Pamiętam sprawę interwencyjną na Dolnym Śląsku, chodziło tylko o to, żeby na jakimś zakręcie przeciągnęli podwójną ciągłą. Bo był wypadek za wypadkiem.
I do pana to trafiło?
– No tak, bo policja była pode mną.
Ale dlaczego taką sprawą zajmował się wicepremier?!
– Bo byłem gdzieś w okolicy i mieszkańcy dorwali mojego asystenta. Nie żałuję, że do mnie trafiło, bo na własne oczy zobaczyłem, jak jest. Mieszkańcy pisali petycje – były już dwa trupy – pisali, pisali, policja i wojewoda te petycje popierali, przekazywali zarządowi dróg. Nawet prokuratura się w to zaangażowała. I co? Pstro. Nie przeciągnęli.
A dlaczego?
– A bo tak!
Pan się włączył i co?
– I nic. Jako minister spraw wewnętrznych poprosiłem policję i wojewodę, żeby skierowali do zarządu dróg kolejne wnioski. Po trzech miesiącach sprawdzam: nie przeciągnęli.