Jak któryś nasz ambasador próbuje umówić wizytę rządową, to mu odpowiadają, że kalendarz jest pełny. Pojawiać się w polskim towarzystwie jest niewygodnie.
Ta władza w ogóle nie ma świadomości, że w Europie wyjście znajdzie się zawsze, jeśli ktoś ma ochotę rozmawiać. Tu panuje kultura rozmowy i kompromisu. PiS uznaje to za kapitulację, przenosi swoje maniery z Sejmu do Brukseli i myśli, że jak krzyczy i obraża, to buduje autorytet i robi skuteczną politykę. Jest odwrotnie, w Unii krzyku i chamstwa się nie toleruje, choć odpowiada się w białych rękawiczkach. Dyplomacja polega na wysyłaniu i odbieraniu sygnałów. Rząd PiS nie odbiera sygnałów, póki nie dostanie kijem po łbie. Nienawiść do Tuska pomieszała im w głowach. Wszyscy to widzieli w Brukseli, ale delegacja rządowa bała się suflera, który siedział w Warszawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz