Szukaj na tym blogu

środa, 31 lipca 2013

Cięcia -Jerzy Osiatyński

Na przestrzeni dwóch lat minister finansów obniżył relację deficytu do PKB o połowę. 
Na koniec 2011 roku wynosił on 7,9% PKB, a w tym roku, gdyby nie nowelizacja, osiągnąłby prawdopodobnie około 3,9%.
Obniżenie dynamiki PKB jako efekt zaciskania pasa
– z około 4% do około 1%. 
Ta redukcja stopy wzrostu nie jest wyłącznie efektem przedłużającego się kryzysu w Unii.
Minister i premier widzą dzisiaj negatywne skutki tej polityki dla dynamiki PKB i rozmiarów bezrobocia, nie chcą dalej iść tą drogą. 

W pierwszym półroczu 2012 przewidywano poprawę koniunktury w Europie, która miała do nas dotrzeć już w drugim albo trzecim kwartale tego roku. Dzisiaj zagorzali krytycy rządu zapominają o tym, co mówili jeszcze kilka miesięcy temu. Oczywiście, wszyscy łakniemy ożywienia gospodarczego jak kania dżdżu, ale ono nie następuje.

To są obiektywne warunki, w których minister musi znowelizować budżet. I ma dwa wyjścia: albo zwiększy deficyt, albo musi zredukować wydatki nie o 8, ale o 24 miliardy zł. Przyjmijmy dla uproszczenia, że wydatki budżetowe ogółem wynoszą 320 miliardów złotych, z czego ¾ to wydatki sztywne, których zmniejszyć nie można bez nowelizacji stosownych ustaw. Jedna czwarta to jest osiemdziesiąt miliardów. Proszę spróbować na przestrzeni czterech miesięcy – powiedzmy od września – zredukować pozostałe do końca roku wydatki z tej całorocznej puli 80 mld zł o 24 miliardy złotych. To praktycznie niemożliwe. Państwo i gospodarka musiałyby niemal stanąć w miejscu.
Nasz dług jest w części denominowany w jenach, frankach szwajcarskich, dolarach i euro.
Czułbym się bezpieczniejszy, gdyby w tych szczególnych warunkach minister finansów zaproponował, a rząd przyjął zawieszenie obu progów, 50- i 55-procentowego. Koledzy z rządu zapewniają mnie, że takiego niebezpieczeństwa nie ma. Nie mam możliwości ani informacji pozwalających ich rachunki samodzielnie przeliczyć, żebym mógł powiedzieć, że ich założenia są prawdopodobne. Zdaję się na ich opinię, aczkolwiek z pewnym niepokojem.
Oczywiście ekonomistom bardziej liberalnym to nie odpowiada. Uważają oni, że kryzys musi się „wyszumieć”, bezrobocie musi wzrosnąć, a ożywienie przyjdzie samo z siebie, mimo że trochę później. Ale czekamy już cztery lata – w Grecji, Hiszpanii, Portugalii i innych krajach. 

Brak komentarzy: