygody za granicą.
Nie oznacza to, że Zachód powinien się ugiąć i zapomnieć o swoich zasadach. Ale znaczy to, że nadszedł czas na dyplomatyczne kroki, które nie są uzależnione od gospodarczej zapaści w Rosji.