Szukaj na tym blogu

czwartek, 11 października 2012

Fabryki wracają do USA

Produkcja w USA staje się coraz tańsza. Boston Consulting Group (BCG) przewiduje, że w 2015 roku jej koszt będzie o 15 proc. niższy niż w Niemczech i Francji oraz o 21 proc. niższy niż w Japonii. A tylko o 7 proc. wyższy niż w Chinach! Jeśli doliczyć koszty transportu i cła, import z Chin przestanie się w wielu przypadkach opłacać. Z tych powodów, szacuje BCG, powstanie w Ameryce pięć milionów nowych miejsc pracy, a wpływy z eksportu wzrosną o 90 mld dol. rocznie.

37 proc. szefów firm z siedzibą w USA albo już ma w planach wyniesienie się z Chin, albo je rozważa. Myśli o tym aż 48 proc. największych amerykańskich koncernów, z obrotami powyżej 10 mld dol.

Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, energia w USA jest znacznie tańsza (często prawie dwukrotnie) niż w innych krajach uprzemysłowionych. Europejczycy, a w jeszcze większym stopniu Chińczycy, importują surowce. Tymczasem Amerykanie zaczynają na wielką skalę eksploatować złoża ropy odkryte w Dakocie Północnej i gazu łupkowego w Apallachach. Jest to szczególnie istotne w przemyśle maszynowym, gdzie wydatki na energię i transport są wysokie.

Po drugie, związki zawodowe w USA są znacznie słabsze niż w Europie, dlatego amerykańscy robotnicy nie wywalczyli sobie takich praw i przywilejów. Tymczasem pensje chińskie rosną kilka razy szybciej niż amerykańskie. Równocześnie wzmacnia się - wprawdzie powoli, ale systematycznie - chińska waluta, co osłabia atrakcyjność tamtejszych towarów i robotników.

Po trzecie, Stany Zjednoczone są bardzo nierówne - zarobki w stanach Południa są ponad dwa razy niższe niż na bogatej Północy czy w Kalifornii. To w tych biedniejszych stanach powstają najczęściej nowe fabryki.

Po czwarte wreszcie, zmienia się klimat polityczny i społeczny w USA - reshoring jest jednym z głównych tematów tegorocznej kampanii wyborczej. Prezydent Obama zapowiada ulgi podatkowe dla firm, które będą przenosić produkcję do kraju. Kupowanie rzeczy "made in USA" stało się modne, patriotyczne i jest coraz częściej wykorzystywane w promocji. Z badań MIT wynika, że w 21 proc. przypadków decyzja o reshoringu jest wynikiem politycznego i społecznego nacisku na tworzenie miejsc pracy w kraju.

Patriotyczny zapał całkowicie opuszcza Amerykanów tylko wtedy, gdy tłumnie rzucają się na iPhone'y i iPady. One są i będą produkowane w Chinach, choć w coraz mniejszym stopniu wynika to z pensji chińskich robotników. Jak wyliczyli analitycy, obniżają one cenę iPhone'a o niespełna 10 proc. W Chinach nie jest już wcale tak tanio, ale ciągle - najszybciej, najsprawniej, najbardziej profesjonalnie. I najłatwiej wprowadza się zmiany w produkcji.

Przyczyn jest kilka: gigantyczne rozmiary fabryk, większa liczba wykwalifikowanych inżynierów średniego szczebla niż w USA, zdolność chińskich robotników do zrywów iście stalinowskich (np. gdy Steve Jobs miesiąc przed premierą iPhone'a zdecydował, że ekran ma być szklany, a nie plastikowy). I wreszcie zaplecze - wszystko jest na miejscu. - Jeśli potrzebujesz miliona śrubek, to w Shenzen fabryka jest po drugiej stronie ulicy - mówili dziennikarzom "New York Timesa" menedżerowie Apple'a.

Tam, gdzie o konkurencyjności decyduje głównie robocizna i produkcja jest mniej skomplikowana, czas Chin dobiega końca. Adidas właśnie ogłosił, że zamknie swoją jedyną chińską fabrykę pod Suzhou, w nadmorskiej prowincji Jiangsu. Niemiecki koncern chce to zrobić do końca października, jak też stopniowo zakończyć współpracę z dziesięcioma fabrykami, które produkują w Chinach pod jego logo. Rzecznik koncernu zapewnia, że Adidas nie otworzy fabryki w innym kraju w tym regionie świata. Ale chiński portal NetEase huczy od pogłosek, że ma dla niej nową lokalizację - Birmę.

Przed Adidasem był Nike, który już w 2009 r. zamknął swoje chińskie fabryki i zwolnił 1400 pracowników. Robią to i mniej znane firmy obuwnicze, i tekstylne, które szukają tańszej siły roboczej. Preferowane kierunki - Bangladesz, Wietnam i Indonezja. Powód jest oczywisty: w chińskiej fabryce tekstylnej średnia pensja wynosi już między 188 a 300 euro. W Azji Południowo-Wschodniej - dwa razy mniej.

Koncerny tekstylne będzie nadal ciągnąć do Chin - ale już nie jako do taniej fabryki, tylko do wielkiego rynku. Adidas do końca roku otworzy 600 sklepów firmowych w ponad 300 chińskich miastach. Dla niemieckiego giganta tamten rynek jest niczym koło ratunkowe - w pierwszym kwartale 2012 roku zarobił 3,8 mld dol., ale głównie dlatego, że sprzedaż w Chinach wzrosła o 26 proc. W pogrążonej w kryzysie Europie spadła w tym czasie o 7 proc.

                                         źródło: Wyborcza

                    

Brak komentarzy: