Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Polacy w Angli. Znakomite dziennikarstwo.. Dlaczego dzieciaki w szkołach używają słowa „imigrant” jako wyzwiska? Nadal nie wiem, co robić.


http://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,20962065,za-dwa-lata-i-tak-cie-tu-nie-bedzie-w-wielkiej-brytanii-nie.html
Człowiek wyjdzie na główną ulicę tu, na Armley, i czuje się, jakby był w cholernym cyrku. Wszędzie kolorowe szyldy w obcych językach, nie idzie tego rozczytać. Polskie sklepy jeden obok drugiego, pakistańskie take-awaye, jeszcze chwila i nie będzie gdzie kupić ryby z frytkami. Moja wnuczka Gemma ma w szkole dzieci z całego świata, nawet z Afganistanu. Ledwo się mieszczą w klasach. Każdy mówi po swojemu zamiast po angielsku. Paranoja. Jak ci nauczyciele sobie radzą, nie mam pojęcia. Na razie Gemma niewiele rozumie. Jej najlepszą przyjaciółką jest jedna mała Czeszka. Bawią się razem lalkami, ale co dobrego z tego wyniknie za 20 lat?

– Na naszej ulicy jest podział – tłumaczy Patrycja. – Po jednej stronie drogi mieszkają Polacy, po drugiej Anglicy. A między nami przepaść. Oni nam zazdroszczą. Tego, że mamy samochody, że stać nas na wakacje w ciepłych krajach i ładne ubrania. Zazdroszczą, ale sami nie pracują, nie zarabiają, żyją z benefitów. Nie rozumieją, że po części mają te zasiłki dzięki naszym podatkom. Nawet mieszkania mają komunalne i prawie nic nie płacą za czynsz. A my – proszę bardzo, ceny rynkowe, 600 funtów miesięcznie. Byt tych ludzi to wegetacja. Narkotyki, alkohol, chodzenie w piżamach do południa. Szwendanie się, nicnierobienie. W dodatku po referendum dostali zielone światło, żeby pokazać nam, gdzie jest nasze miejsce. Nagle mają odwagę, żeby powiedzieć: wynocha do siebie, Polacy. Potrafią rzucić kamieniem w moje okno, zarysować samochód, pokazać „fuck you”, opluć, a ostatnio krzyczeli do mnie: „Co się patrzysz?!”. To jest wielka przykrość.


 Krzysiek z Polski. Mówi bezbłędnym angielskim. Głos ma zdecydowany, ale spokojny.
– Zaufacie? – pyta retorycznie. – Gdy banda idiotów napadła na mnie w pubie kilka lat temu, nie ruszyliście palcem. Kopali mnie, wyzywali, kazali spadać do Polski. Żaden nie dostał nawet zarzutów, a przecież byli świadkowie, były kamery. Dlaczego miałbym wam ufać?
Zakłopotana policjantka przeprasza w imieniu swoim i kolegów po fachu. Prosi Krzyśka, by został po spotkaniu i przedstawił jej więcej szczegółów. Obiecuje, że przejrzy akta sprawy.

– Ludzie zwracają się do nas głównie dlatego, że nie znają języka i z wieloma rzeczami sobie nie radzą. Nie pójdą sami do urzędu, nie wytłumaczą lekarzowi, co ich boli. Nie ma szans, by sami zgłosili na policji kradzież czy „hate crime”.
Ostatnio Polacy kontaktują się z Marcinem, bo nie rozumieją, co się dzieje, co oznacza cały ten Brexit albo skąd taka nagła zmiana u ich angielskich znajomych.
 „The Sun” i „Daily Mail”. Mogą w nich wyczytać, że imigranci to „najeźdźcy”, że jest ich zbyt wielu, że należy ich „wykopać”, że powodują chaos i kosztują brytyjskich podatników miliony funtów. Że ci potworni ludzie, Marcin i reszta, to zawodowi „spongersi”, czyli ci, którzy „doją” system hojnej opieki socjalnej.