Szukaj na tym blogu

niedziela, 14 maja 2017

Piotr Kuczyński realista

 Zawsze twierdziłem, że powinniśmy przyjąć euro wtedy, kiedy nasza gospodarka będzie bliska gospodarki przynajmniej Francji, jeżeli nie Niemiec. Gdyby różnica między naszymi potencjałami wynosiła 20-30 proc., a nie 300 proc. jak obecnie. Z punktu widzenia rynku pracy nadal należałoby tak twierdzić, ponieważ jeżeli jest szok zewnętrzny, to wtedy - mając własną walutę - możemy reagować osłabieniem złotego, tak jak zrobiliśmy w czasie kryzysu 2008 roku. W takiej sytuacji możliwe jest też gwałtowne obniżenie stóp procentowych i możemy się jakoś bronić. Jeżeli mamy euro i decyduje Europejski Bank Centralny, który niekoniecznie musi uwzględniać nasz interes, to wtedy możemy reagować tylko wzrostem bezrobocia - i to jest to zagrożenie"."Tyle, że jeżeli mielibyśmy wybór między dwiema złymi opcjami czyli: nie przyjmujemy euro, zostajemy krajem unijnej drugiej prędkości lub przyjmujemy euro i ryzykujemy, że w razie czego stopa bezrobocia wzrośnie o kilka punktów proc., to ja bym jednak wolał to drugie wyjście. Tym bardziej, że i tak chodziłoby o retoryczną deklarację, bo w perspektywie najbliższych pięciu lat nasz akces do eurozony i tak jest niemożliwy. Taka deklaracja pozwoliłaby nam jednak uniknąć zmarginalizowania, bylibyśmy poważnie traktowani i wciągani w dyskusję, mielibyśmy możliwość współdecydowania".

Brak komentarzy: