Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 5 września 2011

Kto rządzi w Ameryce


"żadnych nowych podatków"
Jak na wpływową osobę w Waszyngtonie Grover Norquist nie zarabia dużo: jego roczne dochody wyniosły w 2009 r. tylko nieco ponad 220 tys. dolarów. ("Żyje jak mnich" - mówi o nim przyjaciel, konserwatywny dziennikarz John Fund). Nieco otyły, brodaty, Norquist wygląda jak urzędnik średniego szczebla - naczelnik poczty albo kierownik w urzędzie pracy.

 ................

Przyrzeczenie

"Kandydaci i ubiegający się o reelekcję solennie zobowiązują się sprzeciwiać się każdej i wszystkim podwyżkom podatków" - pisze fundacja Norquista. "Podczas gdy fundacja promuje i nadzoruje zobowiązanie, jest ono faktycznie składane wyborcom kandydata, którzy mają prawo wiedzieć, jakie są jego poglądy, nim wyślą go na Kapitol. Ponieważ zobowiązanie jest niezbędnym warunkiem dla wielu wyborców, jest uznawane za wiążące tak długo, jak długo kandydat sprawuje urząd". Nie podpisało się pod tym tylko 6 z 240 republikanów w Kongresie. Zrobiło to także 1,1 tys. wybieralnych urzędników na szczeblu stanowym.

.............Złamanie przyrzeczenia w sprawie podatków przekreślałoby takiego kandydata już na wstępie - zwłaszcza że zostałoby to skutecznie nagłośnione. Co więcej, Norquist - i sprzymierzone z nim inne konserwatywne instytucje - mają dość pieniędzy, żeby sfinansować start w prawyborach innego, bardziej słusznego ideologicznie konkurenta.

..................

Grover Norquist jest jedną z centralnych postaci amerykańskiego ruchu konserwatywnego. Odbywa regularne spotkania z politykami i wpływowymi lobbystami. Ma świetne kontakty z biznesem - w latach 80. pracował na wysokim stanowisku w Amerykańskiej Izbie Handlu, jednej z głównych organizacji lobbystycznych dla biznesu.

Kampania Norquista przeciw podatkom zaczęła się w 1986 r., kiedy oficjalnie poparł ją prezydent Reagan (który, co Demokraci lubią przypominać, wcześniej sam nie miał skrupułów co do podnoszenia podatków). Od tego czasu praktycznie każdy republikanin musi podpisać zobowiązanie dla fundacji Norquista - przepraszam, dla wyborców - bo inaczej nie ma szans, by zaistnieć w konserwatywnej polityce. Podpis pod nim działa jak niezbędna pieczęć ideologicznej czystości.

Ale jaka to ideologia?

.....Norquist studiował na Harvardzie w latach 70., kiedy amerykańskie środowiska intelektualne były dużo bardziej lewicowe niż dziś. Pomysły, które wtedy wcielali w życie republikańscy prezydenci - np. kontrola cen wprowadzona przez Nixona, żeby powstrzymać inflację, dziś uchodziłyby za czysty socjalizm.
Ameryka bardzo przesunęła się na prawo - ale Norquist chce przesunąć ją jeszcze dalej: zmniejszyć udział wydatków rządu w PKB do poziomu sprzed stu lat, sprzed Wielkiego Kryzysu i sprzed czasów New Deal Roosevelta, kiedy zbudowano w Ameryce podstawowy system opieki społecznej.

..... obniżki podatków wprowadzone przez Busha - które bardzo przyczyniły się do obecnej gigantycznej dziury budżetowej w Ameryce - wygasną w 2012 r. i wcale nie jest pewne, że zostaną odnowione. Ponadto znaczna część oszczędności ma dotyczyć budżetu na obronę, który jest największy na świecie - Ameryka wydaje na wojsko więcej niż cała reszta świata - i który jest drogi sercu Republikanów. Bardzo możliwe, że jeśli dojdzie do wyboru - podwyżki podatków albo drastyczna redukcja budżetu Pentagonu - wielu konserwatystów będzie skłonnych złamać obietnicę daną Norquistowi.

Na razie Norquist jednak postawił na swoim: podwyżek podatków nie będzie. Kłopot w tym, że w porównaniu z mieszkańcami innych bogatych krajów Amerykanie wcale nie płacą wysokich podatków. Według danych OECD największą część PKB oddają budżetowi państwa Duńczycy - 48,2 proc. Amerykanie - tylko 24 proc. Podatki w Ameryce są dziś na najniższym poziomie od lat 50, niższym niż w czasach Johnsona, Nixona czy Reagana. Inaczej jest z wydatkami: Amerykanie uwielbiają rozmaite wydatki rządowe - zaczynając od programów socjalnych, a kończąc na armii - ale nie lubią za nie płacić. Stąd gigantyczne deficyty.

Podatki w Ameryce mają specjalne, symboliczne znaczenie: zapalnikiem wojny o niepodległość USA była podwyżka podatków. W amerykańskiej mitologii i popkulturze rząd jest często siłą opresywną i działającą wbrew interesom prostych ludzi. Amerykanie - chociaż rządowe wsparcie towarzyszy im teraz, inaczej niż w czasach pionierów, od kołyski do grobu - lubią uważać się za niezależnych i samodzielnych, jak nakazuje pionierski etos. Często też po prostu nie zdają sobie sprawy, ile dostają od państwa - według sondaży wielu ludzi w ogóle nie uważa za przedsięwzięcia rządowe dwóch gigantycznych i niesłychanie kosztownych programów opieki zdrowotnej, Medicare i Medicaid (odpowiednio dla osób starszych i biednych).

To wszystko sprzyja antypodatkowej retoryce. Nawet Ameryka nie może jednak zadłużać się wiecznie - i kiedyś przyjdzie moment, w którym trzeba będzie naprawdę albo obcinać wydatki, albo podnieść podatki (wielu ekonomistów proponuje chociażby wprowadzenie VAT, który rozwiązałby dużą część problemu z deficytem). Jedno jest pewne - Grover Norquist zrobi wszystko, żeby do tego nie dopuścić. A jak dotąd w swojej ideologicznej krucjacie jest niesłychanie skuteczny.
Źródło: Gazeta Wyborcza


Więcej... http://wyborcza.pl/1,97781,10070785,Ameryka_i_jej_dlugi__Lepsza_smierc_niz_podatki.html#ixzz1X3Jhb1Fm

Brak komentarzy: