Szukaj na tym blogu

środa, 4 listopada 2015

Rzeczywistość państwa jest stabilniejsza niż plany polityków. (Krasowski jeszcze raz w kawałkach)

Wszystkim wyborom towarzyszyło poczucie przełomu, poczucie równie mocne, co fałszywe. Gdy się patrzy na historię Polski ostatnich 25 lat, nie widać prawicy, nie widać lewicy, nie widać konkretnych partii, ale ciągłość. Każdy z piętnastu premierów miał inne poglądy, każdy z pięciu prezydentów reprezentował inne polityczne obozy. Ale gdy dzierżyli władzę, to wszystko było nieważne. Politykę państwa wyznaczały nie ich poglądy, nie ich biografie, nie ich partie, lecz realia.
Lewicowa opinia publiczna uważa, że wpływy Kościoła w Polsce zbudowały prawica oraz biskupi. Nic bardziej mylnego. Oni tego bardzo chcieli, ale całą pracę wykonali ci, co nie chcieli, czyli… zwolennicy świeckiego państwa. Oni rządzili częściej, więc im w udziale przypadło uginanie się pod konserwatywnymi realiami. Religię do szkół wprowadził Tadeusz Mazowiecki, konkordat mamy od Hanny Suchockiej, ugoda z Kościołem na poziomie konstytucji i praktyki politycznej to Aleksander Kwaśniewski, zwrócenie majątku Kościołowi to dzieło Leszka Millera, projekty ustaw dopuszczających in vitro blokował Donald Tusk. Ani jeden filar tego, co liberalna lewica nazywa wyznaniowym państwem, nie został zbudowany przez prawicę.

Politycy idą do wyborów z pewnymi poglądami, jednak realizują to, co narzucają im realia. Leszek Miller chciał rozbudować państwo opiekuńcze, okazało się, że był człowiekiem, który je najsilniej demontował. Politycy mają ambicje, plany, ale one się nie liczą. Zrobią to, do czego zmuszą ich wydarzenia – kryzys na Ukrainie czy dziura w budżecie.
....sprawczość w polityce jest rzeczą najbardziej tajemniczą, chociaż powszechnie jest uważana za największą oczywistość. Ja sprawczych polityków w Polsce nie widziałem. Wszyscy co najwyżej sprawnie płynęli z prądem wydarzeń.
Nikt nie wywalczył sobie władzy, wszyscy ją dostali w prezencie od graczy silniejszych do siebie. Więc póki co nie potrafią niczego. Poziom gry jest tak niski, że można dołączyć nawet prosto z ulicy. Muzyk, ekonomista, gaduła wiecowy. Wchodzą tu ludzie, którzy w polityce są od kilku dni.
Jedyną zatem prawdziwą zmianą, jaką przyniosły wybory, jest scena polityczna, po której biegają amatorzy. Logikę ich ruchów wyznacza chaos. Tacy ludzie nie są w stanie zrealizować żadnego planu, oni walczą, aby się zbyt szybko nie przewrócić. Sytuacja, w której jesteśmy, to klasyczne bezkrólewie.
Czy w czasach prosperity politycy muszą zostawiać po sobie coś? Lepiej by było, żeby Tusk poprawił parę fragmentów państwa, podłubał trochę przy służbie zdrowia czy oświacie. Ale to nie jest rzecz, którą by społeczeństwo doceniło, nawet publicyści by to przeoczyli.
W ogóle polski problem polega na tym, że kibice są rozpaleni bardziej niż sami piłkarze. Ci drudzy są po prostu w pracy, ci pierwsi w amoku. Najostrzejsze ciosy wyprowadzają przecież nie politycy, lecz ich sympatycy. Chyba głównie za sprawą publicystów – to gatunek w Polsce krzykliwy, nie tyle pozujący na ekspertów, co narodowych wieszczów.
Wierzymy, że demos jest racjonalny, więc jego decyzja ma poważną przyczynę i przekazuje głęboką mądrość. Nieprawda. Zarówno historia, jak i współczesność uczą nas, że ludzie potrafią być racjonalni na poziomie zachowań indywidualnych, a nie zbiorowych. Wybory to najgorsza sytuacja, bo do ludu, który już jest zagubiony, przybiega tłum demagogów i wszyscy mu serwują nieprawdę. Nic dziwnego, że ludzie głupieją. A my potem na podstawie tego mamy uznać, że coś z tego rozumiemy, że pokazuje nam to jakąś tendencję?
Mamy do czynienia z takimi amatorami, że nie ma sensu komentować tego meczu w trybie profesjonalnym. Być może Duda ma potencjał, być może Szydło się zbuduje, ale na to trzeba zwykle kilku lat. 
Jedyną  prawdziwą zmianą, jaką przyniosły wybory, 
jest scena polityczna, po której biegają amatorzy. 

Brak komentarzy: