będę, niestety, musiał robić to, czego nie znoszę, powoływać się na znane powszechnie fakty i wcale nie na tak znowu niedostępną wiedzę.
To tak, jakbym musiał zwracać uwagę na fakt, że przyczyną przeciągu jest otwarte okno...... komuś, dla kogo, jest to równie widoczne, jak dla mnie. I ... w znikomej części będzie to to dotyczyć uczestników tego forum.
A więc..... trochę tej wiedzy, która tajemną przecież nie jest.
Wojna (wg. Carla Phillipa Gottlieba von Clausewitza) jest przedłużeniem polityki w zmienionych warunkach (coś tak, z pamięci). Jednak rożni się od pokoju, nie tylko tym,
że w czasie pokoju nie używa się broni palnej
służącej do likwidacji wrogów,
ale także tym, że inaczej realizuje się polityczne cele,
a to, pociąga za sobą zmianę sposobu wypowiadania się
-zarówno wobec przeciwników, którzy stają się wrogami, jak do swoich.
Dlaczego? Bo przeciwnik (inne państwo) to nie monolit -jedna opcja.
W polityce każdego kraju występują i ścierają się sprzeczne:
tendencje, opcje, siły.
Jeśli do przeciwnika (jeszcze nie wroga, dopóki wojny nie ma ) używamy języka wojny,
to wzmacniamy wrogą nam opcję
i... osłabiamy tę, która nie jest nam wroga.
Pomagamy w budowie wrogiego nam nam monolitu..
I....... tu kłania się dyplomacja, nie możemy podzielić innego państwa na dobrych i złych,
bo znowu doprowadzimy wyłącznie do wzmocnienia, z naszego punktu widzenia, tych złych.
Z chwilą gdy zaczynamy traktować przeciwnika jako wroga tracimy wpływ na rozwój wypadków.
Na dobrą sprawę powinniśmy wtedy zacząć strzelać.
Gdy w czasie pokoju używamy języka wojny działamy przeciwko własnym interesom,
niszczymy w zarodku własne możliwości polityczne i wpływ
jaki możemy wywierać na pożądany dla nas rozwój wypadków.
kot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz