Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Polska w tzw. delegowaniu pracowników do pracy za granicą jest liderem UE. Nasi pracownicy stanowią ponad jedną piątą wszystkich delegowanych pracowników w Unii. To ok. 600-800 tys. osób.


Polscy fachowcy mają świetną reputację, są wręcz rozchwytywani. Rynek europejski wymusił więc dla nich tak duże stawki. Muszę płacić zatrudnionemu przeze mnie Polakowi tyle samo, co zarabia Francuz, bo inaczej mój pracownik pójdzie do konkurencji.
Również niewykwalifikowanym pracownikom płacę według lokalnych, zagranicznych stawek. Na Korsyce mam panie sprzątające, które pracują na największym tamtejszym kempingu. Czyszczą sanitariaty przez 7 czy 8 godzin z przerwami w ciągu dnia. Zarabiają 1,5 tys. euro netto na rękę. Zakwaterowanie mają za darmo.

Francuska sprzątaczka też zarabia 1,5 tys. euro, ale sama płaci za mieszkanie.

Obecnie za pracowników delegowanych płacę niższy polski ZUS. Dzięki temu mam niższe koszty pracy i mogą płacić europejskie pensje.

Polska deleguje dziś ok. 600 tys. pracowników. To są miliardy ze składek do polskiego budżetu. Dodatkowo delegowani pracownicy odprowadzają do Polski podatek dochodowy, podobnie jak firmy takie jak moja, które ich zatrudniają.

Cała gra Francuzów o wprowadzenie dyrektywy odbywa się jednak pod pretekstem obrony nieszczęśliwego polskiego pracownika, który jest niby wykorzystywany i zarabia grosze. I oni chcą mu pomóc. Tylko że to fałsz. Już pokazałem panu, że u mnie Polacy zarabiają tyle samo co Francuzi.

Brak komentarzy: