We francuskim byłam najłagodniejsza. Angielski wyzwalał we mnie gadatliwość. Dopiero po polsku nabierałam stanowczości.
Wiem, że w każdym z tych języków jestem trochę inna, ale nie walczę z tym.
Kłóciliśmy się tylko po niemiecku. To fantastyczny język do robienia wyrzutów - chyba dlatego że tam, gdzie my mamy dwa słowa, np. "Zrobiłeś to!", oni mają aż cztery: "Du hast etwas gemacht!" - o dwa więcej do wyładowania złości.
Niemiecki jest też lepszym językiem dla intymności. W polskim mamy brzydkie, wulgarne słowa tabu zarezerwowane dla seksu i pornografii, w innych sytuacjach wypowiadane ściszonym głosem.
W Berlinie nauczyłam się zmieniać stanik przy koleżankach.
Wiem, że w każdym z tych języków jestem trochę inna, ale nie walczę z tym.
Kłóciliśmy się tylko po niemiecku. To fantastyczny język do robienia wyrzutów - chyba dlatego że tam, gdzie my mamy dwa słowa, np. "Zrobiłeś to!", oni mają aż cztery: "Du hast etwas gemacht!" - o dwa więcej do wyładowania złości.
Niemiecki jest też lepszym językiem dla intymności. W polskim mamy brzydkie, wulgarne słowa tabu zarezerwowane dla seksu i pornografii, w innych sytuacjach wypowiadane ściszonym głosem.
W Berlinie nauczyłam się zmieniać stanik przy koleżankach.
A po niemiecku "der Schwanz" - czyli penis -
oznacza też "ogon". Tego słowa używają dzieci, słyszy się je w
telewizji. Dzięki temu wchodzi w krew i kiedy padnie w seksie, brzmi
naturalnie. Wagina po niemiecku to "die Muschi". Fajnie, prawda?
Bujny i kolorowy polski sprzyja puszczeniu
fantazji. Niemiecki wymusza we mnie większe okiełznanie. Częściej
wchodzę w oficjalny ton, zaczynam owijać w bawełnę.
obserwowałam, jak Jacek zmienia się pod wpływem języka: po francusku
jest głośniejszy, bardziej pewny siebie i ma inną mowę ciała.