Szukaj na tym blogu

niedziela, 8 czerwca 2014

Krasowski, ocenił,....... celnie, polską lewicę

"Sojusz Lewicy Demokratycznej zawsze mocno uderzał światopoglądową kartą, popierał laickie państwo, prawo do aborcji, obyczajową swobodę. Ale gdy rządził, niczego w tych sprawach nie zrobił. Jego lewicowość spełniała się bowiem w niechęci do panującej nad Wisłą prawicowej normy, nie zaś w potrzebie zmiany tej normy. "To była lewica z piętnem przeszłości, co sprawiało, że priorytety Sojuszu nie były ideowe, lecz prestiżowe. Polska lewica łaknęła reputacji, uznania, szacunku. Statusu normalnej partii i normalnej władzy. A kiedy to miała, nie chciała nic więcej" - czytamy dalej.
"W latach 90. odkryła w Polakach głębsze pokłady konserwatyzmu, niż podejrzewała. To jej dało alibi, uznała, że czas na zmiany jeszcze nie nadszedł, że Polska nie jest Hiszpanią, w której lewicowy rząd właśnie obalał konserwatywne porządki. Jednak to była wymówka. Sojusz był wystarczająco silny, aby zrobić to samo. Polskie społeczeństwo było tyleż konserwatywne, co letnie. Było mu obojętne, czy państwo zmusza innych do tych samych zachowań. Ideę obyczajowych nakazów wspierał tylko Kościół, instytucja mająca duże wpływy już tylko w niedzielę" - pisze o polityce liderów tej partii.
"Kwaśniewski i Miller bili się o władzę po to, by ją mieć"
Co więcej, Krasowski przekonuje, że tożsamość SLD wyrażała się nie w ideach, lecz w stosunku do władzy. Lewica, jego zdaniem, nie miała poczucia reformatorskiej misji, typowej dla solidarnościowych rywali - władza nie była dla niej narzędziem, lecz celem. Od samego początku SdRP, a potem SLD były projektami, w których najwyższym celem władzy było jej własne trwanie. Politycy świadomie więc "chowali" swoje lewicowe ideały i tworzyli formację, która, jak mówił o niej Józef Oleksy, miała być "pragmatyczną partią dążącą do sukcesu".
"I tak też było. Sprawiedliwość społeczna, ochrona mniejszości, niechęć do neoliberalizmu, do prywatyzacji, kolejne sztandary, jakimi po 1990 roku manifestowano świeżą, socjaldemokratyczną tożsamość, okazywały się narzędziami, z którymi żegnano się równie szybko, co łatwo. Co zresztą w polskiej polityce nie jest niczym nowym, polskie rządy zawsze uciekały od ideologii. I lewicowe, i prawicowe. W Polsce spory ideowe wznieca się w opozycji, a gasi, będąc u władzy" - ocenia.
"Kwaśniewski i Miller bili się o władzę po to, by ją mieć. By ją dzierżyć. By się nią cieszyć. By się karmić gestami szacunku. By ustalać reguły. By zwalniać tysiące ludzi i tysiące zatrudniać. Dekada lewicowych rządów to nieustanne zabiegi o skupienie wszystkich nitek władzy i ani jednego celu leżącego u podstaw tej władzy.

Taka postawa była szczególnie bliska Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Jako polityk nie wierzył on bowiem w przełomy, w ambitne wizje naprawy realiów. Starał się jedynie chronić to, co jest, zamiast gonić za tym, czego nie ma i chyba nigdy nie będzie. "Przyglądał się z bliska Jaruzelskiemu. Generał miał wielką władzę, mógł każdego zamknąć w więzieniu, mógł zmienić dyrektora każdej fabryki, mógł podyktować mediom każdą opinię. A jednak nie mógł naprawić Polski, nie mógł rozruszać gospodarki. Jego władza była tyleż wielka, co bezradna. Doświadczenie schyłkowego komunizmu oduczyło Kwaśniewskiego marzycielstwa" - tłumaczy jego postawę.

"Kwaśniewski był owocem największej klęski w dziejach lewicy, zarówno polskiej, jak też światowej. Jego ostrożność, jego minimalizm wyrastały zarówno z jego osobistej dojrzałości, jak też z doświadczenia całej formacji. To, co z zewnątrz postrzegano jako cynizm, nie zawsze było cynizmem. Politycy Sojuszu wzięli władzę z wielką obawą, że wszystko się zaraz posypie. Każdy dzień spokojnego trwania postrzegali jako powód do dumy"
Mieli pełnię władzy, kilkoma ruchami mogli podciąć filary pozycji Kościoła. Cimoszewicz czy Miller mieli na to wielką ochotę, ale wiedzieli, że im to zaszkodzi.
Antyklerykalizm stał się więc retoryką, programem, który spełnia się w słowach, nie w czynach."
 Jednak Krasowski jest wielki

Brak komentarzy: