Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Generał i dziennikarka

Jak pani wie, byłem wychowywany - od niemowlęcia niemalże - w antyrosyjskości, w antyradzieckości. Mój dziadek, po którym mam imię, brał udział w powstaniu styczniowym, zesłano go na Sybir, przesiedział tam osiem lat. Mój ojciec walczył w wojnie 1920 roku jako ochotnik. Wtedy Rosji nienawidziłem. Ale potem, gdy poznałem zwykłego Rosjanina, Sybiraka, który dzielił się z nami kawałkiem chleba, kiedy zobaczyłem go cierpiącego jak my, ofiarnie walczącego na froncie, zweryfikowałem mój stosunek do nich. Lubię Rosję, lubię Rosjan. Choć to dziś niemodne.

.... lubię moich towarzyszy broni, Rosjan, z którymi wspólnie walczyłem na froncie. Wie pani, co to jest braterstwo broni? Kiedy obok siebie w walce ma się kolegę, na którego można liczyć, który gotów jest za ciebie umrzeć? To tworzy więź. Nie da się jej opisać.

Piłowałem z nimi 
wielkie syberyjskie sosny, rąbałem, układałem w pryzmy. 
Jak oni mar-złem i głodowałem.

mój ojciec wkrótce po wyjściu z łagrów umarł. Był mocno zbudowanym mężczyzną, masywnym, na granicy otyłości, z ogromnym temperamentem, bardzo energiczny, a po kilku miesiącach obozu wyszedł szkielet. Zjadł makuchę, wytłoczyny ze słonecznika, która w normalnych warunkach służy jako pokarm dla bydła, a nam zastępowała nieraz chleb, dostał krwawej dyzenterii i umarł.

Ryż mógł go uratować. 

Ale ryżu nie było. Lekarstw też nie było. Miał 53 lata.

Ojciec wpisał Pana na listę ochotników do armii Andersa. 

Nie zdążyłem. Tysiące Polaków nie zdążyło dotrzeć do Andersa. Nie mogliśmy wydostać się z tajgi. Miejscowe NKWD nie zezwalało na wyjazd, prawdopodobnie nie chcieli tracić siły roboczej. Z matką i siostrą zdecydowaliśmy się uciec. Pomógł nam jeden z wozaków. Bardzo niebezpieczna eskapada. Kiedy po tygodniu z perypetiami dotarliśmy do Bijska, gdzie urzędował tak zwany mąż zaufania, armia Andersa szykowała się już do wyjścia z Rosji. Najpierw powiedzieli mi: proszę czekać, nie nasza kolej. Powołania odbywały się regionami, a później okazało się, że jest za późno. Jedynym ratunkiem, zbawieniem, nadzieją na powrót do Polski stała się armia Berlinga.

Stalin? 

Geniusz. Dziś powiedziałbym, że to geniusz gry, manipulacji, intrygi. Genialny potwór. Zbrodniarz.

Co było w nim genialnego? 

Jego siła. Jego determinacja. On stawił opór Hitlerowi. On poprowadził do zwycięstwa. Początkowo wydawał mi się jakąś abstrakcyjną postacią z dalekiego Kremla. Ale gdy zobaczyłem na froncie radzieckich towarzyszy, którzy umierają z jego imieniem na ustach, gdy widziałem żołnierzy, którzy, krzycząc: "za rodinu! za Stalina!", rzucają się do boju i giną, uległem fascynacji. Najtęższe umysły ulegały podobnej fascynacji. Nie tylko my - młodzi i głupi.


"Mamusiu Kochana, pamiętaj - zapewniał Pan matkę jesienią 1943 roku - że ja zawsze pozostanę takim, jakim byłem, i moich przekonań nikt łatwo nie zmieni". 
[Wiem]
bezpośrednio od kolegów, którzy uczestniczyli w podobnych zdarzeniach. Ja kilka razy zabezpieczałem pociągi. Bo pociągi były zatrzymywane, wygarniano z nich członków partii, milicjantów, Żydów i albo rozstrzeliwano, albo rozbrajano i rozbierano. Kursowałem więc z żołnierzami na trasie Piotrków Trybunalski - Częstochowa, tam i z powrotem, i pilnowałem pociągów. Wcześniej mój pułk brał udział w walce z UPA na Lubelszczyźnie, w powiecie hrubieszowskim. Czym wtedy była tzw. Ukraińska Powstańcza Armia, tłumaczyć nie muszę.

jeżeli nawet przedwojenni oficerowie, moi starsi koledzy, mówili, że słusznie, to dlaczego miałem uważać inaczej? W wojsku krytyka sanacyjnych rządów i sanacyjnego dowództwa była bardzo silna. Poza tym argumenty, jakie nam przedstawiano, przemawiały do wyobraźni. Po pierwsze, oficerowie ci nie chcieli wrócić do Polski i włączyć się w odbudowę kraju, po drugie, wstąpili lub patronowali jakiemuś korpusowi posiłkowemu, który miał być quasi-armią polską na Zachodzie, i, po trzecie, liczyli na trzecią wojnę światową.

 Do roku 1988-89 byłem przekonany, żyłem w tym przekonaniu, że w Polsce utrzyma się socjalizm, że będzie zmodernizowany, zmieniony, ulepszony, zdemokratyzowany, dostosowany do nowych czasów. Ja tego układu broniłem. I dopiero gdy zobaczyłem, że obronić się nie da, ustąpiłem. Dzisiaj można powiedzieć, że błądziłem. Ale nie zabłądziłem. Powiem więcej - nieskromnie - przyczyniłem się do zmiany ustroju.

Słynny WUML. 

Dwuletni kurs, wieczorowy, zajęcia po dwa razy w tygodniu. Zorganizowany specjalnie dla wojskowych, więc prawdopodobnie ze specjalnie dobraną kadrą. Wie pani, kto tam wykładał? Adam Schaff, Włodzimierz Brus, Bronisław Baczko, Zygmunt Bauman, Marek Fritzhand, Maria Turlejska, Daniszewski, Pohorylle, Wyrozembski i szereg innych. Odważy się pani wpisać te nazwiska? Jest to przecież w większości późniejsza awangarda opozycji intelektualno-naukowej.


dlaczego nie mówi się, że przed wojną około 800 robotników i chłopów zginęło od strzałów wojska i policji. Pominę już około 400 ofiar wojskowego zamachu majowego. Dlaczego nie mówi się, ile razy na Zachodzie, na tym demokratycznym Zachodzie, wojsko było używane przeciwko demonstrantom. Tam też ginęli ludzie. U nas zaś wzięto pod lupę PRL i bez przerwy wałkuje się, co działo się w 1956 roku, 1970, 1981. Jednostronnie, bez próby spojrzenia na te wydarzenia w szerszym wymiarze. Władza zaatakowana się broni, z takich czy innych względów. Musi przeciwdziałać ekscesom, zwłaszcza gdy ich skala grozi rozprzestrzenianiem się na cały kraj. Wiadomo, co to oznaczało w naszej geostrategicznej rzeczywistości.

szereg dowódców w 1981 i 1982 roku przed rozpoczęciem jakichś akcji pytało na zbiórce: kto nie chciałby uczestniczyć, wystąp! Nie znam przypadku, by ktoś wystąpił. I powiem pani jeszcze więcej, np. w 1970 roku kadra wojskowa musiała nieraz powstrzymywać żołnierzy od zachowań zbyt ostrych. Dlatego że, gdy widzieli pobitych swoich kolegów albo milicjantów, gdy widzieli spalone czołgi, żołnierze byli oburzeni. To taki moment psychiczny, kiedy przestają działać różne formalne i nieformalne zakazy i nakazy, a zaczynają działać emocje negatywne. Pamiętam je z frontu. 

Bez stanu wojennego nasze spotkanie mogłoby odbyć się jedynie na seansie spirytystycznym. Brzmi to paradoksalnie, ale bez stanu wojennego niemożliwy byłby - przynajmniej w tym czasie i formie - Okrągły Stół. Wiele innych przełomowych wydarzeń nie mogłoby zaistnieć, lub zaistnieć znacznie później, a w każdym razie kosztować znacznie więcej.

Nie zgadzam się z Panem. 

Brak komentarzy: