Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Państwo to twór historyczny, a nie administracyjny. Poczytaj sobie

"Kiedy  partię BAAS wraz z jej obywatelską ideologią zniszczyła amerykańska okupacja, nie zastąpiono jej żadną nową wizją. W politycznej próżni, jaka wtedy powstała, jedyną realną alternatywną zasadą organizacyjną okazał się sektarianizm, który zaczął wyznaczać ramy irackiej polityki, uniemożliwiając tworzenie partii według klucza innego niż religijny, na przykład w oparciu o wspólne interesy społeczno-ekonomiczne. Dziś w Iraku rzadko się zdarza, by – abstrahując chwilowo od Kurdów – sunnita głosował na szyitę albo na odwrót. Partie szyickie, podobnie jak sunnickie, rywalizują ze sobą, ale mało kto z wyborców przekracza linie podziałów religijnych – i tej ponurej rzeczywistości w najbliższych latach raczej nie uda się zmienić.
Pokazywanie palcem na USA jako winnego stanowi rzeczy w Iraku może być w jakimś sensie zasadne, choć alternatywa, czyli pozostawienie bez zmian baasistowskiego państwa z Saddamem Husajnem na czele, też nie budziła entuzjazmu. To samo można powiedzieć o Libii (choć nie była to interwencja amerykańska). Jednak USA nie najechały na przykład Libanu, Syrii czy Jemenu, gdzie przetrwanie państwa też jest dość wątpliwe.

Słabość arabskich państw narodowych wynika z wielu powodów, a bezpośrednio – ze spuścizny arabskiej wiosny. Na początku, w 2011 roku, Arabowie wyszli na ulice, żeby obalić autorytarne lub monarchiczne reżimy, które w powszechnym odczuciu straciły energię i kierunek działania. Tyle że te początkowe demonstracje, często pozbawione rozpoznawalnych przywódców i programów, rychło ustąpiły miejsca dawnym zwyczajom.

I tak w Egipcie, wbrew obiecującym początkom politycznych przemian po upadku popieranego przez wojsko reżimu Hosniego Mubaraka, ostatecznie utworzono rząd Bractwa Muzułmańskiego, którego wykluczająca ideologia z góry przekreślała szanse na długofalowy sukces. Większość komentatorów od początku wróżyła mu krótki żywot.

Kiedy rok później Bractwo Muzułmańskie zostało odsunięte od władzy przez wojsko, wielu Egipcjan identyfikujących się z demokratycznymi hasłami arabskiej wiosny poparło tę zmianę. Egipt zachował najsilniejsze w całym regionie poczucie państwowości, niemniej społeczeństwo zostało podzielone i skłócone i trzeba będzie wielu lat, by z tego stanu wyszło.

Inne państwa miały jeszcze mniej szczęścia. W Libii zgubne kabotyństwo Muammara Kaddafiego ustąpiło miejsca beduińskiemu trybalizmowi, który trudno będzie wpasować w normalnie funkcjonujące państwo narodowe, gdyby Libia kiedykolwiek miała się nim stać. Jemen też nękają waśnie plemienne i podział religijny zagrażający jego państwowości. Syria, która jest kruchym zlepkiem sunnitów, alawitów, Kurdów, chrześcijan i innych wyznań, zapewne nigdy nie da się odbudować w takiej formie, w jakiej istniała kiedyś.

Procesy te wymagają szerszego i bardziej wszechstronnego podejścia krajów Zachodu. Muszą one brać pod uwagę istniejące w regionie zależności i nie udawać, że zmiany osłabiające państwa nie są ze sobą wzajemnie powiązane.

Zwłaszcza Stany Zjednoczone powinny przeanalizować swoją postawę wobec rozpadu Syrii i Iraku i nie traktować obu tych przypadków, jakby nie miały ze sobą związku. W Syrii Ameryka wzywała do zmiany reżimu, w Iraku dążyła do ustabilizowania tamtejszej władzy. Teraz i tu, i tu ma państwo islamistyczne. "
                                      Christopher R. Hill

Brak komentarzy: