Szukaj na tym blogu

wtorek, 22 maja 2012

[Macie przerąbane]

Robert Reich*   
22.05.2012
flaga_amerykanskaeyyad.jpgDrodzy absolwenci rocznika 2012,


Jako były sekretarz ds. pracy,
 a obecnie profesor, 
czuję się w obowiązku powiedzieć wam
prawdę na temat tego kawałka pergaminu, 
który dzisiaj odbierzecie.


Macie przerąbane.


No dobrze, nie tak zupełnie. Ale łatwo nie będzie.


Po pierwsze, będzie wam cholernie ciężko znaleźć pracę. 
Rynek pracy, na który właśnie wchodzicie, wciąż ma się źle. 
Mniej niż połowa absolwentów poprzedniego rocznika 
znalazła dotąd pracę na pełen etat. 
Większość wciąż jej szuka.


Podobna sytuacja występowała w przypadku
 trzech ostatnich roczników 
– znalezienie pierwszej pracy zajmowało im ponad rok. 
A ci, którzy wciąż jej nie znaleźli, będą konkurowali z wami, 
tylko utrudniając wam zadanie. 
Porównajcie to z rocznikiem 2008, 
którego członkowie mieli wystarczająco dużo szczęścia 
opuścić szkołę i wejść na rynek pracy,
 zanim Wielki Kryzys uderzył naprawdę mocno. 
Niemal trzy czwarte z nich znalazły pracę w ciągu roku


I tak macie lepiej niż wasi koledzy, 
którzy nie skończyli studiów. 
Ogólny wskaźnik bezrobocia 
wśród ludzi młodych (21-24 lata) 
z ukończonymi czteroletnimi studiami 
wynosi 6,4 procent. 
Wśród tych, co skończyli tylko szkołę średnią, 
jest dwa razy wyższy.


Ale nawet jeśli dostaniecie pracę, 
prawdopodobnie będą płacić wam grosze. 
Zeszłoroczni absolwenci uczelni
 – ci, którzy mieli szczęście znaleźć pracę – 
zgodnie z nowymi badaniami 
Economic Policy Institute
zarabiali średnio zaledwie 16,81 dolara za godzinę; 
wychodzi około 35 tysięcy dolarów rocznie, 
a to mniej niż zarabiali absolwenci z roku 2007, 
jeszcze sprzed kryzysu. 
Typowe wynagrodzenie młodego absolwenta 
spadło przez ostatnie cztery lata o 4,6 procent, 
biorąc po uwagę inflację. 
To prawdopodobnie oznacza, 
że kiedy wydobędziemy się 
z tego kryzysowego pola grawitacyjnego, 
wasze zarobki się poprawią. 
Ale jest jeszcze długofalowa tendencja, 
która powinna was niepokoić. 
Spadek zarobków absolwentów uczelni zaczął się 
tak naprawdę już 
ponad dekadę temu – dziś ci, którzy pracują, zarabiają 
o 5 procent mniej niż w roku 2000,
uwzględniając inflację.


Nie zrozumcie mnie źle: czteroletnie studia 
wciąż są coś warte. 
W ciągu całego życia zarobicie 
około 70 procent więcej 
od ludzi bez tego papierka, który dziś odbierzecie. 
Ale i on nie jest wart tyle co kiedyś. 
Bardzo dużo z tego, co kiedyś określano jako 
„pracę opartą na wiedzy” 
– czyli tę, w której się specjalizujecie
– taniej wykonają programy komputerowe. 
Albo pracownicy – też z dyplomami –
 z Indii czy Azji Wschodniej, podłączeni do internetu.


Dla wielu z was najpilniejszym problemem 
jest ta góra długów, 
którą macie na głowie. 
Już za parę chwil, kiedy opuścicie to miejsce, 
ci z was, którzy wzięli pożyczki studenckie, 
będą mieli do spłacenia średnio 25 tysięcy dolarów. 
W zeszłym roku dziesięć procent 
absolwentów z pożyczkami 
było winnych ponad 54 tysiące dolarów. 
Wasi rodzice też się pozapożyczali, żeby wam pomóc. 
Suma kredytów dla rodziców 
na naukę uniwersytecką ich dzieci 
od roku akademickiego 2005-2006 
poszła w górę o 75 procent. 
Horrendalny dług studencki sięga dziś 
ponad biliona dolarów.


Ten niesłychany wzrost 
studenckiego zadłużenia wynika
 z dwóch faktów: 
po pierwsze, koszt edukacji w college’u wciąż rośnie 
szybciej niż inflacja, 
a po drugie, stanowe i lokalne wydatki na studenta 
wciąż spadają 
– w tym roku o 25 procent.


Dłużej tak się nie da. 
Jeśli bezrobocie pozostanie wysokie przez wiele lat, 
jeśli płace młodych absolwentów dalej będą spadać, 
jeśli koszty studiów wciąż będą rosnąć, 
a wydatki stanów i władz lokalnych wciąż maleć, 
wreszcie jeśli dług uniwersytecki 
jeszcze bardziej wystrzeli w górę… 
Sami sobie policzcie.


W którymś momencie, wcale nie w odległej przyszłości,
 te tendencje się przetną. 
College przestaje być dobrą inwestycją. 
To wasz problem i problem tych,
którzy po was zajmą te czcigodny przybytek, 
ale i problem dla całej Ameryki. 
Bo widzicie, szkolnictwo wyższe to nie jest 
po prostu prywatna inwestycja. 
To jest też dobro publiczne. 
Ten kraj nie będzie konkurencyjny globalnie 
ani nie będziemy mieli żywej, 
odpowiedzialnej demokracji bez dużej liczby 
dobrze wykształconych ludzi. 
Nie tylko więc dla was obecne zmiany są problemem. 
Jeśli dalej tak pójdzie, to wszyscy mamy przerąbane.
  
Tekst pochodzi ze strony http://robertreich.org

I to jest tendencja trwała, 
w zachodnim neoliberalnym świecie.
Wyznawcy
neoliberalizmu piszący w Krytyce. 
Czy macie jakieś poglądy 

dotyczące tej tendencji?
czy to jest coś, co można  zignorować?
Wasze poglądy
jeżeli mają mieć sens -nie ma rady- 

musza się z tym zmierzyć.

Brak komentarzy: