Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 lipca 2012

Doktryna jako alibi

[-partykularne interesy 
-rezultat]
Spółki
...W skarbie, gospodarce, rolnictwie, infrastrukturze. 
Niemal każdy resort ma spółki. 
Miasta, powiaty, gminy, województwa mają ich bezlik. 
Wciąż powstają nowe. 
Tworzą rodziny, w których trudno się połapać. 
Matki, córki, wnuczki, potomstwo wnuczek z córkami itd.
 O większości żaden dziennikarz nie słyszał. 
Wiele robi to, co w ramach obowiązków powinni robić urzędnicy. [!]

Każda ma kilkuosobowy zarząd i kilkuosobową radę. Prezesi matek są w radach córek i wnuczek. Prezesi jednych córek siedzą w radach innych. Na krzyż. Na zaproszenie. Nawzajem. A obok urzędnicy, którzy mają ich z urzędu kontrolować. Do tego koledzy politycy, którzy się nie załapali, krewni, którym trzeba pomóc, i asystenci mający małe pensje w urzędach. Całe królicze rody partyjnych królów życia porobiły sobie w publicznych spółkach i spółeczkach dyskretne nory złączone plątaniną podziemnych korytarzy.
Ile to kosztuje? Nikt nie wie. Ale skalę da się oszacować. W spółce z pięcioosobową radą i wynagrodzeniem 4 tys. zł miesięcznie - około 250 tys. zł rocznie. W tysiącu spółek daje to ćwierć miliarda. A jest ich więcej, wynagrodzenia bywają wyższe, są liczniejsze rady. 

Czy te kilkaset milionów - może parę miliardów - to dużo? To jest złe pytanie. Lepiej zapytać: na jaką cholerę 20 lat budujemy ten króliczy labirynt? 

Doktryna mówi: potrzebny jest nadzór, 

a kodeksowa spółka pasuje do rynku. 
Ale spółki (np. szpitalne) na ogół nie radzą sobie lepiej. 
A rady ich nie nadzorują. Wiedzą, że nie należy. 
Prezydent, marszałek, minister mianuje radę po uważaniu. 
Potem ogłasza konkurs do zarządu. Wygrać ma jego człowiek. 
Rada wie, co będzie, gdy go nie wybierze lub zacznie prześwietlać. 
A zarząd rozumie, kogo ma zatrudniać, kto ma wygrywać przetargi itp. 
Uczciwe konkursy na pewno się zdarzają, 
ale o takim przypadku nie słyszałem.

Dzięki spółkom 

minister, marszałek, prezydent 
ma w publicznych firmach sto procent władzy i zero odpowiedzialności. 
Jak idzie nie tak, powie, że to niezależna firma i może zmieni radę. 
A władze spółek są wyjęte spod prawa o informacji publicznej. 
Nadużycia mogą schować za "tajemnicą spółki" albo "tajemnicą handlową".

Kiedyś to się dało zrozumieć. Mieliśmy przedsiębiorstwo państwowe. Trzeba było od niego uciec. Ale wtedy rycie dopiero się zaczynało. Po każdych wyborach przybywało nor i korytarzy. Najnowsza faza to wymuszone ustawą przekształcanie szpitali w spółki samorządowe - kosztowne, za to skutecznie maskujące nepotyzm i korupcję.

PO czuje się skrzywdzona tąpnięciem sondaży po taśmach PSL. Niesłusznie. 

To nie jest afera PSL. 
To jest afera systemu. 
PO ten system umacnia. Podobnie jak poprzednie rządy, 
z których wiele padało pod ciosami afer w spółkach.

Odpowiedzią na część tej patologii jest prywatyzacja.

[zła odpowiedź!]
 Ale większość "spółek" państwo założyło z sobą 
i przez nie wypełnia swoje obowiązki. 

Spółkami są nie tylko media publiczne i PAP, 

ale też Agencja Rozwoju Przemysłu, 
Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych 
oraz bezlik ich kuzynek w rządzie i samorządach. 
Kiedyś był to wynik naiwnego rynkowego entuzjazmu. 
Dziś - podobnie jak w przypadku rządowych i samorządowych fundacji 
- główną racją jest ucieczka z siatki urzędniczych płac. 
Królicze jamy.
Każda partia rządząca w Polsce, województwie, powiecie 

musi kiedyś w taką jamę wpaść. 
Póki ktoś ich wreszcie nie zasypie. 


                                    Jacek Żakowski
Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: