Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 9 października 2017

POżary w Kanadzie....Donna: – Wjechałam na sześćdziesiątkętrójkę. Po prawej stronie płonął las, po drugiej trawa, wszędzie gęsty dym. Z poprzedniej pracy miałam maskę gazową, to ją założyłam.

Choć zakrawa to na cud, nikt w pożarze nie zginął. Większość miasta też udało się strażakom uratować, ale jego mieszkańcy przez miesiąc nie mogli wrócić do Fort McMurray.
Spędzili ten czas w centrach ewakuacyjnych, akademikach, motelach, u przyjaciół i rodziny. Prowincja i jej mieszkańcy pomogli ewakuowanym.
„2 procent populacji Alberty zostało przemieszczone w największej ewakuacji w historii Kanady. Pozostałe 98 procent ochoczo wspomogło ich datkami, ubraniami, darmowymi posiłkami i niezliczonymi innymi wyrazami dobroci” 
Jennifer: – Początek mojej ulicy całkiem się spalił, ja mieszkam raptem trzy domy dalej. Trochę dym nas osmalił, poza tym nie ma zniszczeń. Jak wróciłam 23 maja i zobaczyłam te spalone domy, serce podeszło mi do gardła. A potem zobaczyłam, że nasz stoi, i się rozpłakałam.–

Brak komentarzy: