Szukaj na tym blogu

piątek, 31 stycznia 2014

Coś niesamowitego!


Rosną tylko dochody absolutnie najbogatszych. 
Tego symbolicznego już jednego procenta. Tylko czy to jest powód do radości w rzekomo najbogatszym i najpotężniejszym gospodarczo kraju na ziemi? 
Część  populacji w ogóle nie ma pieniędzy na żadne wydatki prócz pokrycia najbardziej podstawowych potrzeb. 
Oni nie uczestniczą w obrocie gospodarczym i są na dodatek potężnie zadłużeni. 

To, co mieliśmy na myśli, mówiąc o deregulacji, 
z dzisiejszej perspektywy wydaje się trudne do uwierzenia. 
Nam chodziło raczej o eliminację tej całej niepotrzebnej papierkowej roboty dla biznesu.
Zapewniam pana, że absolutnie ostatnią rzeczą, jakiej chcieliśmy, była deregulacja systemu finansowego. 
Nie przypominam sobie ani jednej rozmowy na ten temat z czasów, gdy pracowałem w Departamencie Skarbu. 
Ani jednej! 


Zmiana nastąpiła  za sprawą dwóch nazwisk
Po pierwsze, demokrata Bill Clinton.
Tak jest! Weźmy słynną ustawę Glassa-Steagalla z lat 30. którą uchwalono po to, żeby ukrócić poziom spekulacji i pokusę nadużycia na rynkach finansowych. W 1999 r. za czasów Clintona to prawo zostało ostatecznie zmienione. Od tamtej pory każdy bank mógł zacząć działać w branży inwestycyjnej i używać depozytów swoich klientów do finansowania nawet bardzo ryzykownej działalności.
A potem nastał republikanin George W. Bush.
I deregulacyjne szaleństwo ruszyło pełną parą. 
Już na samym początku jego administracja zniosła regulacje derywatów (czyli instrumentów pochodnych, np. kontraktów terminowych albo swapów – red.) znajdujących się w obrocie pozagiełdowym. 
Potem bushowcy zdecydowali, że
w ogóle nie interesuje ich ograniczanie działalności spekulacyjnej.
 I tak zmienił się świat finansów. Bo 
jeszcze w latach 80. operacje o charakterze czysto spekulacyjnym szacowane były na jakieś 15 proc. rynku. A 
dziś w wielu dziedzinach dominują.
 Kulminacją tej orgii zniszczenia było 
zniesienie wszelkich ograniczeń dotyczących relacji długu do kapitału. 
Banki mogły więc lewarować jeszcze bardziej  
Bushowcy dopuścili do tego, że 
z Ameryki uciekły najlepsze miejsca pracy dla klasy średniej, a 
 a wszystkie zyski z tego tytułu trafiły do najbogatszych korporacji. 
W tej sytuacji nie zadziałają już żadne obniżki podatków 
czy ułatwienia dla przedsiębiorców. 
I ta banda chciwych republikanów to wiedziała! 
Po drugie, nawet ich reformy podatkowe 
były sprzeczne z duchem reaganomiki. 
Bo oni podatki obniżyli. 
Ale tylko dla najbogatszych. 
Twierdząc na dodatek, że to jest ekonomia strony podażowej. 
Nonsens! Ale największą zbrodnią tamtej administracji była 
ich durna imperialna polityka zagraniczna.

 Upadek ZSRR okazał się dla naszego kraju kompletną katastrofą.
Brak przeciwwagi doprowadził do tego, że amerykańskie elity polityczne poczuły się po prostu bezkarne. 
Wielki kapitał po prostu kupił sobie amerykańską klasę ekonomiczną. 
Uczynił z niej swoich lobbystów. Stworzył sieć grantów badawczych, think tanków. Niektórzy ekonomiści przechodzili wręcz do biznesu, zasiadając w zarządach spółek finansowych. 
Ekonomia w latach 90. i na początku XXI wieku przestała być nauką. 
Stała się propagandą. 
W Stanach niezależnie od politycznego rozdania 
rządzi  kilka potężnych organizacji lobbystycznych
trudno uwierzyć, że Amerykanie nie wyszli jeszcze masowo na ulice.
Szczerze? Bo nie ma w tym kraju żadnych wolnych mediów.
Paul Craig Roberts - amerykański ekonomista uważany za jednego z architektów reaganomiki,
http://forsal.pl/artykuly/774500,paul-craig-robert-neoliberalizm-wprowadzil-zachodnie-gospodarki-na-sciezke-samozniszczenia.html

Brak komentarzy: