Szukaj na tym blogu

niedziela, 2 października 2011

Oj TINA, TINA?!

Czym jest progresywny podatek od konsumpcji? Po pierwsze, nie jest podatkiem od sprzedaży, ani podatkiem VAT, bo te podatki są nakładane automatycznie, kiedy ktoś kupuje jakiś produkt lub usługę.
W ramach progresywnego podatku od konsumpcji płatnicy podawaliby w zeznaniach podatkowych wysokość swoich dochodów, tak jak robią to teraz. Podawaliby też wysokość swoich rocznych oszczędności, tak jak robią to teraz na potrzeby zwolnionych od podatku rachunków emerytalnych. Nowy podatek byłby oparty na „podlegającej opodatkowaniu konsumpcji”, czyli różnicy pomiędzy dochodami a rocznymi oszczędnościami, minus standardowe odliczenie w wysokości powiedzmy 30 000 dolarów na czteroosobową rodzinę. Stopa podatku od dodatkowych wydatków wzrastałaby stopniowo wraz z wielkością podlegającej opodatkowaniu konsumpcji.
Ponieważ oszczędności byłyby zwolnione od podatku, osoby, które najwięcej wydają, zaczęłyby więcej oszczędzać, a mniej wydawać na dobra luksusowe, co zaowocowałoby większymi inwestycjami i wzrostem gospodarczym bez potrzeby jakiejkolwiek ingerencji ze strony rządu. Osoby o szczebel niżej także wydawałyby mniej, zachęcone przykładem tych bogatszych - i tak dalej w dół drabiny dochodów. Reasumując, taki podatek złagodziłby kaskadę wydatków, która tak bardzo utrudniła życie rodzinom o średnich dochodach.
Jeżeli wszyscy będą wydawać mniej, to ci najbogatsi wciąż będą mieć największy dom (lub poroże) w okolicy, ale jednocześnie będą mogli robić wiele użytecznych rzeczy. Zaoszczędzone pieniądze pomogą przezwyciężyć obecny impas fiskalny, a także wspomogą naprawy dróg, mostów oraz wiele innych istotnych usprawnień.
W obecnym klimacie gospodarczym jest mało prawdopodobne, aby taki podatek został wprowadzony w niedługim czasie. Szczerze mówiąc, to dobrze, bo w okresie głębokiej gospodarczej zapaści nie warto zniechęcać ludzi do konsumpcji. Ale gdyby taki podatek został zatwierdzony przez amerykański rząd teraz, a wprowadzony w życie w chwili powrotu gospodarki do dobrej kondycji, udałoby nam się złapać dwie sroki za ogon. Taki krok upewniłby ekonomistów obawiających się nadmiernego deficytu, że jesteśmy gotowi na wprowadzenie fiskalnego porządku, a jednocześnie zachęciłby do wydania większej ilości pieniędzy w tym momencie ludzi pragnących uniknąć płacenia podatków od konsumpcji w przyszłości.
Krótko mówiąc, proste spostrzeżenie Darwina wskazuje, że współczesna gospodarka nie tylko jest znacznie mniej wydajna, niż to się wydaje współczesnym zwolennikom Adama Smitha, ale też że stosunkowo łatwo byłoby poprawić jej stan. Ta prosta prawda pewnego dnia stanie się oczywista. Jednak do tego czasu wszyscy będziemy ponosić ogromne koszty nieekonomicznych aspektów procesów związanych z rynkową konkurencją.

2 komentarze:

Trędowaty pisze...

http://andsol.blox.pl/html
Ato jeszcz fajniejszy blog dla Ciebie Drogi Kocie:)

kształt rzeczywistości pisze...

Jestem ściślakiem , ale nie takim, ale na ten blog jeszcze zerknę