Szukaj na tym blogu

niedziela, 27 grudnia 2015

Tego żaden Niemiec nie zrozumie

W Niemczech trybunał jest powszechnie szanowany i absolutnie nietykalny. Jeśli rządowi nie podoba się decyzja trybunału (a to się dzieje bardzo często), ma proste wyjście: dogadać się ze wszystkimi, którzy mogliby dany akt prawny zaskarżyć, albo wynegocjować w parlamencie zmianę konstytucji. Wtedy trybunał nie ma nic do gadania. 

Jak to się stało, że kraj, który pogrążył się w dwunastoletnim szaleństwie skrajnego nacjonalizmu, który wszczynał i przegrał dwie wojny i stworzył totalitarny, ludobójczy ustrój, przemienił się w jedną z najbardziej stabilnych demokracji parlamentarnych świata? Jedna z możliwych odpowiedzi brzmi: z powodu niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego. Jego w Republice Weimarskiej nie było - tę funkcję arbitra między różnymi organami władzy wypełniał prezydent, który sam był uczestnikiem konfliktu, który miał rozstrzygnąć. Jak się skończyło, wiadomo: to prezydent Hindenburg mianował Hitlera kanclerzem. 

Dlatego po wojnie do ustawy zasadniczej wpisano Trybunał Konstytucyjny, organ, który wcale nie ma tylko za zadanie kontrolować przestrzeganie konstytucji przez pozostałe organy władzy. Sędziowie są wybierani przez polityków (w obu izbach parlamentu), zdarza się, że sami są w momencie wyboru jeszcze czynnymi politykami. Mimo to nikt w Niemczech nigdy im tego nie zarzucił. Dla wszystkich bowiem jest absolutnie jasne, że trybunał pełni zadania nie tylko prawne, ale i polityczne - jest instytucją, która gwarantuje równowagę między rządem i parlamentem, stabilność systemu politycznego i obliczalność prawa. 

  Klaus Bachmann