Szukaj na tym blogu

niedziela, 21 lutego 2016

"Chiny znów tkwią w kleszczach strachu. " [-To moze je najskuteczniej wyhamować. I to jest gorzka cena autorytaryzmu]

, jakiego nie było od czasów Mao Zedonga. Od wewnętrznego azylu Komunistycznej Partii Chin (KPCh) po sale wykładowe na uczelniach i gabinety prezesów, chińskie elity polityczne, intelektualne i biznesowe prześladuje widmo ostrych oskarżeń i jeszcze ostrzejszych kar.
Dowody nieustającego strachu łatwo jest dostrzec. Od kiedy w grudniu 2012 r. prezydent Xi Jinping rozpoczął bezlitosną kampanię antykorupcyjną, aresztowania urzędników rządowych stały się codziennym rytuałem, przez który ich koledzy i przyjaciele mają ciarki na plecach.
Ranga nie ma tu większego znaczenia, o czym przekonało się 146 upadłych „tygrysów” (urzędników od ministra po gubernatora prowincji) – często wyciągano ich z domu czy biura bez ostrzeżenia. Do chińskiego słownika trafiła wręcz nowa fraza opisująca to nagłe wypadnięcie z łask – miaosha albo „śmierć na miejscu”.  Minxin Pei