Szukaj na tym blogu

czwartek, 15 września 2016

Adam Bielecki: W trakcie wspinania musisz się skoncentrować,

stłamsić lęki i po prostu sobie poradzić. Dopiero po zejściu zaczynasz to przeżywać

Miałem 17 lat, wspinałem się na Chan Tengri. Wiatr połamał mi rurki od namiotu, przez kilkanaście godzin siedziałem w kucki z nogami włożonymi do plecaka. Namiot łopotał, dźwięk był irytujący. Wariowałem ze skurczów, niewygody, hałasu. Miałem dość sikania do butelki. Wyszedłem. Burza nagle ucichła, chmury zaczęły się rozstępować. Z zadymki śnieżnej wyłaniały się góry. Szybko dostrzegłem wierzchołki leżące kilkaset kilometrów dalej. Kopuła szczytowa Chan Tengri jest z marmuru. W promieniach zachodzącego słońca wydawała się płonąć krwistą czerwienią

nie ma zapachów.
 Nie ma też kolorów, wszystko jest monochromatyczne - czarne i białe. Nie ma dźwięków 
- słychać tylko wiatr. Powrót najmocniej przeżywam, kiedy z bazy zlatuję helikopterem. Nagle widzę zieloną trawę, wracają zapachy, słyszę owady i ptaki. To bardzo intensywne, 
zmysłowe doznania. Rzeczy, na które normalnie nie zwracamy uwagi, stają się potężnymi bodźcami.
. Żeby docenić kromkę chleba, trzeba nie jeść przez kilka dni. Żeby docenić życie, trzeba zobaczyć, jak jest kruche.

 Góry mnie kalibrują. Pozwalają ustawić właściwie priorytety. Wiem, że tak jak wszyscy mam tendencję do przejmowania się rzeczami mało istotnymi.
- Nie chcę być dobrym himalaistą, ale starym. Trzy najważniejsze zasady to: nie wspinać się pod serakami, zawsze wiązać się na lodowcu, nigdy nie korzystać ze starych lin poręczowych. Ta ostatnia zasada jest szczególnie ważna, bo niejeden wspinacz zginął, gdy stara lina urwała się pod jego ciężarem.