Nie ma odmian kapitalizmu- nie zmienia swojej natury.
Ale funkcjonuje różnie -w różnych warunkach.
W warunkach neoliberalizmu funkcjonuje jako anarchokapitalizm
Ależ masz racje. Bez państwa ("lub czegoś podobnego") kapitalizm i społeczeństwo nie mogą istnieć. Państwo nadaje moc umowom. System prawny konstruuje państwo. (dlatego Kaczyński, który niszczy system prawny jest szkodnikiem z każdego punktu widzenia).
-Państwo rzecznikiem korporacji. -Po to zawłaszczają państwo. Niżej pisałem: Państwo dystrybuuje korzyści. Nie tylko socjalistyczne. Neoliberalne także. A więc trzeba pytać- nie tylko o państwo? Także o to -czyje państwo.
- Lecz wiem o co Ci chodziło Trędowaty. Ostatnio pisałem o sytuacji zaniku państwa, w której jakby mogło państwa nie być. Gdy powstaje próżnia państwowa. Jest to równowaga nietrwała. Pustka, którą zapełniają kłębiące się interesy. Po jakimś czasie nawet jednak ci, którzy na tym skorzystali zaczynają tęsknić za działającym system prawnym. -O to Rosja Jelcyna, a teraz Miedwiediewa.
-Tego chcieli uniknąć Chińczycy. I to im się udało. Gdyby tego nie zrobili mieliby sytuacje podobną do tej jaka była podczas Wojen Opiumowych tylko na większą skalę.
Widzę kocie, że już nie tylko jednym pojęciem szermujesz. Do "neoliberalizmu" dołączył "anarchokapitalizm". A przecież "anarchokapitalzm" to masło maślane, tautologia. Bo przecież kaptializm to anarchia z założenia ("dziki kapitalizm"). Anarchia i kapitalizm to to samo. Ale faktycznie brzmi dobrze. Marks byłby z Ciebie dumny.
A tak poważnie o dystrybucji. Mam pytanie kocie. Wolisz, żeby różnice w dochodach były mniejsze, ale za to wszyscy zarabiali mniej? Czy może wolisz, żeby wszyscy (nawet najmniej zarabiający) zarabiali więcej ale za to różnice w dochodach były dużo wyższe. Którą opcję wybierasz? To pierwsze pytanie. Mam też drugie. Czy nie widzisz sprzeczności między redystrybucją (np. podatkiem progresywnym), a prawem własności? Trzecie pytanie trochę wynika z drugiego. Czy uważasz, że parlament może uchwalić każde prawo (załóżmy, że jakaś opcja ma większość konstytucyjną)?
To są nieprawidłowo sformułowane tezy. Teza druga alternatywy nie znajduje potwierdzenia w statystykach. Według badań przekrojowych wilodyscyplinarnych nadmierne różnice są pod każdym względem niedobre. Teza "własność jest święta" ma sens dopiero wtedy gdy określi się sposób jej nabycia. Świętą okazuje się każdy sposób jej nabycia w oparciu o zasady rynkowe. Także w sytuacjach gry o sumie zerowej. I to nie konsekwentnie, bo także na drodze dziedziczenia. W USA jeszcze niedawno, we Francji dziś-są olbrzymie podatki spadkowe. Jak się to ma do "doszedłem do majątku własną ciężką pracą" Zauważ, że przez setki lat lichwa była pogardzaną wątpliwą moralnie działalnością, a teraz.....
Żeby się w tym nie pogubić skoncentruj się na skutkach gry o sumie zerowej. Mylisz się nie znajdując nazbyt wielu przykładów, dokonującej się w kapitalizmie gry o sumie zerowej. Kapitalizm uruchamia dwie gry: o sumie zerowej i nie zerowej. Dlatego nie jest jednoznacznie zły lub jednoznacznie dobry.
"Nadmierne różnice są niedobre pod każdym względem wg. badań". Powiesz coś więcej o tych badaniach? Bo ja uważam, że różnice (co znaczy nadmierne? kto to mierzy?) są bardzo dobre. Np. różnica między mężczyzną i kobietą. Bardzo dobra różnica. Różnice to różnorodność czyli bogactwo. Gra o sumie zerowej według moich spostrzeżeń to obsesja ludzi niezbyt szczęśliwych. Widzisz świat jakby był kołdrą - jak ja się nakryję to odkryję kogoś. To totalna bzdura. Oczywiście są takie gry (szachy), ale to są gry kocie, a nie rzeczywistość. Nawet giełda się nie klasyfikuje. Nie rozumiem co złego jest w pożyczaniu kapitału na procent. Masz coś przeciwko kredytom? Dla Ciebie to pewnie duża różnica, czy państwo pożycza czy prywaciarz. No i lichwa jest zła, a złodziejstwo (podatki progresywne, podatek od spadków) jest moralnie okej? Jakie nabycie może być inne poza rynkowym? Przychodzi mi tylko jedno do głowy - kradzież (ew. można znaleźć coś co nie ma właściciela lub właściciel jest nieznany).
