(skrocona i troche redagowana przez kota)
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/serwis-klimatyczny/20131222/klein-walczmy-zanim-wszyscy-trafimy-przezuci-na-halde
Przykro mi, panowie,
ale społeczeństwo i planeta
są ważniejsze niż prawo do zysków.
Wciągu ostatnich 35 lat korporacje
wykorzystywały różne formy kryzysu
– szok ekonomiczny, katastrofy naturalne, wojny
– by wprowadzać rozwiazania
służące wzbogaceniu się wąskiej elity:
-Niszczac regulacje,
tnac wydatki na politykę społeczną i
wymuszajac prywatyzacje. […]
Grecja,
spreparowane bankructwo Detroit,
zrzucanie przez Stephena Harpera winy
za własne nieudolne rozwiązania
na związki zawodowe.
Wykorzystywanie społecznego lęku
do pomnażania prywatnych zysków
ma się świetnie.
Wiecie o tym, jesteście tego świadkami.
Kiedys wydawało mi się, że
zrozumienie działania tej strategii wystarczy,
by ją powstrzymać.
Myliłam się.
– Widzieliśmy olbrzymią mobilizację
na ulicach Grecji, Hiszpanii, Włoch,
Francji, na Wyspach Brytyjskich.
Okupujemy Wall Street i Bay Street, i
niezliczone inne miejsca.
Część ruchów, które powstały w ostatnich latach,
ma zdolność przetrwania,
jednak zbyt wiele powstaje i rozpala nadzieje tylko po to, by zniknąć lub się wypalić.
Próbujemy się organizować na gruzach
trzydziestoletniej wojny
wymierzonej w przestrzeń publiczną
i prawa pracownicze.
Wojna ta była tak kompletna, tak sprawna, że
dziś wiele z tych ruchów społecznych
nie ma na czym stanąć.
Okupujemy place czy parki,
by móc się spotkać,
organizujemy się w szkołach,
ta podstawa zawsze była ulotna.
Te
ruchy łatwo po prostu przeczekać lub
wyrzucić z pomocą brutalnej siły.
Nowe ruchu społeczne
mają wiele do zaoferowania:
możliwość mobilizacji wielkiej liczby osób,
różnorodność, gotowość do podjęcia ryzyka,
nowe metody organizowania się,
przywiązanie do wewnętrznej demokracji.
Ale te ruchy potrzebują tczegos wiecej:
instytucjonalnej siły, radykalnej historii i
– może przede wszystkim
– możliwości zakotwiczenia,
by wraz z wypłynięciem na powierzchnię
nie porwał ich prąd.
Musimy nauczyć się
budować solidne struktury
na gruzach neoliberalizmu.
– zmiana musi być oddolna,
wynikająca
z pełnego zaangażowania członków.
Trzeba więc się ruszyć
i rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz.
Nie z opinią publiczną i mediami, ale
ożywiając członków własnej grupy
za pomocą podzielanej przez nas diagnozy.
-Brak wiary,
że uda się nam coś zbudować w ich miejsce.
dla mojego pokolenia,
dla pokolenia młodszego ode mnie,
cięcia, deregulacja i prywatyzacja
to jedyne, co znamy.
Nie mamy doświadczenia
w marzeniu i budowaniu. Jedynie w obronie.
To wydaje mi się kluczem do walki.
Wiemy, jaki jest projekt Stephena Harpera – on zna tylko jeden pomysł na budowę gospodarki. Kopmy wiele dziur, kładźmy wiele rur. Załadujmy to, co płynie rurami, na statki, wagony lub samochody i wyślijmy do miejsc, gdzie będzie można to poddać rafinacji albo spalać.
I jeszcze raz, tylko więcej i szybciej.
Zanim ktokolwiek się połapie, że to jego jedyny pomysł […]
– podczas gdy gospodarka sypie się na naszych oczach.
To dlatego dla rządu tak istotne jest przyspieszenie wydobycia ropy i gazu i dlatego toczy się wojna przeciwko wszystkim, którzy stoją na drodze – organizacjom ekologicznym, Indianom kanadyjskim i innym społecznościom. Także dlatego rząd Harpera jest w stanie poświęcić podstawy wytwórstwa w tym kraju, tocząc wojnę z robotnikami, walcząc z waszymi najbardziej podstawowymi prawami.
Nie chodzi jednie o dostęp do konkretnych surowców – Harper reprezentuje pewien osobliwy pogląd. Nazywam go czasami „ekstraktywizmem”. Innym razem mówię wprost o kapitalizmie.
To podejście do świata opiera się na tym,
że coś się zabiera i nie oddaje.
Zabiera się tak, jakby nie było granic:
granic wytrzymałości ciał robotników;
granic tego, co może znieść społeczeństwo
i dalej funkcjonować;
granic eksploatowania planety.
W mentalności ekstraktywistycznej
praca jest takim samym towarem jak bitumin.
A z obu tych źródeł należy uzyskać
jak największą wartość
– także z was
– bez oglądania się na skutki uboczne.
Dla zdrowia, rodzin, tkanki społecznej,
praw człowieka. Gdy uderza kryzys,
znają tylko jedno rozwiązanie:
zabrać więcej, szybciej.
Na każdym froncie. To ich historia.
Jesteśmy w niej uwięzieni.
To broń wymierzona w nas wszystkich.
Aby ją pokonać, potrzebujemy własnej.
Zmiany klimatu: nie odwracajcie wzroku
Obecny model gospodarczy
nie tylko toczy wojnę
przeciwko robotnikom, wspólnotom,
usługom publicznym i
zabezpieczeniom socjalnym.
Toczy wojnę przeciwko systemom
podtrzymującym życie na tej planecie.
Przeciwko warunkom sprawiającym,
że jest ono możliwe.
......gdy się bierze, należy też dawać.
Są limity, których nie możemy już przekroczyć.
Nasze zdrowie w przyszłości wymaga od nas
nie kopania głębszych dziur, lecz
spojrzenia w głąb siebie
– aby zrozumieć, że
losy nas wszystkich są połączone. [...]
...dołączyliście do grona odrzucających istnienie
wywoływanych przez człowieka
zmian klimatycznych
Chcę wam jednak powiedzieć, że zmiany klimatu
– gdy rozumie się ich gospodarcze i moralne implikacje
– mogą być najsilniejszą bronią
w rękach progresywnych organizacji
w ich walce o równość i sprawiedliwość społeczną.
Musimy przestać uciekać od kryzysu klimatycznego,
zrzucając go na organizacje chroniące środowisko.
Przyswójmy wreszcie wiedzę o tym, że
rewolucja przemysłowa,
która umożliwiła dobrobyt naszego społeczeństwa,
dziś zagraża ekosystemom i przez to całości życia.
....nastapia nieodwracqlne zmiany klimatu,
jeśli pozwolimy przemysłowi naftowemu,
by postawił na swoim.
Nie wzywam was do porzucania czegokolwiek.
Stoję po stronie poglądu, że
zagrożenie związane z klimatem
czyni walkę z cięciami
jeszcze bardziej naglącą,
jeżeli potrzebujemy publicznych usług
i publicznej infrastruktury,
by obniżyć emisje i chronić się
przed skutkami burz.
Zmiany klimatu
uprawomocniają większość żądań lewicy
wysuwanych od dziesiątek lat. […]
Musimy ożywić i wymyślić na nowo
sferę publiczną.
Jeśli chcemy obniżyć emisje,
potrzebujemy metra, tramwajów i „czystej” kolei,
które nie tylko są dostępne wszędzie,
ale także tanie i dla każdego.
Potrzebujemy
energooszczędnego mieszkalnictwa
w pobliżu tych szlaków komunikacyjnych.
Potrzebujemy nie „oczyszczania miasta”,
a eliminacji problemu śmieci. […]
Przez dziesięciolecia walczyliśmy
ze stopniowym głodzeniem sfery publicznej.
Raz po raz byliśmy świadkami, jak
trwające dekady cięcia
pozbawiają nas odporności na katastrofy:
burze przełamują zapory,
ulewy zmywają śmieci do jezior, pożary szaleją,
podczas gdy malejące grono strażaków
jest nisko opłacane. […]
Nasza przyszłość zależy od
umiejętności robienia czegoś,
czego od tak dawna nam się odmawia:
działania zbiorowego.
Odnowienie sfery publicznej oznacza
miliony dobrze płatnych,
uzwiązkowionych miejsc pracy.
Miejsc pracy, które nie przyspieszają
globalnego ocieplenia.
Nie chodzi jedynie o
robotników budowlanych,
monterów, specjalistów od hydrauliki,
którzy zyskają nowe miejsca pracy.
Już dziś duże sektory gospodarki opierają się
na małym zużyciu paliw kopalnych.
To one właśnie są
atakowane najbardziej bezpardonowo,
mierząc się nie tylko z cięciami, ale i pogardą.
Tak się bowiem składa,
że są to miejsca pracy
zajmowane przez kobiety,
imigrantów, nie-białych.
A to właśnie te sektory
powinniśmy rozwijać na wielką skalę:
opiekę, edukację, służbę sanitarną, usługi.
Zmiana kiepsko opłacanych miejsc pracy
w sektorze niewymagającym
wielkiego zużycia energii w dobrze płatne,
szanowane zawody
-rozwiązaniem dla klimatu.
Uzdrowienie kraju
po trzydziestu latach neoliberalnego plądrowania,
programem dla naszej planety.
Organizacje ekologiczne same
nie poprowadzą takiej rewolucji.
Żadna partia polityczna
nie podoła temu zadaniu.
Jak za to zapłacić?
Pozostaje ważne pytanie:
jak mamy za to wszystko zapłacić?
Przecież jesteśmy spłukani, tak?
To przynajmniej mówi nam rzad.
Przy tak wysokiej stawce
nie wystarczy powiedzieć: „Nie mamy pieniędzy”,
jakby to załatwiało sprawę.
Wiemy przecież, że jeśli chodzi
o bailout dla banków albo kolejną wojnę,
rządy zawsze znajdują pieniądze.
Musimy pójść za pieniędzmi
– to znaczy do firm wydobywczych i
finansujących je banków.
Musimy położyć rękę na choćby
części ich niesamowitych zysków,
posprzątać część spowodowanego przez nich bałaganu.
Prosty pomysł, dobrze umocowany w prawie:
za zanieczyszczenia płacą ci,
którzy je powodują.
Wiemy, że nie zdobędziemy pieniędzy
przez dalsze wydobycie.
Skoro więc przemysł wydobywczy
będzie się zwijał
– musimy wydobywać mniej,
by przechwycić więcej zysków.
Jest na to wiele sposobów.
Narodowy podatek od wydobycia i
większe koszty koncesji
to te najbardziej oczywiste.
Podatek od transakcji finansowych
bardzo by pomógł.
Całościowa podwyżka podatków dla korporacji .
Jeśli to zrobić, to okaże się, że
kopanie dziur i drążenie tuneli
to nie są jedyne możliwe opcje.
Niedawne badania porównały
wartość dla społeczeństwa,
jaka płynie z pięciomiliardowej inwestycji
w rurociąg i
pakietu inwestycyjnego dla zielonego rozwoju.
Jeśli wydamy te pieniądze na rurociąg,
uzyskamy tymczasowe miejsca pracy
w przemyśle budowlanym,
yski dla prywatnego sektora i
poważne publiczne koszty
związane ze zniszczeniem środowiska.
Uzyskamy przynajmniej
trzykrotnie więcej miejsc pracy
– nie mówiąc o bezpieczniejszej przyszłości. Faktycznie miejsc pracy może być jeszcze więcej, zależy od ich profilu. W najlepszym układzie
....zielone inwestycje mogą stworzyć 34 razy więcej miejsc pracy niż kolejny rurociąg.
A jak zdobyć pięć miliardów dolarów
na inwestycje publiczne, takie jak ta?
Minimalny podatek od wydobycia, 10 dolarów od tony, wystarczyłby w zupełności.
I mielibyśmy dzięki niemu 5 miliardów
na inwestycje co roku.
W przeciwieństwie do jednorazowej budowy rurociągu.
....nie tylko „nie” projektom olbrzymich rurociągów w stylu Northern Gateway, ale także
z całą mocą mówiąc „tak”
rozwiązaniom służącym
budowaniu i finansowaniu zielonej infrastruktury.
Te rozwiązania zderzają się czołowo
z dominującą ideologią,
która mówi, że
nie możemy
podwyższać podatków korporacjom, nie możemy odmawiać inwestowania i nie możemy aktywnie współdecydować o kształcie naszej gospodarki – że powinniśmy to wszystko zostawić magii rynków. Cóż,
widzieliśmy jak sektor prywatny radzi sobie z kryzysem. energetyka, redystrybucja władzy, infrastruktury i inwestycji. Demokratycznie kontrolowany,
zdecentralizowany system energetyczny
kierowany w imię dobra publicznego.
Ta kwestia jest coraz częściej nazywana
„demokracją energetyczną”
i nie jest to w świecie związków idea nowa. […] „Power to the people” to świetne hasło na początek.
Lokalne rządy,
które chciały się uaktywnić
i zrobiły to w najodważniejszy sposób,
są ciągane po sądach.
Handel
Najwyższy czas pozbyć się
porozumień o wolnym handlu
raz na zawsze.
I na pewno nie podpisywać nowych.
Walczyliście z nimi, bo
podkopują prawa pracownicze,
ponieważ zmuszają do wyścigu na dno,
ponieważ są olbrzymim wsparciem dla korporacji.
Korporacyjna globalizacja jest nie tylko
w znacznym stopniu odpowiedzialna za wzrost emisji;
logika wolnego handlu wprost blokuje
możliwość wprowadzenia
konkretnych rozwiązań wobec zmian klimatu.
Kilka krótkich przykładów. Zielony Plan Energetyczny Ontario jest daleki od ideału. Ale ma bardzo rozsądne założenie: „kupuj lokalnie”, które gwarantuje, że próby pozyskiwania energii słonecznej i wiatrowej skutkują zwiększeniem liczby miejsc pracy i mają pozytywne skutki ekonomiczne dla lokalnej społeczności. To podstawowe założenie sprawiedliwej transformacji. Cóż, Światowa Organizacja Handlu orzekła, że ten punkt planu jest niezgodny z prawem. CAW już odpowiedział walką – ale to niejedyne zielone rozwiązanie, które będzie w ten sposób kwestionowane.
Inny przykład. Quebec zakazał szczelinowania – odważny ruch, który został podjęty przez dwa kolejne rządy. Ale amerykańska firma wydobywcza chce pozwać Kanadę i żąda ćwierć miliarda dolarów na postawie punktu 11 NAFTA [North American Free Trade Agreement – Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu], twierdząc, że zakaz narusza „wartościowe prawo do wydobycia ropy i gazu spod dna rzeki St. Lawrence”. Powinniśmy się byli tego spodziewać. Ponad dziesięć lat temu jeden z urzędników WTO powiedział, że ich statut pozwala kwestionować „właściwie wszystkie środki zmierzające do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych”. Innymi słowy: tym maniakom wydaje się, że wszystko powinno się nagiąć do wymogów wolnego handlu, łącznie z dobrem samej planety.
Jeśli kiedykolwiek był dobry argument za tym,
by to zatrzymać – jest nim zmiana klimatyczna.
Linia frontu nigdy nie była widoczna tak wyraźnie.
Zmiany klimatu są argumentem,
który przeważa nad wszystkimi
w bitwie przeciwko wolnemu handlowi dla korporacji.
To są spory etyczne, które możemy wygrać. I nie musimy czekać, aż rząd da nam pozwolenie. Następnym razem, gdy zamkną fabrykę produkującą maszyny – samochody, traktory, samoloty – nie pozwólcie im na to. Zróbcie to, co robią robotnicy od Argentyny do Grecji przez Chicago: okupujcie fabrykę. Zamieńcie ją w zieloną spółdzielnię robotniczą. Bądźcie ponad gorzkie negocjacje ostatnich odpraw dla pracowników. Domagajcie się zasobów od firm i rządów, by zacząć budować nową gospodarkę, tu i teraz. Niezależnie, czy chodzi o pociągi elektryczne czy wiatraki. Niech fabryka będzie latarnią dla studentów walczących z biedą, ekologów, lokalnych społeczności. Wszystkich chcących walczyć w imię tej wizji. Zmiany klimatu są jest narzędziem. Sięgnijcie po nie. Używajcie go i żądajcie tego, co wydaje się niemożliwe.
...polityczna siła może powstać dzięki
nagłości i naukowej podstawie
kwestii kryzysu klimatycznego.
Jeśli pozostaniemy wierni wizji, że działania wobec zmian klimatycznych są konieczne w obliczu ekologicznego załamania – rozmowa będzie wyglądała inaczej.
Uwolnimy się ze szponów sztywnej logiki rynkowej,
w ramach której ciągle się nam powtarza,
że powinniśmy wymagać mniej, chcieć mniej –
przeniesiemy się na grunt rozmowy etycznej.
jakimi chcemy być ludźmi,
jakiego świata chcemy dla nas i naszych dzieci.
W imieniu odważnego, odmiennego modelu gospodarczego,
który oferuje rozwiązania dla atakowanych ludzi pracy, biednych i samej Ziemi – nie będziecie się musieli martwić o wasze znaczenie i trwałość. Będziecie w pierwszym szeregu walki o przyszłość, a wszyscy inni – także opozycja – będą musieli podążać za wami lub zostać w tyle. [...]
Kiedy tego lata przebywałam na terenie piasków roponośnych, nie mogłam przestać o tym myśleć. „Nadkład” to słowo, którym firmy górnicze określają „zbędną ziemię pokrywającą zasoby mineralne”. Ale firmy górnicze mają dziwną definicję tego, co „zbędne”. Zawierają się w niej lasy, żyzna ziemia, skały, glina – wszystko, co dzieli ich od złota, miedzi czy bituminu. Nadkład to życie, które stoi na drodze do pieniędzy. Życie traktowane jak śmieci. Gdy mijałam hałdy przekopanej ziemi porzuconej przy drodze, uderzyło mnie, że nie chodzi tu jedynie o piękny i gęsty las, który jest dla tych firm nadkładem. My wszyscy jesteśmy nadkładem.
Z całą pewnością tak widzi nas rząd Harpera.
Taki świat zgotował nam zderegulowany kapitalizm.
Świat, w którym
wszyscy możemy zostać odrzuceni na bok,
przeżuci, na hałdzie.
Ale nadkład ma także inne znaczenie: nałożenie czegoś zbyt dużo, przesadne obciążenie wykraczające poza ograniczenia. I to jest świetny opis tego, czego dziś doświadczamy.
Atmosfera jest przeciążona gazami, które w nią pompujemy. I w tym właśnie kontekście słyszymy głośne „DOŚĆ!”,
„Jestem wart więcej” Słyszymy to od studentów z Quebecu, którzy zeszłego lata zdecydowali się powiedzieć „nie” podwyżkom czesnego i zainicjowali debatę o edukacji, po drodze wyrzucając z fotela urzędujący rząd. Słyszymy to od czterech kobiet, które powiedziały „nie” atakom Harpera na prawną ochronę środowiska i prawa ludów tubylczych [...]. Słyszymy głośne „nie” ze strony samej planety, która walczy w jedyny znany sobie sposób.
Życie daje o sobie znać wszędzie, jakby upewniając się, że nie da się zepchnąć do roli nadkładu.
słowa, nie czyny,
potrzebujemy,
aby to były czyny, nie słowa.
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/serwis-klimatyczny/20131222/klein-walczmy-zanim-wszyscy-trafimy-przezuci-na-halde
Przykro mi, panowie,
ale społeczeństwo i planeta
są ważniejsze niż prawo do zysków.
Wciągu ostatnich 35 lat korporacje
wykorzystywały różne formy kryzysu
– szok ekonomiczny, katastrofy naturalne, wojny
– by wprowadzać rozwiazania
służące wzbogaceniu się wąskiej elity:
-Niszczac regulacje,
tnac wydatki na politykę społeczną i
wymuszajac prywatyzacje. […]
Grecja,
spreparowane bankructwo Detroit,
zrzucanie przez Stephena Harpera winy
za własne nieudolne rozwiązania
na związki zawodowe.
Wykorzystywanie społecznego lęku
do pomnażania prywatnych zysków
ma się świetnie.
Wiecie o tym, jesteście tego świadkami.
Kiedys wydawało mi się, że
by ją powstrzymać.
Myliłam się.
– Widzieliśmy olbrzymią mobilizację
na ulicach Grecji, Hiszpanii, Włoch,
Francji, na Wyspach Brytyjskich.
Okupujemy Wall Street i Bay Street, i
niezliczone inne miejsca.
Część ruchów, które powstały w ostatnich latach,
ma zdolność przetrwania,
jednak zbyt wiele powstaje i rozpala nadzieje tylko po to, by zniknąć lub się wypalić.
Próbujemy się organizować na gruzach
trzydziestoletniej wojny
wymierzonej w przestrzeń publiczną
i prawa pracownicze.
Wojna ta była tak kompletna, tak sprawna, że
dziś wiele z tych ruchów społecznych
nie ma na czym stanąć.
Okupujemy place czy parki,
by móc się spotkać,
organizujemy się w szkołach,
ta podstawa zawsze była ulotna.
Te
ruchy łatwo po prostu przeczekać lub
wyrzucić z pomocą brutalnej siły.
Nowe ruchu społeczne
mają wiele do zaoferowania:
możliwość mobilizacji wielkiej liczby osób,
różnorodność, gotowość do podjęcia ryzyka,
nowe metody organizowania się,
przywiązanie do wewnętrznej demokracji.
Ale te ruchy potrzebują tczegos wiecej:
instytucjonalnej siły, radykalnej historii i
– może przede wszystkim
– możliwości zakotwiczenia,
by wraz z wypłynięciem na powierzchnię
nie porwał ich prąd.
Musimy nauczyć się
budować solidne struktury
na gruzach neoliberalizmu.
– zmiana musi być oddolna,
wynikająca
z pełnego zaangażowania członków.
Trzeba więc się ruszyć
i rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz.
Nie z opinią publiczną i mediami, ale
ożywiając członków własnej grupy
za pomocą podzielanej przez nas diagnozy.
-Brak wiary,
że uda się nam coś zbudować w ich miejsce.
dla mojego pokolenia,
dla pokolenia młodszego ode mnie,
cięcia, deregulacja i prywatyzacja
to jedyne, co znamy.
Nie mamy doświadczenia
w marzeniu i budowaniu. Jedynie w obronie.
To wydaje mi się kluczem do walki.
Nie możemy jedynie
odrzucać dominującej narracji o tym,
jak działa świat.
Potrzebujemy własnej opowieści,
jak mógłby działać.
Nie możemy jedynie odrzucać ich kłamstw.
Potrzebujemy prawd tak mocnych,
że rozbiją kłamstwa przy pierwszym zetknięciu.
Nie możemy jedynie odrzucać ich projektu.
Potrzebujemy własnego.
odrzucać dominującej narracji o tym,
jak działa świat.
Potrzebujemy własnej opowieści,
jak mógłby działać.
Nie możemy jedynie odrzucać ich kłamstw.
Potrzebujemy prawd tak mocnych,
że rozbiją kłamstwa przy pierwszym zetknięciu.
Nie możemy jedynie odrzucać ich projektu.
Potrzebujemy własnego.
Wiemy, jaki jest projekt Stephena Harpera – on zna tylko jeden pomysł na budowę gospodarki. Kopmy wiele dziur, kładźmy wiele rur. Załadujmy to, co płynie rurami, na statki, wagony lub samochody i wyślijmy do miejsc, gdzie będzie można to poddać rafinacji albo spalać.
I jeszcze raz, tylko więcej i szybciej.
Zanim ktokolwiek się połapie, że to jego jedyny pomysł […]
– podczas gdy gospodarka sypie się na naszych oczach.
To dlatego dla rządu tak istotne jest przyspieszenie wydobycia ropy i gazu i dlatego toczy się wojna przeciwko wszystkim, którzy stoją na drodze – organizacjom ekologicznym, Indianom kanadyjskim i innym społecznościom. Także dlatego rząd Harpera jest w stanie poświęcić podstawy wytwórstwa w tym kraju, tocząc wojnę z robotnikami, walcząc z waszymi najbardziej podstawowymi prawami.
Nie chodzi jednie o dostęp do konkretnych surowców – Harper reprezentuje pewien osobliwy pogląd. Nazywam go czasami „ekstraktywizmem”. Innym razem mówię wprost o kapitalizmie.
To podejście do świata opiera się na tym,
że coś się zabiera i nie oddaje.
Zabiera się tak, jakby nie było granic:
granic wytrzymałości ciał robotników;
granic tego, co może znieść społeczeństwo
i dalej funkcjonować;
granic eksploatowania planety.
W mentalności ekstraktywistycznej
praca jest takim samym towarem jak bitumin.
A z obu tych źródeł należy uzyskać
jak największą wartość
– także z was
– bez oglądania się na skutki uboczne.
Dla zdrowia, rodzin, tkanki społecznej,
praw człowieka. Gdy uderza kryzys,
znają tylko jedno rozwiązanie:
zabrać więcej, szybciej.
Na każdym froncie. To ich historia.
Jesteśmy w niej uwięzieni.
To broń wymierzona w nas wszystkich.
Aby ją pokonać, potrzebujemy własnej.
Zmiany klimatu: nie odwracajcie wzroku
Obecny model gospodarczy
nie tylko toczy wojnę
przeciwko robotnikom, wspólnotom,
usługom publicznym i
zabezpieczeniom socjalnym.
Toczy wojnę przeciwko systemom
podtrzymującym życie na tej planecie.
Przeciwko warunkom sprawiającym,
że jest ono możliwe.
......gdy się bierze, należy też dawać.
Są limity, których nie możemy już przekroczyć.
Nasze zdrowie w przyszłości wymaga od nas
nie kopania głębszych dziur, lecz
spojrzenia w głąb siebie
– aby zrozumieć, że
losy nas wszystkich są połączone. [...]
...dołączyliście do grona odrzucających istnienie
wywoływanych przez człowieka
zmian klimatycznych
Chcę wam jednak powiedzieć, że zmiany klimatu
– gdy rozumie się ich gospodarcze i moralne implikacje
– mogą być najsilniejszą bronią
w rękach progresywnych organizacji
w ich walce o równość i sprawiedliwość społeczną.
Musimy przestać uciekać od kryzysu klimatycznego,
zrzucając go na organizacje chroniące środowisko.
Przyswójmy wreszcie wiedzę o tym, że
rewolucja przemysłowa,
która umożliwiła dobrobyt naszego społeczeństwa,
dziś zagraża ekosystemom i przez to całości życia.
....nastapia nieodwracqlne zmiany klimatu,
jeśli pozwolimy przemysłowi naftowemu,
by postawił na swoim.
Nie wzywam was do porzucania czegokolwiek.
Stoję po stronie poglądu, że
zagrożenie związane z klimatem
czyni walkę z cięciami
jeszcze bardziej naglącą,
jeżeli potrzebujemy publicznych usług
i publicznej infrastruktury,
by obniżyć emisje i chronić się
przed skutkami burz.
Zmiany klimatu
uprawomocniają większość żądań lewicy
wysuwanych od dziesiątek lat. […]
Musimy ożywić i wymyślić na nowo
sferę publiczną.
Jeśli chcemy obniżyć emisje,
potrzebujemy metra, tramwajów i „czystej” kolei,
które nie tylko są dostępne wszędzie,
ale także tanie i dla każdego.
Potrzebujemy
energooszczędnego mieszkalnictwa
w pobliżu tych szlaków komunikacyjnych.
Potrzebujemy nie „oczyszczania miasta”,
a eliminacji problemu śmieci. […]
Przez dziesięciolecia walczyliśmy
ze stopniowym głodzeniem sfery publicznej.
Raz po raz byliśmy świadkami, jak
trwające dekady cięcia
pozbawiają nas odporności na katastrofy:
burze przełamują zapory,
ulewy zmywają śmieci do jezior, pożary szaleją,
podczas gdy malejące grono strażaków
jest nisko opłacane. […]
Nasza przyszłość zależy od
umiejętności robienia czegoś,
czego od tak dawna nam się odmawia:
działania zbiorowego.
Odnowienie sfery publicznej oznacza
miliony dobrze płatnych,
uzwiązkowionych miejsc pracy.
Miejsc pracy, które nie przyspieszają
globalnego ocieplenia.
Nie chodzi jedynie o
robotników budowlanych,
monterów, specjalistów od hydrauliki,
którzy zyskają nowe miejsca pracy.
Już dziś duże sektory gospodarki opierają się
na małym zużyciu paliw kopalnych.
To one właśnie są
atakowane najbardziej bezpardonowo,
mierząc się nie tylko z cięciami, ale i pogardą.
Tak się bowiem składa,
że są to miejsca pracy
zajmowane przez kobiety,
imigrantów, nie-białych.
A to właśnie te sektory
powinniśmy rozwijać na wielką skalę:
opiekę, edukację, służbę sanitarną, usługi.
Zmiana kiepsko opłacanych miejsc pracy
w sektorze niewymagającym
wielkiego zużycia energii w dobrze płatne,
szanowane zawody
-rozwiązaniem dla klimatu.
Uzdrowienie kraju
po trzydziestu latach neoliberalnego plądrowania,
programem dla naszej planety.
Organizacje ekologiczne same
nie poprowadzą takiej rewolucji.
Żadna partia polityczna
nie podoła temu zadaniu.
Jak za to zapłacić?
Pozostaje ważne pytanie:
jak mamy za to wszystko zapłacić?
Przecież jesteśmy spłukani, tak?
To przynajmniej mówi nam rzad.
Przy tak wysokiej stawce
nie wystarczy powiedzieć: „Nie mamy pieniędzy”,
jakby to załatwiało sprawę.
Wiemy przecież, że jeśli chodzi
o bailout dla banków albo kolejną wojnę,
rządy zawsze znajdują pieniądze.
Musimy pójść za pieniędzmi
– to znaczy do firm wydobywczych i
finansujących je banków.
Musimy położyć rękę na choćby
części ich niesamowitych zysków,
posprzątać część spowodowanego przez nich bałaganu.
Prosty pomysł, dobrze umocowany w prawie:
za zanieczyszczenia płacą ci,
którzy je powodują.
Wiemy, że nie zdobędziemy pieniędzy
przez dalsze wydobycie.
Skoro więc przemysł wydobywczy
będzie się zwijał
– musimy wydobywać mniej,
by przechwycić więcej zysków.
Jest na to wiele sposobów.
Narodowy podatek od wydobycia i
większe koszty koncesji
to te najbardziej oczywiste.
Podatek od transakcji finansowych
bardzo by pomógł.
Całościowa podwyżka podatków dla korporacji .
Jeśli to zrobić, to okaże się, że
kopanie dziur i drążenie tuneli
to nie są jedyne możliwe opcje.
Niedawne badania porównały
wartość dla społeczeństwa,
jaka płynie z pięciomiliardowej inwestycji
w rurociąg i
pakietu inwestycyjnego dla zielonego rozwoju.
Jeśli wydamy te pieniądze na rurociąg,
uzyskamy tymczasowe miejsca pracy
w przemyśle budowlanym,
yski dla prywatnego sektora i
poważne publiczne koszty
związane ze zniszczeniem środowiska.
Uzyskamy przynajmniej
trzykrotnie więcej miejsc pracy
– nie mówiąc o bezpieczniejszej przyszłości. Faktycznie miejsc pracy może być jeszcze więcej, zależy od ich profilu. W najlepszym układzie
....zielone inwestycje mogą stworzyć 34 razy więcej miejsc pracy niż kolejny rurociąg.
A jak zdobyć pięć miliardów dolarów
na inwestycje publiczne, takie jak ta?
Minimalny podatek od wydobycia, 10 dolarów od tony, wystarczyłby w zupełności.
I mielibyśmy dzięki niemu 5 miliardów
na inwestycje co roku.
W przeciwieństwie do jednorazowej budowy rurociągu.
....nie tylko „nie” projektom olbrzymich rurociągów w stylu Northern Gateway, ale także
z całą mocą mówiąc „tak”
rozwiązaniom służącym
budowaniu i finansowaniu zielonej infrastruktury.
Te rozwiązania zderzają się czołowo
z dominującą ideologią,
która mówi, że
nie możemy
podwyższać podatków korporacjom, nie możemy odmawiać inwestowania i nie możemy aktywnie współdecydować o kształcie naszej gospodarki – że powinniśmy to wszystko zostawić magii rynków. Cóż,
widzieliśmy jak sektor prywatny radzi sobie z kryzysem. energetyka, redystrybucja władzy, infrastruktury i inwestycji. Demokratycznie kontrolowany,
zdecentralizowany system energetyczny
kierowany w imię dobra publicznego.
Ta kwestia jest coraz częściej nazywana
„demokracją energetyczną”
i nie jest to w świecie związków idea nowa. […] „Power to the people” to świetne hasło na początek.
Lokalne rządy,
które chciały się uaktywnić
i zrobiły to w najodważniejszy sposób,
są ciągane po sądach.
Handel
Najwyższy czas pozbyć się
porozumień o wolnym handlu
raz na zawsze.
I na pewno nie podpisywać nowych.
Walczyliście z nimi, bo
podkopują prawa pracownicze,
ponieważ zmuszają do wyścigu na dno,
ponieważ są olbrzymim wsparciem dla korporacji.
Korporacyjna globalizacja jest nie tylko
w znacznym stopniu odpowiedzialna za wzrost emisji;
logika wolnego handlu wprost blokuje
możliwość wprowadzenia
konkretnych rozwiązań wobec zmian klimatu.
Kilka krótkich przykładów. Zielony Plan Energetyczny Ontario jest daleki od ideału. Ale ma bardzo rozsądne założenie: „kupuj lokalnie”, które gwarantuje, że próby pozyskiwania energii słonecznej i wiatrowej skutkują zwiększeniem liczby miejsc pracy i mają pozytywne skutki ekonomiczne dla lokalnej społeczności. To podstawowe założenie sprawiedliwej transformacji. Cóż, Światowa Organizacja Handlu orzekła, że ten punkt planu jest niezgodny z prawem. CAW już odpowiedział walką – ale to niejedyne zielone rozwiązanie, które będzie w ten sposób kwestionowane.
Inny przykład. Quebec zakazał szczelinowania – odważny ruch, który został podjęty przez dwa kolejne rządy. Ale amerykańska firma wydobywcza chce pozwać Kanadę i żąda ćwierć miliarda dolarów na postawie punktu 11 NAFTA [North American Free Trade Agreement – Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu], twierdząc, że zakaz narusza „wartościowe prawo do wydobycia ropy i gazu spod dna rzeki St. Lawrence”. Powinniśmy się byli tego spodziewać. Ponad dziesięć lat temu jeden z urzędników WTO powiedział, że ich statut pozwala kwestionować „właściwie wszystkie środki zmierzające do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych”. Innymi słowy: tym maniakom wydaje się, że wszystko powinno się nagiąć do wymogów wolnego handlu, łącznie z dobrem samej planety.
Jeśli kiedykolwiek był dobry argument za tym,
by to zatrzymać – jest nim zmiana klimatyczna.
Linia frontu nigdy nie była widoczna tak wyraźnie.
Zmiany klimatu są argumentem,
który przeważa nad wszystkimi
w bitwie przeciwko wolnemu handlowi dla korporacji.
Przykro mi, panowie, ale zdrowie społeczeństwa i planety jest nieco ważniejsze niż wasze boskie prawo do nieprzyzwoitych zysków.
To są spory etyczne, które możemy wygrać. I nie musimy czekać, aż rząd da nam pozwolenie. Następnym razem, gdy zamkną fabrykę produkującą maszyny – samochody, traktory, samoloty – nie pozwólcie im na to. Zróbcie to, co robią robotnicy od Argentyny do Grecji przez Chicago: okupujcie fabrykę. Zamieńcie ją w zieloną spółdzielnię robotniczą. Bądźcie ponad gorzkie negocjacje ostatnich odpraw dla pracowników. Domagajcie się zasobów od firm i rządów, by zacząć budować nową gospodarkę, tu i teraz. Niezależnie, czy chodzi o pociągi elektryczne czy wiatraki. Niech fabryka będzie latarnią dla studentów walczących z biedą, ekologów, lokalnych społeczności. Wszystkich chcących walczyć w imię tej wizji. Zmiany klimatu są jest narzędziem. Sięgnijcie po nie. Używajcie go i żądajcie tego, co wydaje się niemożliwe.
...polityczna siła może powstać dzięki
nagłości i naukowej podstawie
kwestii kryzysu klimatycznego.
Jeśli pozostaniemy wierni wizji, że działania wobec zmian klimatycznych są konieczne w obliczu ekologicznego załamania – rozmowa będzie wyglądała inaczej.
Uwolnimy się ze szponów sztywnej logiki rynkowej,
w ramach której ciągle się nam powtarza,
że powinniśmy wymagać mniej, chcieć mniej –
przeniesiemy się na grunt rozmowy etycznej.
jakimi chcemy być ludźmi,
jakiego świata chcemy dla nas i naszych dzieci.
W imieniu odważnego, odmiennego modelu gospodarczego,
który oferuje rozwiązania dla atakowanych ludzi pracy, biednych i samej Ziemi – nie będziecie się musieli martwić o wasze znaczenie i trwałość. Będziecie w pierwszym szeregu walki o przyszłość, a wszyscy inni – także opozycja – będą musieli podążać za wami lub zostać w tyle. [...]
Kiedy tego lata przebywałam na terenie piasków roponośnych, nie mogłam przestać o tym myśleć. „Nadkład” to słowo, którym firmy górnicze określają „zbędną ziemię pokrywającą zasoby mineralne”. Ale firmy górnicze mają dziwną definicję tego, co „zbędne”. Zawierają się w niej lasy, żyzna ziemia, skały, glina – wszystko, co dzieli ich od złota, miedzi czy bituminu. Nadkład to życie, które stoi na drodze do pieniędzy. Życie traktowane jak śmieci. Gdy mijałam hałdy przekopanej ziemi porzuconej przy drodze, uderzyło mnie, że nie chodzi tu jedynie o piękny i gęsty las, który jest dla tych firm nadkładem. My wszyscy jesteśmy nadkładem.
Z całą pewnością tak widzi nas rząd Harpera.
- Związki są nadkładem, skoro wywalczone przez nie prawa stanowią barierę dla nieograniczonej chciwości.
- Ekolodzy są nadkładem, bo w kółko gadają o zmianach klimatu i wyciekach ropy.
- Ludy tubylcze są nadkładem, skoro ich prawa i skargi do sądów stoją na drodze wydobycia.
- Naukowcy są nadkładem, skoro ich badania dowodzą tego, o czym wam mówiłam.
- Demokracja jest dla naszego rządu nadkładem, czy chodzi o prawo do uczestniczenia w konsultacjach społecznych dotyczących środowiska, czy o prawo parlamentu do spotykania się i debatowania o przyszłości tego kraju.
Taki świat zgotował nam zderegulowany kapitalizm.
Świat, w którym
wszyscy możemy zostać odrzuceni na bok,
przeżuci, na hałdzie.
Ale nadkład ma także inne znaczenie: nałożenie czegoś zbyt dużo, przesadne obciążenie wykraczające poza ograniczenia. I to jest świetny opis tego, czego dziś doświadczamy.
Krusząca się infrastruktura jest przeciążona nowymi
wymogami i starymi zaniedbaniami. Nasi pracownicy są przeciążeni, bo
pracodawcy traktują ich ciała jak maszyny. Nasze ulice i schroniska są
przeciążone, bo czyjąś pracę uznano kiedyś za zbędną.
Atmosfera jest przeciążona gazami, które w nią pompujemy. I w tym właśnie kontekście słyszymy głośne „DOŚĆ!”,
„Jestem wart więcej” Słyszymy to od studentów z Quebecu, którzy zeszłego lata zdecydowali się powiedzieć „nie” podwyżkom czesnego i zainicjowali debatę o edukacji, po drodze wyrzucając z fotela urzędujący rząd. Słyszymy to od czterech kobiet, które powiedziały „nie” atakom Harpera na prawną ochronę środowiska i prawa ludów tubylczych [...]. Słyszymy głośne „nie” ze strony samej planety, która walczy w jedyny znany sobie sposób.
Życie daje o sobie znać wszędzie, jakby upewniając się, że nie da się zepchnąć do roli nadkładu.
słowa, nie czyny,
potrzebujemy,
aby to były czyny, nie słowa.
1 komentarz:
"społeczeństwo i planeta
są ważniejsze niż prawo do zysków."
Polaczenie ekologii z polityka w jedna calosc,
a nie rozdzielenia i konkurencji jak dotychczas,
to zasluga Naomi nie do przecenienia.
Prześlij komentarz