Szukaj na tym blogu

czwartek, 11 sierpnia 2016

Sportowiec wyczynowy. Wzloty i upadki

 Aby dostać wiele punktów, potrzebne są niezwykle trudne elementy, jest się bez przerwy na krawędzi. Dawniej ćwiczenie na drążku trwało trzydzieści sekund, dziś już pięćdziesiąt.
Obarczony jest pan teraz większym ryzykiem?
Holender Epke Zonderland został w Londynie zwycięzcą olimpijskim w ćwiczeniach na drążku, bo zdołał wykonać bezpośrednio jeden po drugim trzy elementy lotu. Ja również próbowałem tego przed dwoma laty na mistrzostwach Europy. Po pierwszym locie nie chwyciłem porządnie drążka i upadłem na mordę. Od tamtej pory jest dla mnie jasne, że chcę zwyciężać przez perfekcyjne wykonanie. Nie będę już jak szalony czegoś ryzykował.
W 2004 roku w Atenach wystartował pan w swoich pierwszych igrzyskach olimpijskich. Miał pan wtedy szesnaście lat, w finałach na drążku był pan siódmy, w Niemczech  przed telewizorami siedziało ponad dziewięć milionów ludzi. Jak wspomina pan tamte czasy?
Było to podniecające, ale również wyczerpujące. W Atenach udzieliłem ponad siedemdziesięciu wywiadów w ciągu tygodnia. Było to tak stresujące, że w którymś momencie zwymiotowałem. Zadzwoniłem do swojego menedżera w Niemczech, przyjechał i pomógł mi. Gdy olimpiada się skończyła, rozpoczęły się bale, honory, talk-show. 
Mój ojciec przez całe swoje życie odczuwał przykre skutki ćwiczeń. Ma teraz 61 lat, 
pół roku temu chciał asekurować dziecko w sali gimnastycznej, podniósł je w górę i nagle coś strzeliło: 
naderwał sobie ścięgno bicepsa.