Pierwszą wygraną bitwą była ta o język. Zniknął zarodek czy płód jako pewna faza rozwojowa, a zastąpiło je dzieciątko bezbronne, mieszkające nie w macicy, tylko pod sercem mamusi.
Kościół jest Wielkim Inkwizytorem, który chrześcijaństwo wyposażył w autorytety, dogmaty a czasami stosy.
Oraz mnóstwo prostych wskazówek, co jest dobre, a co złe.
Może nie jest to istota chrześcijaństwa,
ale praktyka Kościoła katolickiego w Polsce – na pewno.
Jak to możliwe, że racjonalne, emocjonalne i etyczne argumenty, statystyki i drastyczne przykłady nie działają? (Nikomu nawet nie chce się na nie sensownie odpowiedzieć?)
Jedynie szantaż politycznej poprawności zabrania nam powiedzieć, że jest to coś więcej niż fundamentalna różnica wartości. To różnica poziomów.
Mówienie do kogoś, kto nie może, nie chce i nie musi (bo ma władzę) nas rozumieć,
jest jak walenie głową w mur.
Po prostu – frustra i poczucie bezradność.