Jak patrzę na młodych ludzi, którzy biegają po mieście z biało-czerwonymi opaskami powstańczymi, w koszulkach z Dmowskim czy "żołnierzami wyklętymi", to się zastanawiam: czy to już jest jakieś powstanie? Doprowadziliśmy do sytuacji, że powstanie warszawskie czy wojna są dla nich romantycznym zrywem, a nie największą tragedią, jaka spotkała nas w ostatnim stuleciu. I jeżeli wciąż nie wywołamy w szkołach tej refleksji, to wyrośnie nam pokolenie, które zapomniawszy, czym jest okrucieństwo wojny, samo sobie ją zaserwuje. Bo to takie romantyczne.