1. Zaniechanie jako forma kłamstwa
Kiedy gazeta, nawet opozycyjna wobec rządzących, unika jednoznacznego nazwania fałszerstwa fałszerstwem – dopuszcza się grzechu zaniechania. To nie tylko słabość, to pasywne współuczestnictwo w demontażu debaty publicznej. Nazwanie fałszerstwa „cudem nad urną” to jak nazwanie korupcji „nieprawidłowością w przydzielaniu środków”.
2. Eufemizm jako mechanizm rozmywania odpowiedzialności
Język ma moc. Jak pisał Orwell, kiedy język się psuje, psuje się także myślenie. Używanie eufemizmów jest wygodne – nie naraża na pozew, nie antagonizuje reklamodawców, pozwala zachować pozory obiektywizmu. Ale w rzeczywistości zaciera granice między prawdą a kłamstwem, między błędem a przestępstwem.
3. Czwarta władza bez kręgosłupa
Jeśli media boją się mówić prawdę wprost – przestają być czwartą władzą. A społeczeństwo bez niezależnych i odważnych mediów staje się łatwym łupem dla cynicznych graczy politycznych. W takim układzie nawet najbardziej oczywiste fakty zostają unieważnione, a rzeczywistość zamienia się w teatr narracji.
4. Czy możemy sobie pozwolić na zakłamywanie rzeczywistości?
Nie. Bo to prosta droga do legitymizacji bezprawia. Bo jeżeli media nie nazwą fałszerstwa – społeczeństwo uzna, że go nie było. A skoro go nie było, to znaczy, że można je powtórzyć. To nie tylko brak odwagi, to brak odpowiedzialności za przyszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz