Sceptykom entuzjaści, którzy uważają, że metropolia wyżywi się sama, pokazują mapę Nowego Jorku z zaznaczonymi na zielono terenami pod uprawę - na dachach, tarasach, tyłach domów.
Czy Nowy Jork może sam się wyżywić? Teoretycznie to możliwe, jeśli uda się pokonać górę przeszkód. Trzeba zmienić przepisy, przekonać deweloperów i właścicieli domów, którzy na razie nie wpuszczają lokatorów na dach.
Niektóre warzywniki na dachach są imponujące. Brooklyn Grange to największa na świecie szklarnia na dachu. Ma 40 tys. m kw. powierzchni. Zajmuje dach starych magazynów z 1919 roku.
Organiczne pomidory, sałaty, różne zioła, figi i maliny hoduje król manhattańskich delikatesów Eli Zabar. Właściciel ekskluzywnej sieci Vinegar Factory zakupił w 1991 roku starą fabrykę i zamienił ją w warzywnik pod szkłem.
- Wykorzystuję w nim ciepło odzyskane z moich piekarni i cukierni - powiedział ''New Jork Timesowi''. Korzyści jest kilka. Oszczędne dla środowiska ponowne wykorzystanie energii to jedna z nich, a ponadto wszystko jest świeże.
- Zbierasz rankiem, sprzedajesz tego samego dnia, nie potrzebujesz więc zamrażalni i wszystko smakuje lepiej - mówi Zabar. I dodaje z uśmiechem: - W zależności od pory dnia w szklarniach pachnie chlebem, croissantami albo babeczkami.
Na Manhattanie są nie tylko siedziby banków, ale też ule z pszczołami. Andrew Cote, japonista i przewodniczący Stowarzyszenia Pszczelarzy z Nowego Jorku w jednej osobie, ma na swoim dachu na East Village 250 uli. Kocha je, choć to trudna miłość, bo przez 11 lat, do roku 2011, władze Nowego Jorku zakazywały hodowania pszczół w mieście. Argumentów nie brakowało - a to że bestia ukąsi, a to że miód będzie zatruty spalinami. Ostatecznie zwyciężył zdrowy rozsądek. Nowy Jork chce być zielony, miasto sadzi milion drzew, również owocowych, a drzewa potrzebują zapylania.
Zielonych popiera obecny mer Michael Bloomberg, który chce, by Nowy Jork stał się światowym liderem zrównoważonego rozwoju. Podczas Dnia Ziemi w 2007 roku Bloomberg ogłosił ulgi podatkowe za założenie zielonego ogrodu. Do dziś powstało ich już ponad 600.
ONZ ogłosiło niedawno przekroczenie progu ponad połowy ludności zamieszkującej miasta. A zatem miasta, przede wszystkim te duże, to nasza przyszłość. I ogromne wyzwanie dla środowiska - większa ludność to więcej energii, surowców, wody pitnej. Planety może nie wystarczyć. Nowoczesne rolnictwo przemysłowe dochodzi już do ściany, bo potrzebuje bardzo dużo wody, a jej zasoby są na wyczerpaniu. Co gorsza, wielkie fermy zatruwają glebę, rzeki i jeziora, wylewając do nich resztki nawozów.
Czy jest ratunek? Tak - miasta, które zaczną wytwarzać własną żywność, produkować czystą energię i odzyskiwać wodę pitną. Jak śpiewał Lennon: ''You can say I am a dreamer but I'm not the only one...'' (Możesz powiedzieć, że jestem marzycielem, ale nie jestem jedyny).
Czy Nowy Jork może sam się wyżywić? Teoretycznie to możliwe, jeśli uda się pokonać górę przeszkód. Trzeba zmienić przepisy, przekonać deweloperów i właścicieli domów, którzy na razie nie wpuszczają lokatorów na dach.
Niektóre warzywniki na dachach są imponujące. Brooklyn Grange to największa na świecie szklarnia na dachu. Ma 40 tys. m kw. powierzchni. Zajmuje dach starych magazynów z 1919 roku.
Organiczne pomidory, sałaty, różne zioła, figi i maliny hoduje król manhattańskich delikatesów Eli Zabar. Właściciel ekskluzywnej sieci Vinegar Factory zakupił w 1991 roku starą fabrykę i zamienił ją w warzywnik pod szkłem.
- Wykorzystuję w nim ciepło odzyskane z moich piekarni i cukierni - powiedział ''New Jork Timesowi''. Korzyści jest kilka. Oszczędne dla środowiska ponowne wykorzystanie energii to jedna z nich, a ponadto wszystko jest świeże.
- Zbierasz rankiem, sprzedajesz tego samego dnia, nie potrzebujesz więc zamrażalni i wszystko smakuje lepiej - mówi Zabar. I dodaje z uśmiechem: - W zależności od pory dnia w szklarniach pachnie chlebem, croissantami albo babeczkami.
Na Manhattanie są nie tylko siedziby banków, ale też ule z pszczołami. Andrew Cote, japonista i przewodniczący Stowarzyszenia Pszczelarzy z Nowego Jorku w jednej osobie, ma na swoim dachu na East Village 250 uli. Kocha je, choć to trudna miłość, bo przez 11 lat, do roku 2011, władze Nowego Jorku zakazywały hodowania pszczół w mieście. Argumentów nie brakowało - a to że bestia ukąsi, a to że miód będzie zatruty spalinami. Ostatecznie zwyciężył zdrowy rozsądek. Nowy Jork chce być zielony, miasto sadzi milion drzew, również owocowych, a drzewa potrzebują zapylania.
Zielonych popiera obecny mer Michael Bloomberg, który chce, by Nowy Jork stał się światowym liderem zrównoważonego rozwoju. Podczas Dnia Ziemi w 2007 roku Bloomberg ogłosił ulgi podatkowe za założenie zielonego ogrodu. Do dziś powstało ich już ponad 600.
ONZ ogłosiło niedawno przekroczenie progu ponad połowy ludności zamieszkującej miasta. A zatem miasta, przede wszystkim te duże, to nasza przyszłość. I ogromne wyzwanie dla środowiska - większa ludność to więcej energii, surowców, wody pitnej. Planety może nie wystarczyć. Nowoczesne rolnictwo przemysłowe dochodzi już do ściany, bo potrzebuje bardzo dużo wody, a jej zasoby są na wyczerpaniu. Co gorsza, wielkie fermy zatruwają glebę, rzeki i jeziora, wylewając do nich resztki nawozów.
Czy jest ratunek? Tak - miasta, które zaczną wytwarzać własną żywność, produkować czystą energię i odzyskiwać wodę pitną. Jak śpiewał Lennon: ''You can say I am a dreamer but I'm not the only one...'' (Możesz powiedzieć, że jestem marzycielem, ale nie jestem jedyny).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz