W jednym z kulminacyjnych momentów kryzysu w Moskwie miała miejsce wizyta szefa Siemensa, który spotkał się z wysokimi urzędnikami państwowymi oraz ludźmi wielkiego biznesu, np. z Jakuninem, szefem rosyjskich kolei. Robili sobie zdjęcia i zorganizowali głośną konferencję prasową, na której przedstawiciel strony niemieckiej stwierdził, że wydarzenia w Ukrainie to tylko „drobne turbulencje”, że przecież Siemens od 150 lat jest obecny w Rosji i nie takie już wstrząsy przeżyli – trzy rewolucje i dwie wojny. Krótko mówiąc, inwestujący w Rosji przedsiębiorcy nie chcą konfliktów.
Ale czy Rosja nie potrzebuje niemieckich inwestycji bardziej niż niemieckie koncerny tamtejszych rynków? Wolfgang Schäuble powiedział, że ta relacja jest asymetryczna i że to Rosja ma więcej do stracenia.
Tak mówią ci politycy w rządzie, którzy gotowi są grozić Rosji sankcjami, i Schäuble niewątpliwie do nich należy. Inni mówią co innego – że mamy właśnie tyle samo do stracenia, czyli dużo.
Później jednak relatywizował swe stanowisko wskazując, że przecież nasze uzależnienie od gazu z Rosji jest tak duże, że nie mamy alternatywy możliwej do uruchomienia z dnia na dzień; nie róbmy sobie zatem złudzeń, że jesteśmy zupełnie niewrażliwi rosyjski nacisk, bądźmy realistami.
Niemal cały niemiecki przemysł myśli krótkowzrocznie. Nie chcemy „upolitycznienia” relacji gospodarczych z Rosją tak samo jak z Chinami. Jesteśmy gospodarką eksportową obecną na niemal całym świecie; działalność na wielu z nich jest zagrożona tym „upolitycznieniem”, co wiąże się oczywiście z naciskami na rząd, by utrzymywał z poszczególnymi państwami dobre stosunki.
J. Lau
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz