Pamiętam taką sytuację. 1976 rok, trzy lata po zamachu stanu, który zakończył kolejną fazę krwawego rozwiązywania konfliktów etnicznych. Jadę wąską drogą wiejską, po bokach drzewa kawowe i sorgo, a naprzeciwko mnie – duży mercedes. Przyglądam się, a za kierownicą siedzi prezydent, obok niego małżonka. Jadą swobodnie, bez obstawy, po odludziu. To była Rwanda tamtych czasów. Gdy dochodziło do przypadków napaści, rabunków, to każda taka sytuacja stanowiła sensację na cały kraj. Później rozszalał się kryzys ekonomiczny i sytuacja znacząco się pogorszyła.
Po ludobójstwie, gdy przez Rwandę przejeżdżał prezydent Paul Kagame, jego kolumna była otoczona przez wozy pancerne, jeepy i motocykle. A nad nim dodatkowo leciał helikopter.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz