Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 26 marca 2012

Bóg humor i ojczyzna

[Wyjątki z wywiadu z Mleczką.
Te najmniej ciekawe, bo Wyborcza te najlepsze zostawiła 
wydaniu papierowym.]


"Życie człowieka gówno znaczy / lecz to nie powód do rozpaczy".
- Pochodzę z rodziny, w której ludzie nie mówili o swoich emocjach. Kiedyś w złym tonie było epatowanie uczuciami, teraz jest w dobrym. To dziwne, nienormalne.
Podobno ma pan na papierze, że jest normalny?
- Na studiach chciałem się wymigać od wojska. Oświadczyłem, że jestem wariatem, postanowili sprawdzić. Leżałem w psychiatryku w Krakowie, dawali mi jakieś tabletki. Po miesiącu lekarz powiedział, że przykro mu, ale jestem normalny. Nie przygotowałem się. Trzeba było coś o tym poczytać, a ja tak z marszu powiedziałem, że jestem wariatem - a żeby być wariatem, trzeba mieć o tym jakieś pojęcie. Dostałem na papierze zaświadczenie o normalności. Na wszelki wypadek trzymam do dzisiaj. 
Bardzo mi się tam podobał facet chory na prawdomówność. Właściwie leczył się na to, że nie był w stanie zachować poprawności politycznej, i zawsze mówił to, co myśli. Jeśli uważał, że jego szef jest idiotą, to mówił: "Szefie, jest pan idiotą".
Można powiedzieć, że wypłynął pan na gołych dupach.
- Uważam seks za rzecz przyjemną, chociaż - patrząc na to z dystansu - przy odrobinie poczucia humoru można umrzeć ze śmiechu. No, ale hormony robią swoje. Najpierw to robiłem, później rysowałem. I w latach 70. naród uznał, że jestem czołowym gorszycielem. 
Kiedyś dzwoni do mnie przerażony redaktor "Szpilek", że był telefon od towarzysza Zdzisława Grudnia, I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego, bo mu się mój rysunek nie podoba. A to była ilustracja do wiersza Kofty o gołej babie w trawie, więc narysowałem gołą babę w trawie. No ale nie jestem od tego, żeby oceniać swoją twórczość, a pewnie nie doczekam, żeby ktoś wydał wiekopomne dzieło na jej temat, bo w naszym kraju byle gówno jest recenzowane, ale jak ktoś tworzy coś śmiesznego, to w życiu... Wystarczy porównać liczbę publikacji na temat geniusza, jakim był dla mnie Fredro, i nudziarza, jakim był Słowacki.
Polacy nie traktują poczucia humoru poważnie?
- Poczucie humoru to poważny problem. Nie bardzo wiadomo, jak go zdefiniować, ma wiele odcieni. Narysowałem tysiące rysunków satyrycznych i do dzisiaj nie potrafię powiedzieć, jak to się robi. 
W zasadzie nic oprócz rysowania nie potrafię. Kiedyś przerwałem studiowanie i zostałem pomocnikiem cieśli w Hydrobudowie w Tarnobrzegu. Budowaliśmy tamy na ciekach wodnych, rzeczkach. Było to zabawne, ponieważ za komuny nie było istotne, czy to, co się robi, będzie działało, ważne było, żeby robić.
Kult pracy.
- Robiliśmy na mrozie śluzy z betonu, ze świadomością, że przy takiej pogodzie beton nie zwiąże, że to się rozsypie. Ale plan był wykonany: odebranie, chorągiewka, jak trzeba. Miło to wspominam. Zupełnie jak z Hłaski. Brygada kilkuosobowa, tanie wino, siadaliśmy w pakamerze i piliśmy, a jeden z robotników, erotoman ksywa "Pluskwa", opowiadał swoje przygody. Jako student byłem najniżej w hierarchii, "Ej, ty, student" - mówili. Jak nie umiałem wbić gwoździa, to brygadzista wołał: "Patrzcie chłopaki!". Dlaczego o tym mówię? Nie było takiego pytania.
Może dlatego, że teraz autostrady też budują w zimie i też beton się nie wiąże. Rozumiem, że tak pan poznał życie prostego człowieka.
- Życie ludu pracującego poznałem wcześniej, mój ojciec zatrudniał pracowników, z których dziećmi się przyjaźniłem. Do dzisiaj z Tadkiem Chmielem wysyłamy sobie życzenia świąteczne, chociaż nie widzieliśmy się chyba ze 30 lat. To był mistrz strzelania z procy, potrafił wróbla trafić w łeb. Ale sam nie wiem, czy tak było naprawdę, czy tak mi się tylko wydaje. Pamiętam na przykład, jak o mało nie zostałem mordercą.
Byłem na kilku obozach harcerskich, bo komuna za darmo, w ramach katowania narodu, wysyłała dzieci na kolonie i obozy. Pojechałem w Bieszczady, a tam jeździł po połoninach magik, który pobierał po złotówce od harcerza i dawał występ. Odśpiewaliśmy, że płonie ognisko i szumią knieje, po czym pokazywał sztuczki, ale mu nie szły, bo nie był to profesjonalista. Widział, że mu nie idzie, więc postanowił nas dobić numerem ekstra. Wyjął sznur, gruby, konopny, chustę dużą dzierganą i powiedział: a teraz niech wystąpi dwóch najsilniejszych druhów. Podniósł się druh Słowik i ja. Magik zawiązał sobie na szyi sznur, założył chustę na głowę i mówi: ciągnijcie ten sznur z całych sił. No to ciągniemy, nic się nie dzieje, tylko jakiś charkot. Kiedy drużynowy ściągnął mu szmatę z głowy, facet miał już język na wierzchu. Podaję to jako dowód na to, że w każdym zawodzie lepiej być profesjonalistą.
To fragment wywiadu z Andrzejem Mleczko - rysownikiem, najbardziej znanym jako autor rysunków satyrycznych. Zajmuje się też plakatem, scenografią, grafiką i rysunkiem reklamowym.
Urodził się w 1949 r. w Tarnobrzegu. Studiował na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Debiutował w 1971 r. w tygodniku "Student". Opublikował ponad 20 tys. rysunków i ilustracji w kilkudziesięciu pismach i magazynach. Stale współpracuje z "Polityką" i "Playboyem". Jego twórczość była prezentowana na 125 wystawach indywidualnych w kraju i 30 za granicą. Prowadzi dwie galerie autorskie - w Krakowie i Warszawie. Dotychczas jego prace ukazały się w 46 książkach i albumach. Ostatnio wydał zbiór "40 lat rysowania" (Wydawnictwo Universitas). Uhonorowany m.in. Nagrodą Kisiela w kategorii publicysta (2010). Jego oficjalna strona: www.mleczko.pl

Więcej... http://wyborcza.pl/1,123455,11413028,Andrzej_Mleczko__Malo_nie_zostalem_morderca.html#ixzz1qFtceaeO

Brak komentarzy: