Szukaj na tym blogu
poniedziałek, 27 lutego 2012
Na pewno łatwo jest organizować ludzi wokół religii i kościołów. Może już nie w Europie, ale w Stanach bez wątpienia tak. Jednym z problemów lewicy jest klęska tzw. teorii sekularyzacji – zarówno w Akademii, jak i w polityce. Byliśmy wszyscy absolutnie przekonani, że religia jest skazana na klęskę, a ludzie będą stopniowo coraz bardziej racjonalnie postrzegać rzeczywistość. Jeśli sekularyzacja gdzieś się powiodła to tylko w niektórych częściach Europy, na pewno nie w Stanach, nie na Bliskim Wschodzie, czy w Indiach. Przygotowuję teraz książkę o religiach narodowych, przyglądając się trzem państwom: Algierii, Indiom i Izraelowi. Wszystkie trzy miały w przeszłości tradycje radykalnie świeckich ruchów narodowowyzwoleńczych. Ahmed Ben Bella, pierwszy prezydent Algierii, nie czytał Koranu, tylko Sartre’a i Marlaux. Ben Gurion był przekonany, że ortodoksyjni Żydzi są skazani na los malutkiej, nic nie znaczącej sekty. Nehru wierzył (wprost napisał o tym w swojej książce Odkrycie Indii), że hinduistyczny fundamentalizm nie ma przed sobą żadnej przyszłości. Dziś wydaje się, że wszyscy oni się mylili. Niedawno powiedziałem mojemu przyjacielowi z Izraela, że tym, czego jego kraj naprawdę potrzebuję jest antyklerykalny ruch na wzór tego z III Republiki we Francji przełomu XIX i XX wieku.
Walzer
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz