Szukaj na tym blogu

sobota, 5 grudnia 2015

Jeśli nie usuniemy strukturalnych przyczyn frustracji społecznych, to prędzej czy później doczekamy się brunatnych koszul, przy których PiS będziemy wspominać z sentymentem.

PiS mógłby spełnić obietnice bez sięgania po władzę absolutną. Ich program - choćby kwotę wolną od podatku - można realizować w ramach państwa prawa i konstytucji. Tylko że trzeba by zwiększyć obciążenia bogatych, zderzyć się z wpływowymi grupami interesów, z korporacjami. A tego Jarosław Kaczyński chyba nie chce. Jego partia już wycofała się z zapowiedzi podniesienia podatków dla najbogatszych, a sam prezes był zachwycony hołdami, które złożyły mu środowiska wielkiego biznesu w Krynicy.

Kaczyński to jest rachunek między innymi za to, że Jolanta Brzeska, społeczniczka z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, nie żyje, jej zabójcy są bezkarni, a czyściciele kamienic nadal robią złote interesy. Rachunek za "reprywatyzację" zbudowanych po wojnie kamienic, za sprzedawanie lokatorów jak wkładki mięsnej. Za całą sumę małych upokorzeń i dużych tragedii, których elity przez lata nie dostrzegały.

Demokracja jest trwała tylko wtedy, gdy wszyscy czują się jej współgospodarzami. Bez tego spór o Trybunał będzie dla Kowalskiego i Nowaka kolejną przepychanką elit.

To PO wyjęła pierwszą cegiełkę. Jak w historii o skłóconych sąsiadach: jeden napluł drugiemu na wycieraczkę, tamten porysuje mu w odwecie samochód, no to ten pierwszy przejedzie psa samochodem. Gdy w końcu dochodzi do tragedii, sprawca nie ma poczucia winy - bo przecież "zaczął tamten". Tyle że państwo mamy wspólne - jeśli ten, kto dzierży władzę, się nie zatrzyma, to tę wspólnotę po prostu zniszczy.

- Chcę powiedzieć, że jeśli zależy nam na demokracji, to mamy przed sobą wyzwanie: przywrócić ludziom wiarę, że państwo to wspólne dobro. 
Także tym, którzy zagłosowali na PiS."
                     Adrian Zandberg

Brak komentarzy: