z prof, Reykowskim w "Przeglądzie" i w nim coś takiego:
" Niemniej jednak gen. Jaruzelski stopniowo eliminował fundamentalistów stawiających na przemoc. To pozwoliło na podjęcie dialogu z opozycją i zaowocowało w 1989 r. Podam jeden przykład. Po wyborach 4 czerwca, kiedy padła lista krajowa, do Komitetu Centralnego masowo napływały żądania anulowania wyborów. 8 czerwca w gabinecie gen. Czesława Kiszczaka odbyła się narada z udziałem ekspertów, którzy mieli znaleźć wyjście prawne z zaistniałej sytuacji. Uznali, że nie ma innego sposobu niż unieważnienie wyborów. Łatwo sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby posłuchano tej rady – zgodnej zresztą z oczekiwaniami części aktywu partyjnego. Miałem poczucie, że gdyby w owej chwili w kierownictwie PZPR był człowiek pokroju Olszowskiego czy Grabskiego, obdarzony dużym autorytetem, to mógłby zorganizować wokół siebie poważną siłę dążącą do obalenia Wojciecha Jaruzelskiego. Jednak takiej osoby nie było – systematyczne wypłukiwanie przez generała przeciwników reform i dialogu jest ważną okolicznością pomagającą w wyjaśnieniu zdarzeń, które miały miejsce w 1989 r.
Stan wojenny bardzo osłabił społeczną legitymację PZPR.
Stan wojenny był ratunkiem dla Polski, ale z drugiej strony ostatecznie skompromitował system. Przez dziesięciolecia władzę PZPR legitymizowały odbudowa kraju, uprzemysłowienie, awans społeczny, upowszechnianie kultury. Powstanie „Solidarności” – masowego ruchu protestu – podważyło legitymizację PZPR, stan wojenny pokazał zaś, że partia może się utrzymać przy władzy jedynie dzięki przemocy. W 1987 r. Andrzej Gdula, ówczesny kierownik wydziału administracyjnego KC nadzorującego m.in. działalność Służby Bezpieczeństwa, powiedział mi: „To państwo miało być państwem robotniczym, ale biurokracja partyjna"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz