Kto chce przetrwać w demokracji,
ten musi szczerzyć zęby do wszystkich i wszystkim schlebiać.
Bo dziś wszyscy mają prawo być sobą,
pozostać takimi, jakimi są,
a jednocześnie mają prawo oczekiwać,
że robiąc to, co robią, i żyjąc tak, jak żyją,
...........wciąż więcej i więcej.
I to stanowi uniwersalne przesłanie demokratycznej polityki.
Żadne tam dziejowe procesy, historyczna odpowiedzialność i troska o przyszłe pokolenia. O takich sprawach nie mówi się na serio, bo masy na serio o nich nie myślą.
Partyjna polityka naszych czasów koncentruje się na jednym
- na przekonywaniu obywatela, że
partia kocha go takim, jakim jest,
i to znacznie bardziej niż konkurenci,
a jej rządy pozwolą wszystkim zarabiać lepiej niż dotąd.
....
przeciętny obywatel
rozwalony na kanapie przed telewizorem
dokonuje wyboru
pomiędzy paroma wdzięczącymi się do niego partiami,
by w którąś niedzielę zwlec się z niej
i z najwyższym obrzydzeniem, lecz i zadowoleniem
z dobrze spełnionego tzw. obywatelskiego obowiązku,
wrzucić głos na tę partię,
która budzi w nim najmniejszy wstręt.
Nic dziwnego, że ci,
którzy ten głos otrzymują, doświadczają frustracji,
naturalną koleją rzeczy przechodzącej w cyniczne zblazowanie.
W rezultacie obłuda i zniechęcenie
stają się nastrojem życia publicznego,
wobec czego każdy, kto występuje z bardziej ideowym przesłaniem
i zdaje się w tym autentyczny,
bez trudu uzyskuje zwolenników,
nawet jeśli jego polityczne uduchowienie
niewysokiej jest próby albo trąci szowinizmem.
Na wszelki wypadek więc populistyczną wrzawę
pod pretekstem troski o sprawy wyższe
podnosi każda partia i każda robi sobie z gęby cholewę,
klepiąc ideowe frazesy, tak aby nikt już nie mógł się rozeznać,
kto w tym wszystkim jest prawdziwy,
a kto letni albo cyniczny.
Tak jest w Polsce i w większości krajów, w których
tradycje liberalne, a wraz z tym i demokracja,
nie są silne i utrwalone.
Źle się dzieje u nas, i nie tylko u nas,
z polityką demokratyczną opartą na idei partyjności.
Co gorsza,
nie ma żadnego pomysłu na demokrację bez partii.
Bo co mogłoby je zastąpić? Samorządy? Stowarzyszenia?
Na razie więc musimy sobie radzić z tym, co mamy.
Zadanie tym trudniejsze, że partyjność jako taka
jest ideą na demokrację zupełnie obojętną,
doskonale realizując się zarówno w wybujałej demokracji,
jak i w systemach totalitarnych.
Ze wstydem trzeba wręcz przyznać,
że głębsza, teoretyczna świadomość partyjności,
jest dokonaniem raczej
ideologów państwa totalnego niż demokratów.
Czym jest partia, uczył nas Lenin. Owszem, uczył nas i Max Weber, wielki socjolog, opisujący partię jako system biurokratyczny sprzęgnięty z biurokracją państwową, lecz przecież nie socjologią inspirują się politycy. Dlatego, chcąc nie chcąc, gdy mówimy "partia", wciąż trochę myślimy "Lenin".
Może zresztą to i tak nie najgorzej.
Wszak po wojnie partie mogłyby się nam kojarzyć również
z Hitlerem i NSDAP.
Lewica, prawica - wszystko jedno
.... skojarzenia tego rodzaju są dla partii współczesnych
politycznie niemal obojętne.
...wyborca nie wie,
co to była partia bolszewicka, faszystowska,
co to są torysi, chadecy, a co liberałowie.
Nie ma pojęcia, co znaczą słowa "lewica" czy "prawica"
albo "radykałowie" i "liberałowie"
- dlatego że w ogóle tych kategorii nie potrzebuje.
Wyobcowanie klasy politycznej,
usiłującej jeszcze od czasu do czasu truchtać za
wielkimi sporami politycznymi XIX wieku,
w których rodziły się formalnie zachowujące aktualność do dziś
podziały polityczne i ideowe.
Nic dziwnego, że przywódcy partyjni
coraz rzadziej zgrywają się na
polityków reprezentujących
jakiś określony pogląd i stanowisko polityczne.
....XIX-wieczna nomenklatura obumiera
wraz z ukształtowaną w czasach wielkich rewolucji
wyobraźnią polityczną, ...
.... ignorancja polityczna mas pozwala na
odrastanie kolejnych łbów faszystowskiej hydrze.
Hasło "Nasz naród, nasza wiara, nasze państwo" jest
emocjonalnie chwytliwe i politycznie atrakcyjne,
nacjonaliści wszelkich nacji,
wyznający swoje święte wiary,
długo jeszcze będą golić głowy, strugać pałki i palić pochodnie.
Przez tysiące lat żyliśmy plemiennie
i plemienne pojmowanie narodu i prawa
nie wywietrzeje nam z głów
w ciągu marnych kilku stuleci.
W egzaltacji i mitologii narodowej
żyje archaiczny duch społeczny,
do którego technokraci, biurokraci i polityczni pokerzyści
co pewien czas nadal będą się odwoływać.
Nic nie poradzimy na to, że sama idea państwa
terytorialnego i władzy centralnej,
wyposażonej w symbole władztwa,
to głęboki archaizm,
tkwiący w strukturze symbolicznej każdego państwa,
bez względu na jego konkretny kształt ustrojowy.
Polityka bezideowa
zwiększa zapotrzebowanie na autentyczność,
podnosząc ryzyko odrodzenia się politycznego ekstremizmu.
*(ur. 1967) filozof, kieruje Zakładem Filozofii i Bioetyki w Collegium Medicum na UJ. Zajmuje się m.in. etyką, bioetyką, filozofią polityki, redaguje czasopismo filozoficzne UJ ''Principia''
Dekonstrukcja kot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz