Telekomunikacja, 
przemysł wydobywczy, Dolina Krzemowa, ubezpieczenia - raz jedni, raz 
drudzy wybierają prezydenta. Ostatniego wybrali finansiści. ThomasFerguson:
Mój pogląd jest krytyką klasycznej teorii liberalnej demokracji 
według 
Milla i Locke'a. 
Głosowanie ma sens, 
ale w o wiele mniejszym stopniu, 
niż się ludziom wydaje. 
Żeby zwiększać kontrolę nad państwem, 
obywatele 
muszą nie tylko głosować, 
lecz także poświęcać własny czas i pieniądze. 
Organizować się. 
Wyborcy niezorganizowani padają ofiarą manipulacji. 
Zaczynają dominować formacje wielkiego kapitału.
Największym zapleczem Demokratów są firmy telekomunikacyjne i Dolina Krzemowa. Dla nich kluczowe są rządowe subsydia dla nowych technologii. A Snowden, ujawniając skalę inwigilacji, pokazał, jak bliskie kontakty ma ta branża z władzą.
- Tradycyjnie najważniejszy 
dla Republikanów jest 
przemysł naftowy. 
Ta 
branża rozwija się dynamicznie dzięki ropie z łupków. Pojawiło się wielu
 nowych producentów, boom trwa w Teksasie, w południowej i północnej 
Dakocie, w Ohio, w Pensylwanii. Nafciarzy interesują przede wszystkim 
kwestie podatków i polityki ochrony środowiska. W bieżących wyborach o 
ich głosy zabiega Teksańczyk Ted Cruz.   
Robiłem analizę finansów Obamy w 2008 r., zanim dostał nominację. Mówiło
 się wtedy, że za jego rywalką Hillary Clinton stoją wielkie pieniądze, a
 on zbiera datki od zwykłych ludzi. To fałsz. Stało za nim wielu 
bankierów, za co nie omieszkał się odwdzięczyć. Sekretarzem skarbu 
został Timothy Geithner, zaufany człowiek Wall Street, a jedną z 
najważniejszych decyzji na początku prezydentury była rezygnacja z 
nacjonalizacji Citi Group.
Ten bank chwiał się, dostał od podatników ogromne pieniądze, po czym pozwolono mu wyjść z TARP, rządowego programu wsparcia zagrożonych instytucji finansowych. Rok po wybuchu kryzysu jego menedżerowie wypłacali sobie niebotyczne premie. Tylko USA odpuściły bankom tak szybko.
Ten bank chwiał się, dostał od podatników ogromne pieniądze, po czym pozwolono mu wyjść z TARP, rządowego programu wsparcia zagrożonych instytucji finansowych. Rok po wybuchu kryzysu jego menedżerowie wypłacali sobie niebotyczne premie. Tylko USA odpuściły bankom tak szybko.
 
