Szukaj na tym blogu

piątek, 26 lutego 2016

Joanna Scheuring-Wielgus -"........ci, którzy byli uśpieni, mieli wszystko gdzieś,

bo ich ani to państwo, ani te elity polityczne 
nie namawiały do uczestnictwa."
-"....Wszystkie moje działania brały się z takich doświadczeń. Ja jestem prostą dziewczyną, za taką się uważam, całe życie się uczę i nie wstydzę się o tym mówić. Znam się na kilku rzeczach, ale w innych jestem otwarta. Tylko że kluczem jest dla mnie działanie tu i teraz. Pojechałam więc do Warszawy z pakietem polityki miejskiej, obywatelskiej i kulturalnej, bo wiem, jak to robić. Ale wymieniam się z kompetencjami.


-"Nauczyłam się ciężko pracować i dobrze organizować własną pracę, bo w tym świecie NGO-sowym byłam trochę wyjątkiem, jeśli chodzi o zorganizowanie pracy, jej intensywność, zdolność kończenia tego, co się zaczęło. A tego właśnie nauczyłam się w korpo. [Druga osoba po Ciosku dobrze o korporacjach]


My jesteśmy trochę zdziczali, osamotnieni, 
tak już wyrastaliśmy. Ja pracując w korporacji, też lokowałam tę moją potrzebę wspólnego działania na zewnątrz, właśnie działając w NGO-sach, chodząc na manifestacje, organizując pewne rzeczy dla innych. Ale zawsze widziałam, jak bardzo jest nas mało. I że większość ludzi ma to wszystko w nosie.

Mnie nie groziła „śmierć” z rąk miejskich włodarzy, więc nie musiałam też przestrzegać zasady bycia cichą wobec błędów silniejszych, czyli władz. 
Już jak miałam fundację i działałam na rzecz innych organizacji, to pieniądze zdobywałam z ministerstwa, od sponsorów, nigdy nie byłam zależna od miasta. 
I mogłam sobie swobodnie pozwolić na krytykę tego, co tu było chore.
-"................zetknęłam z taką martwą maszynką radnych, 
z wieloma osobami, które mają wszystko w nosie, 
których nie interesuje, jak podnoszą rękę, bo 
ich duże struktury i ich liderzy wszystko za nich robią, 
nawet za nich myślą. 
Przez pierwszy miesiąc chodziłam znokautowana. Dopiero później ochłonęliśmy 
i zaczęliśmy robić swoje. Ale wtedy zrozumieliśmy także, że pewnych rzeczy w Toruniu nie zrobimy, jak nie będziemy mieli przełożenia na politykę centralną.  
-"..................W Nowoczesnej nie ma autorytaryzmu w poglądach czy wodzowskiego kierowania partią, ale właśnie dlatego są te specjalizacje. Każdego i każdej z nas. A potem burze mózgów. Jeśli dojdę do wniosku, że Ryszard w jakiejś sprawie się myli, będę się z nim spierać. Jeśli on albo ktoś inny z naszego klubu będzie miał wątpliwości do mojej agendy polityki miejskiej czy kulturalnej, będę jej musiała bronić. Prosta zasada: jestem do czegoś przekonana, próbuję przekonać innych. Tak to u nas działa. To czas, kiedy jesteśmy 29-osobowym klubem, który dopiero powstał. Jesteśmy zbiorem osób o zbliżonych poglądach, ale w wielu sprawach wspólne stanowisko będzie się dopiero ucierać. I możemy zaskoczyć.


-"....... czuję się coraz bardziej zaniepokojona i coraz bardziej bezradna. Jeśli w ogóle mogę kontestować zachowania władzy, przemycić swój obraz tego, co widzę w polskiej polityce, mam jedną minutę na wypowiedź, bo później mi wyłączają mikrofon. I wiem, że to zostanie puszczone mimo uszu, bo jest maszynka załatwiająca wszystko odmownie, odrzucająca wszystkie poprawki, uwagi. Widzę narastającą pychę ludzi, którzy tę maszynkę stworzyli i puścili w ruch. I coraz większą niemoc wszystkich innych. To coraz bardziej mnie wkurza, bo jest zupełnie wbrew temu, co ja próbuję realizować od wielu lat w mieście, w Toruniu. To jest pozbawienie ludzi zupełnie podstawowych relacji pomiędzy sobą, całkowite zerwanie rozmowy, dialogu. Zawsze wychodziłam z założenia, że wszyscy się różnimy. Sama mam znajomych od prawa do lewa i potrafię z nimi normalnie rozmawiać. A tu, w Sejmie, mam poczucie ewidentnego zagrożenia dla najbardziej podstawowych międzyludzkich relacji.

-"..............najgorsze jest to, 
że w ogóle nie ma rozmowy. 
PiS używa retoryki, 
że bliski jest im dialog, rozmowa, 
ale to jest tak puste, 
że aż mnie przeraża. Rozmowa jest bowiem narzędziem, które sprzyja relacjom, niezależnie od tego, co sądzisz w sprawie podatków czy związków zawodowych. Rozmowa ma prowadzić do wymiany informacji i być może także – zmiany stanowiska. A ludzie z PiS-u nie rozmawiają w ogóle. Rzeczywistość na Wiejskiej jest jeszcze gorsza niż to, co widzą media, które pokazują tylko 30 procent tego, co się tam dzieje naprawdę. Jako socjolożka obserwuję ludzi, Beatę Szydło, posłów i posłanki PiS, ich język ciała, ich zachowania między sobą, coś, czego w mediach nie widać. Wyobraź sobie, że możesz w Sejmie pójść na kawę z kimś z PO i nawet się na tej kawie pokłócić. Ale z kimś z PiS-u już nie. Oni są zamknięci w takim kokonie niedostępności. Dla mnie to jest największe zagrożenie, które może doprowadzić do przekroczenia granicy, za którą kończy się polityka, w każdym razie demokratyczna. 

-"............ dziś to na czele PiS-u stoi osoba, która jest samotna, wierzy tylko sobie, jest zorientowana tylko na siebie, egoistycznie, narcystycznie. Znamy ją jako osobę, która oprócz relacji z rodziną i z bratem nigdy w życiu nie weszła z innymi ludźmi w relacje, które by nie były kompletnie instrumentalne. I tak się potem zachowuje całe Prawo i Sprawiedliwość. 


Na początku naszej rozmowy mówiłam, że wielu ludzi po raz pierwszy od czasów szkolnych zobaczyłam na KOD-zie. 

Mam więc nadzieję, że ludzie naprawdę się obudzą. 
Nie po to, żeby kogoś „obalać”, ale 
żeby tę władzę zmusić do rozmowy."
 
Joanna Scheuring-Wielgus, ur. 1972, socjolożka, działaczka społeczna, polityczka.