Poprawka - nawet szachy nie są grą o sumie zerowej. Tzn. są tylko jeśli patrzymy tylko na zasady tej gry. Jednak w praktyce to grają konkretni ludzie. Jeśli gram w szachy z kumplem to nawet jak "przegrywam" to jest to i tak rozrywka. I tu zyskuję, bo dobrze się bawię. Choćbym nawet przegrał. Poza tym stymuluję mózg do wysiłku. Znowu wygrywam. Przyjemne i pożyteczne. A przecież mógłbym siedzieć sam w domu. Czyli z społecznego punktu widzenia również zyskuję. Zawiązuję więzi za otoczeniem. Dzielimy wspólną pasję. Same zyski.
Trędowaty w skali makro to wydaje się być okej. Jednak ja lubię sprowadzać to wszystko ze sfery abstrakcji do sfery rzeczywistości. Ludzie nie różnią się zbytnio między sobą jeśli chodzi o podstawowe funkcjonowanie (dlatego prawo popytu i podaży dobrze opisuje zachowania na rynku). Więc jeśli w moim otoczeniu - dajmy na to kumpel zarabia 5 razy więcej niż ja to wiadomo, że mi żyła wychodzi. I jest to dyskomfort psychiczny. Próbuję to sobie jakoś złagodzić myśląc - pewnie oszukuje, ma plecy - będę wymyślał wszystkie możliwe wytłumaczenia, aby wyszło na to, że to nie on jest autorem swojego sukcesu. Mogę zrobić dwie rzeczy - albo zastanowić się co sprawiło, że on zarabia więcej i spróbować zrobić to samo, albo narzekać i próbować wymusić od państwa, żeby tego człowieka opodatkował i zrównał wszystkich. Poza tym są nierówności z którymi się rodzimy. Jedni mają większy talent muzyczny od innych. To nie jest przyjemne. Ja pracuję i mam takie mierne rezultaty, a tamtemu wychodzi wszystko i wcale nie ćwiczy. Ale nie zauważasz tego, że ja pracując rozwijam się. Konkurencja rozwija. Dlatego uważam, że te badania po prostu albo są źle zinterpretowane albo źle przeprowadzone. Stawiałbym na to pierwsze. Trędowaty ja Ci natomiast polecam książkę Thomasa Sowella "Intelektualiści mądrzy i niemądrzy". Do filmów mam sceptyczny stosunek. Jest masa filmów, które po prostu ogłupiają człowieka.
13 komentarzy:
Trędowaty zlikwidowałeś swój wpis ...i mój zawisł w powietrzu.
Ależ masz racje.
Bez państwa ("lub czegoś podobnego") kapitalizm i społeczeństwo nie mogą istnieć.
Państwo nadaje moc umowom.
System prawny konstruuje państwo.
(dlatego Kaczyński, który niszczy system prawny jest szkodnikiem z każdego punktu widzenia).
-Państwo rzecznikiem korporacji.
-Po to zawłaszczają państwo.
Niżej pisałem:
Państwo dystrybuuje korzyści.
Nie tylko socjalistyczne.
Neoliberalne także.
A więc trzeba pytać- nie tylko o państwo?
Także o to -czyje państwo.
- Lecz wiem o co Ci chodziło Trędowaty.
Ostatnio pisałem o sytuacji zaniku państwa, w której jakby mogło państwa nie być.
Gdy powstaje próżnia państwowa.
Jest to równowaga nietrwała.
Pustka, którą zapełniają kłębiące się interesy.
Po jakimś czasie nawet jednak ci, którzy na tym skorzystali zaczynają tęsknić za działającym system prawnym.
-O to Rosja Jelcyna, a teraz Miedwiediewa.
-Tego chcieli uniknąć Chińczycy. I to im się udało. Gdyby tego nie zrobili mieliby sytuacje podobną do tej jaka była podczas Wojen Opiumowych
tylko na większą skalę.
Widzę kocie, że już nie tylko jednym pojęciem szermujesz. Do "neoliberalizmu" dołączył "anarchokapitalizm".
A przecież "anarchokapitalzm" to masło maślane, tautologia. Bo przecież kaptializm to anarchia z założenia ("dziki kapitalizm"). Anarchia i kapitalizm to to samo.
Ale faktycznie brzmi dobrze. Marks byłby z Ciebie dumny.
A tak poważnie o dystrybucji. Mam pytanie kocie. Wolisz, żeby różnice w dochodach były mniejsze, ale za to wszyscy zarabiali mniej? Czy może wolisz, żeby wszyscy (nawet najmniej zarabiający) zarabiali więcej ale za to różnice w dochodach były dużo wyższe.
Którą opcję wybierasz?
To pierwsze pytanie. Mam też drugie. Czy nie widzisz sprzeczności między redystrybucją (np. podatkiem progresywnym), a prawem własności?
Trzecie pytanie trochę wynika z drugiego. Czy uważasz, że parlament może uchwalić każde prawo (załóżmy, że jakaś opcja ma większość konstytucyjną)?
To są nieprawidłowo sformułowane tezy.
Teza druga alternatywy nie znajduje potwierdzenia w statystykach.
Według badań przekrojowych wilodyscyplinarnych nadmierne różnice są pod każdym względem niedobre.
Teza "własność jest święta" ma sens dopiero wtedy gdy określi się sposób jej nabycia.
Świętą okazuje się każdy sposób jej nabycia w oparciu o zasady rynkowe. Także w sytuacjach gry o sumie zerowej. I to nie konsekwentnie, bo także na drodze dziedziczenia. W USA jeszcze niedawno, we Francji dziś-są olbrzymie podatki spadkowe. Jak się to ma do "doszedłem do majątku własną ciężką pracą"
Zauważ, że przez setki lat lichwa była pogardzaną wątpliwą moralnie działalnością, a teraz.....
Teraz lichwa jest ostoją gospodarki.
Żeby się w tym nie pogubić skoncentruj się na skutkach gry o sumie zerowej.
Mylisz się nie znajdując nazbyt wielu przykładów, dokonującej się w kapitalizmie gry o sumie zerowej.
Kapitalizm uruchamia dwie gry: o sumie zerowej i nie zerowej. Dlatego nie jest jednoznacznie zły lub jednoznacznie dobry.
"Nadmierne różnice są niedobre pod każdym względem wg. badań". Powiesz coś więcej o tych badaniach? Bo ja uważam, że różnice (co znaczy nadmierne? kto to mierzy?) są bardzo dobre. Np. różnica między mężczyzną i kobietą. Bardzo dobra różnica. Różnice to różnorodność czyli bogactwo.
Gra o sumie zerowej według moich spostrzeżeń to obsesja ludzi niezbyt szczęśliwych. Widzisz świat jakby był kołdrą - jak ja się nakryję to odkryję kogoś. To totalna bzdura. Oczywiście są takie gry (szachy), ale to są gry kocie, a nie rzeczywistość. Nawet giełda się nie klasyfikuje.
Nie rozumiem co złego jest w pożyczaniu kapitału na procent. Masz coś przeciwko kredytom? Dla Ciebie to pewnie duża różnica, czy państwo pożycza czy prywaciarz. No i lichwa jest zła, a złodziejstwo (podatki progresywne, podatek od spadków) jest moralnie okej?
Jakie nabycie może być inne poza rynkowym? Przychodzi mi tylko jedno do głowy - kradzież (ew. można znaleźć coś co nie ma właściciela lub właściciel jest nieznany).
Poprawka - nawet szachy nie są grą o sumie zerowej. Tzn. są tylko jeśli patrzymy tylko na zasady tej gry. Jednak w praktyce to grają konkretni ludzie. Jeśli gram w szachy z kumplem to nawet jak "przegrywam" to jest to i tak rozrywka. I tu zyskuję, bo dobrze się bawię. Choćbym nawet przegrał. Poza tym stymuluję mózg do wysiłku. Znowu wygrywam. Przyjemne i pożyteczne. A przecież mógłbym siedzieć sam w domu. Czyli z społecznego punktu widzenia również zyskuję. Zawiązuję więzi za otoczeniem. Dzielimy wspólną pasję. Same zyski.
Trędowaty w skali makro to wydaje się być okej. Jednak ja lubię sprowadzać to wszystko ze sfery abstrakcji do sfery rzeczywistości. Ludzie nie różnią się zbytnio między sobą jeśli chodzi o podstawowe funkcjonowanie (dlatego prawo popytu i podaży dobrze opisuje zachowania na rynku).
Więc jeśli w moim otoczeniu - dajmy na to kumpel zarabia 5 razy więcej niż ja to wiadomo, że mi żyła wychodzi. I jest to dyskomfort psychiczny. Próbuję to sobie jakoś złagodzić myśląc - pewnie oszukuje, ma plecy - będę wymyślał wszystkie możliwe wytłumaczenia, aby wyszło na to, że to nie on jest autorem swojego sukcesu. Mogę zrobić dwie rzeczy - albo zastanowić się co sprawiło, że on zarabia więcej i spróbować zrobić to samo, albo narzekać i próbować wymusić od państwa, żeby tego człowieka opodatkował i zrównał wszystkich.
Poza tym są nierówności z którymi się rodzimy. Jedni mają większy talent muzyczny od innych. To nie jest przyjemne. Ja pracuję i mam takie mierne rezultaty, a tamtemu wychodzi wszystko i wcale nie ćwiczy. Ale nie zauważasz tego, że ja pracując rozwijam się. Konkurencja rozwija.
Dlatego uważam, że te badania po prostu albo są źle zinterpretowane albo źle przeprowadzone. Stawiałbym na to pierwsze.
Trędowaty ja Ci natomiast polecam książkę Thomasa Sowella "Intelektualiści mądrzy i niemądrzy". Do filmów mam sceptyczny stosunek. Jest masa filmów, które po prostu ogłupiają człowieka.
Prześlij komentarz